Cykl o Kłamcy – recenzja

Podoba się?

Jedną z cech charakterystycznych ludzkich moli książkowych jest dalece rozwinięta zaborczość. Niemal każdy przedstawiciel tego gatunku ma w swoim zbiorze pewną książkę (tudzież książki), która zajmuje w sercu i umyśle szczególne miejsce – Maniakus Czytadelus prędzej da się zabić ze szczególnym okrucieństwem, niż zniesie najlżejsze dotknięcie obcego ukochanej pozycji. Dla mola, którego słowa teraz czytacie, takim skarbem jest – między innymi – cykl o Kłamcy, napisany ręką Jakuba Ćwieka. To był strzał w ciemno – pierwszych trzech części zażyczyłam sobie z okazji urodzin, nie mając bladego pojęcia, czego żądam – i trafił idealnie w sam środek tarczy.

Pierwsze dwa tomy cyklu to zbiory opowiadań, splatających się niepostrzeżenie w jednolitą, skomplikowaną całość, której owocem stała się powieść zawarta w tomie trzecim. Seria traktuje o nordyckim bogu kłamstwa i wszelakiego oszustwa, wszetecznym i uroczo bezczelnym Lokim, który w paniach i panach w wieku dowolnym (i o takiż upodobaniach) potrafi wzbudzić zachwyt i pożądanie. Inna rzecz, że gra zdecydowanie nie fair – nie na darmo jednak posiada dar zmieniania kształtów. Dzięki spiskowi swej żony i bitnym aniołom unika śmierci w burzy Ragnaroku*, w przeciwieństwie do swych pobratymców, rozgromionych przez zastępy pańskie. Zgadza się świadczyć skrzydlatym usługi boskiej istoty, której nie obowiązują nakazy Pana, i choć jego intencje oraz działania wydają się archaniołom jasne, najwyraźniej zapomnieli oni, z kim mają do czynienia. Wy, drodzy Czytelnicy, nigdy nie ufajcie komuś, kto para się oszukiwaniem i zwodzeniem od tysiącleci.

Po niezliczonych anielskich robotach, minionych wiekach i przeczytanych opowiadaniach, zaczyna się Apokalipsa i wygląda na to, że jej przebieg będzie oburzająco odmienny od toku wydarzeń spisanych przez świętego Jana.. A siły ciemności, rzecz jasna, musiały ruszyć do boju akurat wtedy, kiedy Loki wreszcie wziął urlop. No nic, służba nie drużba, a i sam bóg wikingów nie ma ochoty na koniec świata i wymierzanie sprawiedliwości, nikt bowiem nie żywi najmniejszych wątpliwości, gdzie by wylądował. Nie jest to coś, co napawa optymizmem; kto by się cieszył z wiekuistego potępienia, zwłaszcza, że szatan i jego poplecznicy mają największe szanse na zwycięstwo? Jedyny ratunek w zabiciu Antychrysta. Proste, wręcz banalne dla kogoś z doświadczeniem Lokiego.

Szkopuł w tym, że cholerny dzieciak znika jak cukierek w pobliżu czterolatka, a czterech mrocznych – i niewątpliwie znudzonych czekaniem – jeźdźców rusza, by zbierać żniwo.

W tych książkach jest wszystko. Możesz ryczeć śmiechem, całkowicie rozluźniony i zadowolony z życia, by parę stron dalej skulić się w sobie i z mózgiem na najwyższych obrotach śledzić zdarzenia, które zapierają dech w piersiach. Loki raz po raz ląduje w absurdalnych sytuacjach, które w niedługim czasie przekształcają się w niebezpieczne, ale zawsze jakimś nieboskim cudem wychodzi zeń cało. Prawie cało, gwoli ścisłości… Nierzadko głównym poszkodowanym jest rozdmuchana miłość własna i charakterystyczna dla osobników z wszelakich panteonów duma, którą, o zgrozo!, nie przejmuje się nikt prócz cierpiącego, a cierpi on straszliwie. Nim jednak Loki ostatecznie będzie mógł zaszyć się w kącie i pochlipać nad swym niewdzięcznym losem, napięcie stopniowo narasta, by po – zdawałoby się – punkcie kulminacyjnym opuścić Czytelnika. Jednak zawsze pozostaje pewien osad… niepewność, nerwowość… bo pozostają niedokończone sprawy, słowa, działania. I dalszego przebiegu wydarzeń można się tylko domyślać, nawet gdy kwestia przez wszystkich głównych zainteresowanych zostaje uznana za załatwioną.

Wielką fascynację wzbudziło we mnie przedstawienie zastępów pańskich. Aniołowie Ćwieka nie są tak niewinni i przyjaźni, jak, według utrwalonych w kulturze wierzeń i przekonań, być powinni. Trzech archaniołów: Michał – dowodzący boskim wojskiem, potrafi być okrutny i bezwzględny, z łatwością manipuluje słowem, by nie skłamać, a wprowadzić rozmówcę w błąd; Gabriel – boski posłaniec, anioł śmierci, wzbudzający przerażenie i zachwyt, oraz Rafael – osobnik tajemniczy, milczący i zupełnie aspołeczny. Każdy z nich znacząco odbiega od swego archetypu, ale trzeba przyznać, że jako postacie szare raczej niźli białe są o wiele bardziej interesujący. A jeśli występują wraz z głównym bohaterem, Lokim, który namiętnie wprowadza w życie chaos, zniszczenie, przekręty i niewybredne, acz wyborne żarty – autor trzyma mnie w szachu. Nordycki bóg początkowo może wydawać się dość prosty, nieskomplikowany, ale cóż byłby z niego za Kłamca, patron oszustw i knowań, gdyby nie umiał porządnie namieszać w spokojnej dotychczas egzystencji aniołów, ludzi czy kolegów z innych panteonów. Miesza zaś z niewysłowionym wdziękiem, ciętym językiem i wynikającą z owego mieszania nieposkromioną, złośliwą radością, a wszystko to skupione w jednej osobie nie może nie wywołać uśmiechu i – czyżby? – podziwu. Fanka do grobowej deski owego bóstwa melduje się na stanowisku. Drogie panie, precz z łapami od Kłamcy, on już jest zaklepany.

Jedynym mankament, jaki mogę Jakubowi Ćwiekowi zarzucić, to brak rozbudowanych opisów. Konstrukcja świata przedstawionego dopracowana została niemal doskonale (aczkolwiek przyznam się, że owe nieścisłości dostrzegłam dopiero wówczas, gdy wskazała mi je koleżanka, która to aż tak się serią nie zachwyciła… ale już je zapomniałam, czyli nie mogły być szczególnie istotne!), ciągi przyczynowo-skutkowe zachowane, logika działań jest. Jednak głównie mamy do czynienia z akcją; wydarzenia pędzą i rzadko kiedy zwalniają, by zapoznać Czytelnika z głębszymi wrażeniami postaci lub szczegółowym wyglądem danego pomieszczenia, osoby et cetera. Ja zaś, niestety (a może i stety?), opisy uwielbiam, zatem po przewróceniu ostatniej strony czułam potężny niedosyt. Jednak, jak wiadomo, różne są gusta i to, co mnie wydało się zaniedbaną kwestią, dla innego okaże się złotym środkiem, zwłaszcza, jeśli nastawimy się przede wszystkim na pęd akcji.

Niedosyt… Odczuje go każdy, kto dotrze do końca tomu trzeciego i nie będzie mógł sięgnąć od razu po czwarty. Już niedługo i ja będę mogła – w końcu! – zaspokoić ciekawość, zatem nic dziwnego, że gorączka w ostatnim tygodniu przed premierą osiąga istne apogeum.

Polecam absolutnie każdemu.

Tytuły: Kłamca; Kłamca 2: Bóg marnotrawny; Kłamca 3: Ochłap sztandaru
Autor: Jakub Ćwiek
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Ceny: 29,99zł; 29,99zł; 29,99zł

Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze