Pan Lodowego Ogrodu (1-3) – recenzja

Podoba się?

Zaczerpnięte z fabrykaslow.com.plKilka lat temu sięgnąłem po Pana Lodowego Ogrodu, bez przeczytania żadnych opisów, recenzji itp. Zawierzyłem tylko jednej osobie, że to świetne książki i na pewno mi się spodobają. Pognałem więc z trzema dotychczas dostępnymi tomami do kasy i kupiłem.
Czy stałem się szczęśliwym posiadaczem nowej klasyki polskiej fantastyki XXI wieku?
Jak napisałem wcześniej, zawierzyłem koleżance na słowo – nie wymagałem od niej żadnej przysięgi i nic z tych rzeczy.

Pana Lodowego Ogrodu napisał nieznany mi wtedy Jarosław Grzędowicz. Przyznam szczerze, że to jedyne jego książki, jakie przeczytałem.
Wikipedia w telegraficznym skrócie przedstawia, że pan Grzędowicz debiutował w 1982 roku opowiadaniem Azyl dla starych pilotów, zamieszczonym w tygodniku “Odgłosy”, a interesująca nas seria PLO miała premierę w 2005 roku – tom pierwszy, następne w 2007 i 2009 nakładem wydawnictwa Fabryka Słów.

Muszę jednak dopłynąć do brzegu…
Pan Lodowego Ogrodu to opowiadanie o innym świecie. Nie świecie w sensie czysto filozoficznym – przenosimy się do miejsca “gdzieś tam” w kosmosie, na planetę o nazwie Midgaard. Dlaczego akurat tam? Otóż, bohater książki, Ulf Nitj’sefni, wyposażony w miecz produkcji Nordland, przeszkolony na komandosa-taktyka, dodatkowo wspomagany przez komputer, który kontroluje wszystkie procesy chemiczne i psychiczne zachodzące w jego organizmie, to istna maszyna do zabijania. Bohater jednak nie będzie jak dziki furiat zabijać miejscowej ludności. Vuko został wysłany na tajną misję. Musi sprawdzić, co dzieje się z ośmiorgiem naukowców, którzy nie dają znaku życia od dwóch lat, i ewentualnie naprawić wszystko, co zostało (Jarosław Grzędowicz użył bardziej dosadnych słów) zepsute.
Pisarz przenosi nas też do świata orientalnego lub czegoś stworzonego na jego wzór. Poznajemy koleje losu chłopca, który w początkowej fazie powieści boryka się ze skomplikowanymi naukami. Te są wymagane przez jego ojca cesarza, by mógł on (lub jeden z jego braci) przejąć tron.
Opowieść jest o tyle ciekawa, że nie snuje jej narrator, to właśnie chłopiec opowiada nam swoje przeżycia.
Wszystko oczywiście ma pewne powiązanie.

Historię poznajemy z trzech perspektyw – wszechwiedzącego narratora oraz dwóch głównych bohaterów. Dziwne, prawda? Moim zdaniem książki, gdzie możemy poznać więcej niż jednego głównego bohatera są ciekawsze.
Na początku trochę trudno było przyzwyczaić mi się do dwóch wersji narracji. Nieco się gubiłem ale uwierzcie mi, to było na początku. Potem już było tylko lepiej. Okazało się, że ma to swoje plusy.
Język książki jest dla mnie niełatwy do określenia. Nie jest ani trudny, ani prosty. Czyta się lekko, a jednocześnie trzeba się skupić, by nie zatracić sensu, w żadnym razie nie jest ciężki ani nieodpowiedni. Jest to po prostu styl pana Grzędowicza, który zapewne również w innych jego książkach jest odczuwalny.

Pomysł na powieść jest świetny. Chciałbym dowiedzieć się, co też siedziało w głowie autora podczas pisania Pana Lodowego Ogrodu, ponieważ to, co można tam znaleźć, jest trudne do wymyślenia sobie, ot co. Może Jarosław Grzędowicz poszedł za przykładem największych naszych literatów? Nie będę się nad tym zastanawiać, aczkolwiek zapewne sam przed sobą boi się przyznać skąd takie pomysły, albo po prostu czerpał inspirację z otoczenia.
Ale wracając. Cała fabuła jest doskonale przemyślana, uporządkowana chronologicznie, w żadnym wypadku nie można wspomnieć o niedokończonej scenie, akcji – tego po prostu nie ma. Jest “coś” i potem poznajemy konsekwencje tego.

Bohaterowie (wszyscy) są doskonale wykreowani, nie mam mowy o tym, by któryś się powtarzał. Każda osoba jest indywidualna, nawet postaci, które nic do fabuły nie wniosły.
Ja osobiście uwielbiam głównego bohatera.
Osobnik dorosły, nie mający dzieci, uwielbiający chorwackie piwo Karlovacko i chyba wszystko co ziemskie (szczególnie, że nie mógł niczego ze sobą zabrać), znający się na sztukach walki oraz obdarzony czarnym, wisielczym humorem. I chyba to przemówiło do mnie najbardziej, gdyż stanowi bardzo fajny dodatek do opowieści – można po prostu pośmiać się, nawet wtedy, gdy cała akcja ma zupełnie inny, absolutnie nieśmieszny charakter, ale taki właśnie jest Drakkainen.

Wcześniej postawiłem sobie pytanie czy stałem się szczęśliwym posiadaczem nowej klasyki fantastyki polskiej? Otóż – tak! Dla mnie Pan Lodowego Ogrodu to (po przygodach wiedźmina autorstwa Andrzeja Sapkowskiego), największa polska powieść fantastyczna i powinna być obowiązkową lekturą w polskich szkołach, przynajmniej tych średnich. Przekonują o tym liczne nagrody, jakie zdobył Jarosław Grzędowicz za historię o Lodowym Ogrodzie.
Zachęcam więc wszystkich do sięgnięcia po powieść i nie chcę słyszeć, że nie, bo to polskie.
W tym przypadku jestem nieobiektywny, z powodu zauroczenia przez te książki. Nie mogę myśleć o nich racjonalnie, ale mam nadzieję, że wybaczycie mi to. Prawda?

Czytajmy Polską fantastykę, czytajmy Pana Lodowego Ogrodu.

Autor: Jarosław Grzędowicz
Tytuł: Pan Lodowego Ogrodu 1-3
Data wydania: 2005 rok – tom pierwszy, następne w 2007 i 2009
Cena: 39,90 zł; 44,90 zł; 41,90 zł

Michał “Miś” Popielarski

Czytam, oglądam, słucham i fotografuje. Jestem również głównym adminem strony oraz od czasu do czasu coś napiszę. Jeśli jest jakiś kłopot w użytkowaniu strony to śmiało pisz do mnie poprzez formularz kontaktowy na stronie. :-)

Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

2 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze Najwyżej oceniane
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Majster

Właśnie dostałem maila, mam do odbioru PLO4 w księgarni :)

Zgadzam się, PLO to poziom światowy, zmiksowanie fantasy i s-f w wykonaniu Grzędowicza dało mieszankę piorunującą. Ciekawe, czy mój optymizm utrzyma się po PLO4?