W dziwnej sprawie Skaczącego Jacka – recenzja

Podoba się?

Są książki tak piękne, że strach na nie patrzeć z obawy przed zniszczeniem. Debiut Marka Hoddera, W dziwnej sprawie Skaczącego Jacka, jest właśnie takim przypadkiem. Przyciąga wzrok, skupia na sobie całą uwagę, zapiera dech w piersiach, ale budzi też lęk przed rozczarowaniem – a nuż tak piękna okładka została zmarnowana na kiepską powieść? Na szczęście nie spotkał mnie zawód i czas spędzony przy lekturze obfitował w pozytywne wrażenia.

Na ogół staramy się o tym nie myśleć, ale kiedy po kłótniach emocje powoli opadają, gdzieś w głębi świadomości cicho dźwięczy pełne niepokoju pytanie: a jeśli to było ostatnie spotkanie? Jeśli nigdy więcej się nie zobaczymy? To zwykle wystarcza do wyciągnięcia dłoni. Cóż, sir Richard Francis Burton i John Speke nie mieli okazji i chęci zakończyć długoletniego sporu, nim jeden z nich dokonał żywota. Straszliwa wiadomość o samobójstwie przyjaciela – cóż z tego, że byłego? – spadła na Burtona jak grom z jasnego nieba… i to w najlepszym momencie. Bowiem gdyby Speke zwlekał z wpakowaniem sobie kulki w łeb do tysiąc osiemdziesiątego czwartego roku, czyli tak, jak podaje historia, Burton nie dostałby polecenia – i to z samej góry, od jego królewskiej mości króla Alberta! – wyjaśnienia pewnych osobliwych zjawisk, które w szanujących się czasach prężnego postępu, wieku pary i eugeniki, nie powinny mieć miejsca. Sęk w tym, że sprawa jest już na pierwszy rzut oka mocno skomplikowana, a każda próba rzucenia nań światła sprawia, że powstaje jeszcze więcej cieni i niewiadomych…

Czy to możliwe, że rzeczywistość, w jakiej żyje Burton, jest fatalną, chorą pomyłką, błędem jednego szaleńca, chcącego zmazać starą skazę ze swego nazwiska? Rzeczywistość, która w istocie… nie powinna istnieć?

Niech Ci nigdy nie przejdzie przez myśl uczyć się z tej książki historii dziewiętnastowiecznej Anglii! Wskutek pewnego wydarzenia (którego zdradzić nie mogę, by nie popsuć okazji dochodzenia do wszystkiego samodzielnie) dzieje świata uległy całkowitej zmianie. Możesz przejechać się po brukowanych ulicach parowym powozem, wsiąść na welocyped, wybić ponad śmierdzącą, trującą mgłę Londynu klekoczącym radośnie rotofotelem. Utrwal swą twarz, by nigdy się nie postarzała, kup kota, który zje i strawi wszelki brud w Twoim domu, wyślij przyjacielowi wiadomość przez przeklinającą papugę lub megaszybkiego psa. Zostań libertynem i propaguj piękno lub stań po drugiej stronie barykady, po stronie hulaków, i ceń jedną wartość: anarchię!

Trzeba Hodderowi przyznać – świetnie budował napięcie. Na początku wyskoczył z zaskakującymi rewelacjami, potem odrobinę zwolnił, po czym ponownie wrzucił swych bohaterów w wir zdarzeń tak sprawnie, że zaledwie po kilku stronach moje emocje przeskoczyły z przyjemnego rozleniwienia nad dobrą lekturą do niechęci do samej siebie – za to, że nie potrafię szybciej czytać. Niestety w trakcie owego pędu zdarzały się wolniejsze wstawki (głównie historyczne lub tłumaczące działanie jakichś urządzeń) i to dość brutalnie wytrącało z rytmu. Tak, zgadzam się, często były potrzebne, by pojąć niuanse Hodderowej wiktoriańskiej Anglii (czy raczej albertowskiej, bowiem królowa Wiktoria zmarła w młodym wieku i tron objął jej mąż), ale czy nie mogły być one objaśnione wcześniej lub później, zwłaszcza że zwykle objętość miały słuszną? Irytujące, burzące równowagę, dekoncentrujące. Nie do przyjęcia, pomimo faktu, że napisane zostały możliwie prostym i zrozumiałym dla laika słownictwem.

Zresztą, w całej powieści Hodder prezentuje bogaty wachlarz słów, używa ciekawych wyrażeń i porównań, jak najbardziej odpowiednich dla owej epoki, dzięki czemu czuć pewien rodzaj atmosfery. W języku, myślach postaci, w drobnych gestach, zaletach i wadach ówczesnego życia. Z kartek po prostu aż tchnie Anglią, podkreślam jednak, że nie jest to to samo Imperium Brytyjskie, które my znamy z kart podręczników i opracowań historycznych. Mogę jednak pokusić się o stwierdzenie, że od strony kulturowej nic nie zostało zaniedbane; chyba że wciągnięta historią Burtona i Skaczącego Jacka nie zauważyłam niedociągnięć lub nie posiadam odpowiedniej wiedzy, by to osądzać.

Bohaterowie… bohaterowie to istny miszmasz charakterów, mamy tu i nieco flegmatycznego, choć zdecydowanego w działaniach sir Richarda Francisa Burtona, jego hałaśliwą, bezpośrednią miłość, Isobel Arundell, poetę Algernona Charlesa Swinburne’a, lubującego się w trunkach i bólu, młodego Oscara Wilde’a i całą masę innych, notowanych historycznie i zasłużonych postaci. Postaci tak niehistorycznych i niekonwencjonalnych, że trudno uwierzyć czasem, iż mowa o tych samych ludziach. Cóż… cytując tekst z tylnej okładki: Gdy jeden człowiek zmienia historię, historia zmienia nas wszystkich.

Zdecydowanie i stanowczo polecam. W dziwnej sprawie Skaczącego Jacka może nie jest absolutnym majstersztykiem, ale to bardzo, bardzo dobra książka, która spodoba się wszystkim szukającym porządnej, skomplikowanej intrygi przewodniej, wielu mocnych emocji, frapujących postaci… i oczywiście fanom steampunku.

Tytuł: W dziwnej sprawie Skaczącego Jacka (The Strange Affair of Spring Heeled Jack)

Autor: Mark Hodder

Wydawnictwo: Fabryka Słów

Rok wydania: 2012

Wydanie pierwsze

Cena: 44,90 zł

Dziękujemy wydawnictwu Fabryce Słów za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze