Zwiadowcy. Cesarz Nihon-Ja – recenzja

Podoba się?

Lubisz opowieści o przyjaźni i lojalności, których moc gna bohaterów w nieodkryte kraje? Z gorącymi policzkami szukasz w bibliotekach i księgarniach kolejnej książki przygodowej? I wreszcie – reagujesz szerokim uśmiechem na powieść osadzoną w realiach średniowiecznych? Jeśli odpowiedź na wszystkie trzy pytania (albo chociażby na jedno) brzmi „tak” – nie pożałujesz! Wiedz, że seria Zwiadowcy Johna Flanagana została napisana i wydana dla Ciebie, drogi Czytelniku, zaś dziesiąty tom pod tytułem Cesarz Nihon-Ja jest jej godnym ukoronowaniem.

Horace, młody, zdolny rycerz, osiadłszy w zamku suwerena po wielu przygodach przeżytych wraz z gronem przyjaciół, zwyczajnie zaczyna się nudzić. A że nuda potrafi być niebezpieczna, zostaje wysłany do dalekiego królestwa z bardzo istotnym, choć może mniej emocjonującym zadaniem – zadzierzgnąć przyjaźń między Araluenem, swą ojczyzną, a władcą Nihon-Ja, cesarzem Shigeru. Obaj mężczyźni bardzo szybko przywiązują się do siebie i to właśnie zaważy na przyszłym losie Horace’a; bowiem pewien przedstawiciel wysokich rodów nie przepada za obecnym rządzącym i zrobi wszystko, by samemu zająć jego miejsce na tronie. A, jak wiadomo, kompana porzucać w potrzebie się nie godzi! Z tą samą myślą przyjaciele rycerza, dowiedziawszy się, że ów zaginął, z Willem – młodym zwiadowcą – na czele, bez lęku ruszają na poszukiwania. I to dopiero początek…

Z ogromnym zadowoleniem wraz z każdym tomem odnotowywałam, że autor przejawia „tendencję wzrostową” we wszystkich dziedzinach swego pisania. Każda kolejna opowieść o Willu zwiadowcy została napisana lepiej od poprzedniej. O ile pierwsze części skupiały się wokół głównego zagadnienia i poboczne były niezbyt rozwijane, to ostatni tom kojarzy mi się dość obrazowo z drzewem – silny pień, ale też mnóstwo coraz to mniejszych konarów i gałęzi. Flanagan osiągnął w tym punkcie istny kunszt i można by rzec, iż żywię pewną… pełną ekscytacji obawę, jak będzie wyglądała zapowiadana przez wydawnictwo Jaguar nowa seria tego autora.

Podobnie rzecz wygląda ze stylem – z biegiem czasu staje się coraz bogatszy i przyjemniejszy w odbiorze, zatem to, co już na samym początku sprawiało mi niemałą radość, w końcowej fazie zasługuje na zachwyt pełen milczącego podziwu. Jaki jest? „Ciepły” to idealne słowo. Nie doświadczysz brutalności czy nadmiernej powagi, autor opisuje zdarzenia zgodnie z ich rzeczywistym wyglądem, ale unika budzących odrazę szczegółów – i chwała mu za to!

Bohaterów mamy dużo, ale zostali poprowadzeni tak zręcznie, że nie sposób się wśród nich pogubić. Każdy ma jakieś cechy, które wyróżniają go z tłumu i zapisują w pamięci czytającego; pełen energii Will, nieco tępawy, acz poczciwy Horace, mrukliwy Halt… O ile wcześniej mogłam operować tylko owymi określeniami, to im dłużej przybywałam z postaciami, tym większej głębi nabierały. Nie są sztywne, trzymane w okowach pierwotnych pomysłów pisarza; zmieniają się pod wpływem lat, otoczenia, ludzi, powoli, lecz skutecznie, byśmy w końcu otrzymali na kartach Cesarza Nihon-Ja osoby zgoła inne, lepsze niż na początku.

Po zakończonej lekturze mogę tylko zaklaskać i westchnąć z ogromnym zadowoleniem. A to jest znak dla wszystkich wahających się – pora odwiedzić najbliższą księgarnię, bo taką książkę warto mieć na półce.

Tytuł: Cesarz Nihon-Ja

Seria: Zwiadowcy

Autor: John Flanagan

Wydawnictwo: Jaguar

Rok wydania: 2012

Wydanie pierwsze

 

Dziękujemy wydawnictwu Jaguar za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze