Nevermore: Cienie – recenzja

Podoba się?

 Prawie rok temu sięgnęłam po „Nevermore: Kruk” i, chociaż minęło sporo czasu, bardzo dobrze pamiętam pierwsze wrażenie, jakie zrobiła na mnie książka. Byłam pełna wątpliwości i uprzedzeń. Nie przeczytałam jeszcze ani jednej karteczki w książce, a już przewidywałam, jak bardzo po raz kolejny zawiodę się na gatunku młodzieżowym i rynku wydawniczym, który miesięcznie produkuje wiele podobnych „rewelacji”. Zapoznałam się jednak z pierwszym rozdziałem, drugim i… wciągnęłam się. Teraz przyszedł czas na „Nevermore: Cienie”, a ja z większą dozą nadziei chwyciłam za własny egzemplarz. Czy kontynuacja przygód Isobel i Varena jest tak samo dobra, jak jej poprzedniczka?

Styl pani Creagh jest interesujący. Z jednej strony bardzo prosty i lekki, z drugiej barwny, plastyczny i naszpikowany milionem emocji, wyrażających stan ducha bohatera. „Nevermore: Cienie” to książka przesiąknięta mrocznym klimatem, trudnymi wyborami, piętrzącymi się pytaniami i paranoicznym strachem głównej bohaterki, który bardzo szybko przechodzi też na czytelnika. Akcja powieści zaczyna się jakiś czas po wydarzeniach opisanych w tomie poprzednim i, w pewnym sensie, pełni rolę sprawozdania ze zmian, które zachodzą w bohaterach. Na dobre czy na złe? Dokonali oni bowiem pewnych wyborów, które mają swoje konsekwencje. Nie tylko na jawie, ale także podczas snu…

Nie wiem dlaczego, ale początkowe rozdziały szły mi dość topornie. Miałam problem z ponownym zagłębieniem się w wyniszczały i przepełniony cierpieniem świat Isobel oraz tajemniczą i pełną pokus krainę Varena, która i tak występowała w książce epizodycznie. Po pewnym czasie złapałam rytm, a lektura książki poszła mi jak z górki. Właściwie jest to bardzo dobre porównanie do wydarzeń przedstawionych w książce. Najpierw wraz z Isobel pokonywałam wszelkie przeszkody i komplikacje, które stawały na jej drodze, by ta mogła odwiedzić Baltimore, a później tylko obserwowałam, jak akcja mknie z prędkością światła.

Pierwsza część przede wszystkim skupiała się na postaci Varena i jego sekretów. Dwójka to niespokojnie oczekiwanie czytelnika, który nerwowo przewraca kartki, aby tylko dowiedzieć się, że jeszcze nie, jeszcze nie nadszedł czas na opis punktu kulminacyjnego…

Nie za często czytuję paranormal romance, ale jako czytelnik, który od czasu do czasu lubi sięgnąć po ten gatunek literacki, sądzę, że napisanie romansu bez drugiej połówki tru loffa jest dosyć mozolnym zadaniem. Autor bardzo często wprowadza wtedy trzecią postać, która „nagle” zadomawia się w ciepłym kąciku fabuły, by później mocno napsuć krwi czytelnikowi w trzeciej części. Plus dla Kelly Creagh, że tego nie zrobiła. Chociaż, teoretycznie, Varen pozostał w mrocznej krainie, to praktycznie czytelnik prawie w każdym rozdziale ma szansę odczuć jego obecność, ponieważ autorka ani na chwilę nie pozwala o nim zapomnieć. Moim zdaniem właśnie to w tej powieści było najlepsze, bo Varen to postać oryginalna na wiele sposobów i cóż… jedyna w swoim rodzaju. Miałam także możliwość lepiej przyjrzeć się Gwen, która w poprzedniej części została raczej dokooptowana na siłę, dodana z potrzeby chwili. W drugiej części dziewczyna ta jest motorem napędowym wszelkich działań i głosem rozsądku. Nie raz też zaskoczy tajemniczym zachowaniem czy wywoła uśmiech na ustach czytelnika zabawną kwestią czy sytuacją.

Przy lekturze „Nevermore: Cienie” znów czułam, jak mroczny i pełen niezgłębionych tajemnic świat przemawia do mnie. Zawieszona pomiędzy snem i jawą, z pewnym lękiem obserwowałam ilość przeczytanych stron, wiedząc, że nie szybko dane mi będzie znów powrócić do Isobel i Varena. Do tego doszło jeszcze zakończenie książki… Musicie mi uwierzyć na słowo, że o ile całość to mały tajfun, siejący zniszczenie w sercu oddanego czytelnika, którym się stałam, to samą końcówkę można porównać do… Armagedonu. Autorka stworzyła sobie bardzo dobrą furtkę do kontynuacji, a jednocześnie niewyobrażalnie mną wstrząsnęła, ponieważ za wcześnie osądziłam, że w „Nevermore: Cienie” wystąpiło wystarczająco dużo niespodzianek. Od początku do końca, nic tutaj nie było tym, czym się wcześniej wydawało, a ja po raz kolejny zostałam miło zaskoczona. Swoją drogą, kto by pomyślał, że kiedykolwiek tak bardzo przypadnie mi do gustu jakikolwiek paranormalny romans…

tłumaczenie: Barbara Jaroszuk
tytuł oryginału: Nevermore: Enshadowed
seria/cykl wydawniczy: Nevermore tom 2
wydawnictwo: Jaguar
data wydania: 17 październik 2012
ISBN: 978-83-7686-135-7
język: polski
typ: papier

 

Za egzemplarz do recenzji dziękuję wydawnictwu Jaguar.

Pełnoetatowa książkoholiczka i filmomaniaczka. Recenzentka - amatorka, szpanująca swoim talentem pisarskim i nie rozumiejąca, dlaczego nikt nie chce podziwiać blasku jej intelektu, który przecież razi wszystkich po oczach. Czasami o skłonnościach masochistycznych, wiecznie niewyspana. Niepoprawna romantyczka, marząca o naprawianiu świata. Ponoć mówią, że nocą staje się Nocnym Cieniem i szuka nowych, szeleszcząco - papierowych ofiar...

Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze