Zrodzony ze srebra – recenzja

Podoba się?

okładka książkiOstatnio, z braku porządnych powieści pod ręką i pełna ambicji, aby napisać recenzję czegoś naprawdę dobrego, postawiłam na cykl Mercedes Thompson. Oczywiście, tekst o dotychczas wydanych tomach można podziwiać na gavranowym portalu. ;-) Za to niedawno listonosz wprawił mnie w ogromną konsternację, przynosząc przedpremierowy egzemplarz „Zrodzonego ze Srebra”. zadowolona, że piątą część przygód niesfornego kojota mogę przeczytać miesiąc przed premierą, zagłębiłam się w lekturę. Zanim dopiszę cokolwiek więcej, pragnę oznajmić, że książka przeszła moje najśmielsze oczekiwania!

Zanim wzięłam się za napisanie recenzji, musiałam poświęcić całą swoją rezerwę świętego spokoju, którą trzymałam na czarną godzinę. Jeśli nie wiecie na co ją mogłam składować, to sprezentujcie sobie kiedyś młodszego brata, którego kochać będziecie miłością prawdziwą, ale najlepiej na odległość. Tak czy inaczej, spaliłam wiele czajników z gotującą się wodą, zanim obmyśliłam iście diaboliczny plan tego oto tekstu tak, aby nie zawierał słów: zarąbista, jedyna czy wyjątkowa. Zorganizowałam sobie słownik eufemizmów i powykreślałam wszelkie zdania, które mogłyby zawierać niedelikatną sugestię typu: Jeśli chcesz rozmawiać z moją personą, to spinaj pośladki i jazda po książkę!

Macie tak czasami, że po przeczytaniu jakiejś powieści, czujecie się jak na głodzie, snujecie się z kąta w kąt, a, zanim sięgniecie po inną książkę, to poprzednią jeszcze przeczytacie ze dwa razy? Nie? To gdzie żeście się chowali? Kiedy skończyłam czytać “Zrodzonego ze srebra”, wewnętrznie cierpiałam – serio. Tak mnie bolało, że kartki się skończyły. Pani Briggs sprawiła, że jeden z gorszych dni mojego życia, stał się wielkim świętem lasu. Oczywiście, aby nikogo nie pomijać, Fabryka Słów też się do tego przyczyniła. ;-)

Mercedes Thompson to kobieta o wielu talentach, ale jeśli chodzi o kontakt z bandą miejskich wilkołaków czy własną matką, to wysiada. Tym razem dziewczyna będzie musiała nie tylko rozwiązać własne problemy, ale także udźwignąć na barkach kłopoty nowych i starych przyjaciół. Gdzieś pomiędzy płonącym domem a dziwnym głosem w jej głowie, Mercy będzie zmuszona znaleźć zdrowy rozsądek. Czy jej się to uda?

Rzecz dzieje się tam, gdzie zwykle, i opowiada o przygodach, w które są zamieszani ci, co zwykle. W takim razie, nasuwa się pytanie: Czy może coś mnie tutaj zaskoczyć? Tak! Dziwne? Nie powinno, a jednak jest. Już dawno nie czytałam tak dobrej książki. Dawno, jeśli odliczymy wszystkie te powieści, które piąty raz zdążyłam pochwycić w łapki. “Zrodzony ze srebra” to prawdziwy majstersztyk. Powieść trzyma ten sam poziom, który prezentował “Zew księżyca”. Nawet nie modliłam się o taki skok jakości, a przecież poprzednie części miały się całkiem nieźle! Jeśli chodzi o mnie, to nie tylko przypomniałam sobie, dlaczego tak bardzo lubię cykl o Mercedes Thompson. Pani Patricia odgrzebała w mojej pamięci listę powodów, odpowiadających na takie pytania jak: po co czytam książki?, dlaczego lubię to robić?, w jaki sposób znajduję w nich samą siebie?

Widzicie, “Zrodzony ze srebra” nie jest pozycją, którą nominowałabym do jakiejkolwiek prestiżowej nagrody. Nie nazwałabym tej książki żadnym arcydziełem czy pisarskim mistrzostwem. Jednak powieść posiada to coś. Dziwną, niewidzialną cząsteczkę esencji wszechświata, która nieubłaganie trzymała mnie w napięciu. Mały atom, który zachęcał, złorzeczył i groził, ale nie pozwolił ani na moment odłożyć powieści na bok. Przygody Mercedes absorbowały mnie całkowicie, nie miałam czasu, aby zajmować się czymkolwiek innym. Dochodziło do tego jeszcze jedno, przyjemne i ciepłe uczucie, które mogłabym określić trzema słowami: Jestem w domu.

Książka została napisana z dużym wyczuciem i sprytem. Znalazłam tutaj nie tylko powikłaną intrygę, ale także poczucie humoru, wartką akcję oraz zgrabnie powiązane wątki, tworzące spójną fabułę. Pani Briggs dobrze wiedziała, że czytelnicy(tłumacz: Blair) długo nie wytrzymają bez chociażby wskazania, w którą stronę będą rozwijane, ważne dla zainteresowanych, wątki. Zapobiegliwie i dość skąpo autorka ujawniła kilka istotnych faktów, jednocześnie wskazując odbiorcom powieści, w jaki sposób może ewoluować fabuła.

Okładka. Cóż… jest rewelacyjna i tyle. Koniec. Kropka. Czy właściwie trzeba jeszcze cokolwiek dodawać? Moim zdaniem nie, a skoro to moje małe miejsce do rozpływania się w zachwycie, więc zostawię właśnie to jedno, całkowicie pasujące do sytuacji słowo: REWELACYJNA!

“Zrodzony ze srebra”, to książka którą warto przeczytać, ale oczywiście jako piątą z kolei. Nieważne, czy jesteś wytrawnym czytelnikiem, czy lubisz, czy może nie znosisz fantastyki, cykl o Mercedes Thompson to jedna z niewielu serii, jakie znam, która potrafi w czytelniku wzbudzić miłość do powieści, bibliotek i innych miejsc, których normalnie byście nie odwiedzili. Tak więc,zarządzam wszech i wobec: Czytajcie Mercy! Czytajcie książki! Może spłynie na Was łaska tych cudowności, a nuż się zakochacie? Znajdziecie w kilkuset stronicowym tomiszczu samych siebie?

tłumaczenie: Dominika Schimscheiner
tytuł oryginału: Silver Borne
seria/cykl wydawniczy: Mercedes Thompson tom 5
wydawnictwo: Fabryka Słów
data wydania: 10 sierpień 2012
ISBN: 978-83-7574-730-0
słowa kluczowe: Patricia Briggs, Zrodzony ze srebra, Silver Borne, Mercedes Thompson
kategoria: fantastyka, fantasy, science fiction
język: polski
typ: papier

Za egzemplarz do recenzji dziękuję wydawnictwu Fabryka Słów.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

2 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze Najwyżej oceniane
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Oksa

"Dziwną, niewidzialną cząsteczkę esencji wszechświata, która nieubłaganie trzymała mnie w napięciu."

W tej książce jest po prostu cząstka destrakszyn :-)

Poza tym, myślę, że mogę podpisać się pod recenzją. Żadne arcydzieło, owszem, fabularnie też zdarzało się lepiej, a jednak Mercedes przywiązuje do siebie i każe czekać z niecierpliwością na kolejne tomy jej przygód. Nie ukrywam, że największe emocje oraz ciekawość wzbudził we mnie wątek Sama. Być może jego końcowe rozwiązanie potoczyło się zbyt szybko, a jednak był bardzo satysfakcjonujący.

Również polecam.