Zrodzony ze srebra – (nie)recenzja urodzinowa

Podoba się?

Sierpień 2012 stał się dla mnie miesiącem naprawdę znamienitym. Otóż obchodziłam w nim, razem z Gavranem, urodziny i to nie byle jakie, bo ćwierćwiecze mi stuknęło (brzmi naprawdę poważnie. Ktoś pyta: “Ile masz lat?” A ja na to: “ćwierć wieku!”). Mój portal świętował nieco skromniej – kończył swój pierwszy roczek. Te dwie ważne daty zbiegły się z premierą piątego tomu z cyklu o Mercedes Thompson – “Zrodzony ze srebra”. A wiedzieć Wam trzeba, że seria ta, zarówno dla mnie, jak i dla całego Gavrana, jest niezwykle ważna, gdyż to ona była bodźcem dla jego powstania. Wcześniej moja fascynacja książkami miała formę fanowskich for, poświęconych twórczości Patricii Briggs i Ilony Andrews, ale to dzięki cyklom tych dwóch autorek udało mi się zebrać naprawdę świetną redakcję, która dziś tworzy tę stronę.

W związku z tym cały czas się zastanawiam, jak ugryźć tę recenzję, żebyście wzięli sobie moje słowa do serca i zakupili “Zrodzonego ze srebra” oraz poprzednie książki z serii (jeśli jeszcze ich nie macie). Bardzo mi też zależy, żeby nie wyjść w waszych oczach na rozhisteryzowaną fangirl, która nie wie o czym pisze, a na przytomną recenzentkę, która rzetelnie wykłada wam wszystkie za i przeciw dla nowego tytuł Patricii Briggs na polskim rynku. Żebyście czuli, że naprawdę warto sięgnąć po cykl o Mercy Thompson i nie próbuję wam go wcisnąć tylko dlatego, bo mam na jego punkcie fioła.

Cały mój problem polega na tym, że niestety jestem rozhisteryzowaną fangirl, która jara się tą serią od ładnych paru lat, niezdolną do obiektywizmu, gdyż wpadła po uszy. Niestety, pragnę Wam to wcisnąć, niezależnie od Waszych upodobań i gustów, jestem gotowa nawracać Was ogniem i mieczem, a żadne Wasze protesty nie będą przeze mnie uwzględniane. Wiem też, że tak postawiona sprawa najpewniej obudzi w Was sprzeciw i z miejsca odrzucicie taką formę przymusu.

Umówmy się zatem, że to nie jest recenzja. Do niczego nikogo nie będę namawiać, obiecuje Wam , że nic na siłę, ale już teraz wiem, że nie dam rady stłumić swojego entuzjazmu. Dajcie mi więc wykrzyczeć to co moje i miejmy to już za sobą (cesarzowi co cesarskie, szatanowi co szatańskie, a dla wszystkich fangirl chwila uniesienia… Tak, możliwe że bredzę, a ledwo zaczęłam).

Seria o Mercedes Thompson zajmuje ważne i “szczególnie szczególne” miejsce w mojej osobistej biblioteczce. Była to pierwsza książka z gatunku urban fantsy, jaką przeczytałam, pierwsza spod pióra zagranicznego autora, która rozpaliła moją wyobraźnię i wreszcie pierwsza, która zmotywowała mnie do działania. Na dzień dzisiejszy mogę powiedzieć, że podobnych książek jest wiele, ale równie dobrych, w obrębie gatunku, przyjdzie Wam ze świecą szukać.

Piąta już książka z cyklu o Mercy przyniesie Czytelnikowi sporo zaskoczeń. Napiszę Wam w tajemnicy, że bałam się o tę powieść, gdyż, po rewelacyjnych dwóch pierwszych tomach, seria miała delikatną tendencję spadkową, jeśli chodzi o jakość intryg i logiczność poczynań głównej bohaterki. Co prawda i w tej części tok rozumowania Mercedes w niektórych kwestiach pozostawia wiele do życzenia, jednak uważam, że nareszcie nastąpił jakiś zryw. Akcja się zintensyfikowała, pewne wątki wreszcie zostały pozamykane, a bohaterowie drugoplanowi mieli okazję zabłysnąć. Ciekawie też zaczęły się układać relacje między nimi i wreszcie autorka jasno dała do zrozumienia, że Mercy nie jest samotną heroiną, a stoi za nią cały sztab ciekawych osobowości, które ją uzupełniają. Wydaje mi się, że to właśnie bohaterowie trzymają Czytelnika przy tej serii, są na tyle ciekawi i wyraziści, że nie można sobie darować, żeby nie sprawdzić, co jeszcze ich spotka.

Wyjątkowo nie będę kreślić fabuły “Zrodzonego ze srebra” – wydawca na opisie okładkowym umieścił dokładnie tyle, ile potrzeba Wam wiedzieć, nim zasiądziecie do lektury. Chcę się skupić na czymś innym – na klimacie tych książek. Tak jak napisałam, seria ma swoje potknięcia, nie jest doskonała, ale Briggs stworzyła interesujące i spójne uniwersum, więc jestem gotowa przymknąć oko na pewne niedociągnięcia i cieszyć się nim jak małe dziecko. Samo ukazanie wilkołaków, system funkcjonowania stada, kwestia hierarchii i walki o dominację – genialne! Podobnie sprawa przedstawia się z wampirami i nieludźmi, każda z magicznych ras ma nam coś ciekawego do pokazania i swoje mroczne sekrety do odkrycia. A Mercy bardzo sprawnie między nimi lawiruje, uchylając Czytelnikowi to tu, to tam rąbka tajemnicy. Na plus idzie także to, że każde niezwykłe stworzenie, z którym zmiennokształtna bohaterka musi się zmierzyć, ma za sobą swoją legendę. Autorka nie boi się czerpać z folkloru garściami i raczyć nas ciekawostkami. I to jest w tym wszystkim najfajniejsze.

Nie oszukujmy się, urban fantasy trzeba po prostu lubić. Jeśli je lubicie, to z miejsca zrozumiecie, czemu wpadłam po uszy w tę serię. Jest kwintesencją gatunku, podręcznikowym przykładem tego, jak powinno wyglądać dobre, trzymające się kupy urban fantasy. Serdecznie polecam zapoznanie się z tą serią, w tym z jej najnowszą odsłoną na polskim rynku, gdyż, w mojej opinii, to wymarzona lektura na leniwy wieczór z książką, która ma wszystko na swoim miejscu.

Dziękuję bardzo wydawnictwu Fabryka Słów za udostępnienie egzemplarza do recenzji.    

 Tytuł: Zrodzony ze srebra (Silver Borne)
Cykl: Mercedes Thompson
Tom: 5
Autor: Patricia Briggs
Tłumaczenie: Dominika Schimscheiner
Wydawca: Fabryka Słów
Miejsce wydania: Lublin
Data wydania: 10 sierpnia 2012
Oprawa: miękka
Wymiary: 125 x 195mm
Cena: 37,90 zł

 

Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze