Naznaczeni Błękitem księga I – recenzja

Podoba się?

Czy znacie to uczucie, kiedy kompletnie nie macie pomysłu na recenzję? Kiedy wpada wam w ręce coś naprawdę fajnego, a Wy nie wiecie jak przekazać to dalej? Kiedy coś jest w waszej opinii tak świetne, iż czujecie, że nie ma co o tym mówić – to po prostu trzeba sprawdzić samemu?

Nie? Nosz w mordę!

Ja niestety znam to uczucie. Właśnie w tej chwili, pisząc te słowa, borykam się niemożnością wyrażenia opinii. Książka, którą właśnie skończyłam czytać nie jest żadnym arcydziełem, nie jest epicka ani porażająca, nie rzuca na kolana zaskakującą fabułą czy misterną intrygą, nie wciska w fotel wartką akcją, miejscami jest wręcz banalnie klasyczna i prosta jak konstrukcja cepa. Problem polega na tym, że nie chcę Wam tego przekazywać, nie chcę byście tak o niej myśleli. Nie zgadzam się, abyście patrzyli na nią przez pryzmat tych słów, ponieważ chwyciła mnie za serce i ścisnęła tak mocno, iż pragnę, aby każda osoba na tej pieprzonej planecie ją przeczytała.

Czuję się jak postać z antycznej tragedii. Jak się nie odwrócę – z tyłu dupa.

Ale do brzegu – jak mawiała moja polonistka. Nie wiem, czy dam radę zdobyć się tu na jakikolwiek obiektywizm i zdrowy osąd. Może po prostu nie powinnam próbować. W końcu przecież mi się podobało, a o to chodzi w recenzji – mam wyrazić swoją opinię. A moja jest taka: jazda do księgarni i nie ważcie mi się stamtąd wychodzić bez egzemplarza Naznaczonych Błękitem pióra Ewy Białołęckiej.

Dla wielu z Was Naznaczeni Błękitem nie są niczym nowym, Fabryka Słów  zdecydowała się  bowiem  wznowić tytuł sprzed lat, który ukazał się wtedy nakładem innego wydawcy. Dla mnie niestety, lub też stety (zależy jak na to patrzeć) to nowo odkryty, żyzny ląd, na który padło ziarno fascynacji i rozkwitło bujnym kwieciem (rety, wyszło prawie poetycko). Dobry Boże – bądź mi świadkiem – od tak dawna czekałam na mądrą, dobrą, ciepłą i wartościową książkę dla młodzieży. Z utęsknieniem wypatrywałam godnego następcy Harry’ego Pottera, gdzie młodego czytelnika nie będzie się traktowało jak kretyna i nie będzie mu się nabijało głowy banalnymi i do wyrzygania pretensjonalnymi wątkami. Ileż nerwów i zgryzoty mnie te poszukiwania kosztowały, to tylko ja wiem, a tymczasem, tu, na miejscu, na słowiańskiej ziemi, we własnym, rodzimym kraju, pod samiuteńkim nosem, miałam odpowiedź na te bolączki. Aż mnie skręca w dołku na własną ignorancję.

Naznaczeni Błękitem to zbiór opowiadań o młodych adeptach sztuki magicznej, którzy dopiero odkrywają swoje niezwykłe moce. W większości opowiadań bohaterem za każdym razem jest innych chłopiec, jednak łączy ich wszystkich jedno – wielki talent i równie wysoka cena, jaką musieli za niego zapłacić. Brzmi dosyć… klasycznie. Bez rewelacji, powiecie. O co więc tyle szumu? O to, że to jedne z najmądrzej poprowadzonych historii, jakie miałam przyjemność czytać. Bohaterami są młodzi ludzie, z pragnieniami i ambicjami, dojrzewający zarówno do swoich zdolności, jak i odpowiedzialności, jaka się z nimi wiąże. To dzieciaki, które pragną poznać odpowiedzi, ciekawe świata, ale także spragnione zwykłej akceptacji. I choć ich talent wzbudza wielki szacunek, to jednak okalecza ich na różne sposoby, co prowadzi do wyobcowania i izolacji bohaterów. I każdy z nich radzi sobie z tym na swój sposób. To historie o przyjaźni, o dążeniu do celu, o odkrywaniu siebie i akceptowaniu oraz o tym, jak godnie iść przez życie.

To w istocie nie jest nic wydumanego, ale naprawdę zostało napisane z wyczuciem i przede wszystkim z pomyślunkiem. Z jednej strony to opowieści pełne ciepła, z sympatycznymi bohaterami – z drugiej ten bajkowo-sielankowy obraz ma głębokie cienie, które pokazują, że autorka widzi w swoim czytelniku dojrzałą osobę, która zrozumie, że pewne ułomności postaci nie są powodem, aby je odrzucać. Wreszcie pokazuje, że pomimo nich nie należy się poddawać i uparcie dążyć do celu. Przy czym autorka robi to tak, że czytelnik nie czuje się traktowany jak idiota, któremu trzeba prawić morały. A to wszystko okraszone jest magią i przygodami, w dobrze nakreślonym i złożonym (lecz nie nadmiernie) uniwersum.

Kiedy czytałam tę książkę, czułam jak rosła we mnie złość. Mamy pieprzonego wirtuoza literatury młodzieżowej, a sprowadza się zza granicy, w większości wypadków, sieczkę! Flanagan, Paolini, Rowling, Collins, Meyer! A kim, do diabła, jest Meyer…?! Cudze chwalicie, a swego nie znacie. Ręczę wam, że Białołęcka w niczym nie ustępuje wymienionym wcześniej autorom, a niektórych z nich bije na głowę. I pojąć nie mogę czemu, do większości młodych ludzi, zagraniczne nazwisko na kiepskiej graficznie okładce  przemawia bardziej?

Rozumiem, gusta różne, a o tych się ponoć nie dyskutuje, poza tym to miała być recenzja, a nie wykład o tym, co prawdziwy Polak-patriota winien czytać. Jeszcze ktoś gotów pomyśleć, że należę do Młodzieży Wszechpolskiej. A ja ani młodzież, ani tym bardziej wszechpolska. Po prostu irytuje mnie, że na miejscu mamy coś wspaniałego, a kupujemy gówno przysyłane z Zachodu. To wszystko. Może i zbyt radykalnie wyrażam opinie, ale to moja opinia i będę ją wyrażać tak, jak mi się podoba. O. Rzekłam.

Zatem porzucając nacjonalistyczne nastroje i podsumowując – Naznaczeni Błękitem nie jest żadnym przełomowym dziełem literackim, ale to naprawdę porządna, inteligentnie napisana książka dla młodzieży. Dla fanów gatunku, w mojej opinii, absolutnie obowiązkowa, gdyż pokazuje to, co w fantastyce i młodzieżówkach najlepsze. Mnie urzekła prostą prawdą o życiu i dorastaniu, i będę polecać każdemu, niezależnie od wieku czy uczuć patriotycznych.

Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję wydawnictwu Fabryka Słów

Tytuł: Naznaczeni błękitem. Księga 1
Cykl: Kroniki Drugiego Kręgu
Tom: 1
Autor: Ewa Białołęcka
Wydawca: Fabryka Słów
Data wydania: 22 czerwca 2012
Oprawa: miękka
Wymiary: 125×195 mm

Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

2 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze Najwyżej oceniane
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Fir

Książka całkiem niezła i ciekawa, ale na ostatnią część sagi czytelnicy czekają już zdecydowanie za długo. Pani Białołęcka zdecydowanie w tym przypadku olewa czytelników.

 
Majster

To prawda, zamiast kontynuacji odgrzewane kluchy, czyli wznowienie. Chociaż może i wznowienie jest potrzebne, bo jak się okazuje nie wszyscy słyszeli o Kamyku i spółce.Poza tym przydałoby się usystematyzowanie przygód młodych magów, bo sam nie wiem co już czytałem a czego nie, a zdaje się że w książce nie ma o tym ani słowa.