Czarny Pryzmat – recenzja

Podoba się?

„Czarny Pryzmat” otwiera drugi cykl powieści Brenta Weeksa. Pierwszego jeszcze nie czytałam. Właściwie nie wiem dlaczego. Nie miałam czasu? Sposobności? Teraz to nieważne. Pierwszą część „Powiernika Światła” podsunął mi brat. Zakochałam się. 

Pryzmatem, a jednocześnie najpotężniejszym człowiekiem na świecie jest Gavin Guile. Posiada władzę i bogactwa – tylko dzięki swojej mocy. Jest najwyższym kapłanem, łącznikiem pomiędzy bogiem Orholamem a innymi ludźmi. Utrzymuje kruchy pokój, który łączy siedem satrapii. W czasie wojny jest promochosem, dzięki czemu posiada władzę absolutną. Ludzie go szanują lub nienawidzą. Wszyscy się go boją. Bowiem jako jedyny potrafi rozszczepić światło na siedem kolorów. Jest wysłannikiem Boga. Wybrańcem.

Autor postanowił dać swojej powieści troszeczkę inne fundamenty, niż te, które spotykamy w co drugiej powieści fantasy. Zamiast wilkołaków i wampirów w swojej książce serwuje nam ludzi, którzy zależnie od kolorów, którymi dysponują, stoją na szczeblach pewnej hierarchii. W tym świecie szacunek i władzę zdobywa się,dzięki swoim umiejętnościom. Krzesanie kolorów to dar, ofiarowany przez samego Boga. Jedni nie potrafią nic, inni używają dwóch czy nawet trzech. Szkolą się w Chromerii, państwie, które skupia całą władzę. Raz na kilkanaście lat pewien człowiek odkrywa, że potrafi całkowicie rozszczepiać światło. Jest Pryzmatem. Niestety, dekadę temu taki talent odkryło dwóch braci. Pierwszy był gotów podzielić się władzą, drugi chciał wszystko. Walkę między nimi nazwano Wojną Fałszywego Pryzmatu. Zrujnowała prawie wszystkie państwa, które musiały się opowiedzieć po jednej ze stron. Istniał także bardziej przyziemny cel, który osiągnąć chciał każdy z braci. Była to kobieta.

Krzesanie nie jest aż taką trudną czynnością. Do zrozumienia, nie do wykonania. W pewnym momencie człowiek odkrywa, że pod wpływem emocji po raz pierwszy udało mu się zrobić niebieską kulę. Jest monochromistą. Kolory ułożeniem odpowiadają tęczy. Najczęściej dichromata włada dwoma kolorami leżącymi obok siebie. Tylko od czasu do czasu występują wyjątki i taka osoba posiada kolory z różnych części spektrum. Krzesanie jest bardzo niebezpieczne dla życia człowieka. Gdy taka osoba nie krzesze, popada w depresję. Nie widzi sensu życia. W momencie, kiedy robi to za często, dosłownie dostaje szału i staje się kolorakiem. Ci są nieobliczalni. Potrafią zrobić wszystko, aby osiągnąć swój cel. Zniszczyć ukochaną osobę. Wymordować pół wioski. Nigdy nie wiadomo, kiedy krzesiciel stanie się kolorakiem.

Pryzmat ma ułatwione zadanie. Śmierć przychodzi po niego w równych odstępach, co siedem lat. Gavin, na każdy rok stawia sobie jeden, duży cel. Wie, że nie zostało mu wiele czasu. Nagle odkrywa, że w odległym królestwie żyje trzynastoletni chłopiec, który może być jego synem. Stawka staje się coraz większa. Tym bardziej, że mężczyzna musi zdecydować, jak wielką jest w stanie zapłacić cenę, aby zachować sekret, który może zniszczyć cały świat.

Jak wspomniałam wcześniej, zakochałam się w tej książce. Jednak nie była to miłość od pierwszego wejrzenia. Fabuła jest napisana po mistrzowsku, każdy szczegół starannie dopracowany. Przyznaję, że jest wiele tych szczegółów i żeby wszystko na początku zrozumieć, trzeba się solidnie napracować. Pan Weeks serwuje nam kilka wspaniałych przewrotów akcji, które proszą się o palpitacje serca. W momencie kiedy mogę być pewna zakończenia, doczytuję rozdział i doznaję szoku. Od pierwszego do ostatniego słowa, autor trzyma nas w napięciu. Podsyca ogień, który nie przestaje gasnąć.

Gavin jest człowiekiem innym, niż wszystkim się wydaje. Musi podejmować decyzje, które przeczą jego ideałom i rujnują mu życie. Za wszelką cenę stara się zrobić coś dobrego dla innych. Kocha osobę, z którą nigdy nie było mu dane być. Karris z młodej i naiwnej dziewczyny zmieniła się w ostrą babkę, która niejednego potrafi przyprzeć do muru. Z każdą mijającą stroną byłam coraz bardziej przekonana, że ci dwoje świetnie do siebie pasują. Co gorsza, oni o tym wiedzą. Niewidzialny mur pomiędzy nimi, zbudowany lata temu, nie tylko przez nich, ale także przez ich bliskich, nie pozwala na pierwszy krok. Wątek nieszczęśliwej miłości wydaje się poboczny, ale czy na pewno? W przyszłych tomach od decyzji tych dwojga może zależeć wszystko. Życie. Śmierć. Władza. Od decyzji, które będą podejmowali razem, lub osobno…

Wszystko obraca się wokół Gavina – głównej postaci, jednak nie wolno zapomnieć nam o Kipie. Chłopcu „pulpecie”, który w jednej chwili zmienił całe swoje życie. Sam nie wie, czy na lepsze. Łatwowierny i prostolinijny młody mężczyzna sporo namiesza, ale także wiele da od siebie. Będzie starał się dotrzymać przyrzeczenia, które złożył matce, przy czym także nie zawieść nowo poznanego ojca. Wkrótce przekona się, że jedno nie idzie z drugim w parze, a sam w pewnym momencie będzie musiał zdecydować. Co zrobi? To pytanie za milion dolarów.

Czytając powieść, bardzo się ubawiłam, miło spędziłam czas. Może to nawet niewłaściwe, bo większość fabuły jest przesycona grozą i strachem. Nic na to nie poradzę. Taka książka zdarza się raz na kilkanaście innych. Takich powieści się nie zapomina.
Cały czas wydawało mi się, że wszystko się wali. Dotychczasowy porządek ustępuje czemuś innemu. Połykałam strony czym prędzej. Chciałam wreszcie dobrnąć do końca. Najwyraźniej mówi to wiele o braku mojej inteligencji. Kończąc ostatnią stronę, miałam więcej pytań niż przy pierwszej. Gorzej. Właściwie cała książka jest jednym wielkim znakiem zapytania. Wprowadzeniem do kolejnych tomów. Budzi to moją radość i zniechęcenie. Przez to, że skończyłam już pierwszy tom, będę musiała dłużej czekać na drugi…

Moja ocena : 10/10

Tytuł: Czarny Pryzmat
Autor: Brent Weeks
Wydawnictwo : MAG
Rok wydania:  23 lutego 2011
Liczba stron: 752

Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze