Piątkowe spowiedzi Gavrana cz.17

Podoba się?

Witam! Musicie wybaczyć, drodzy Czytelnicy, leciutki poślizg, z jakim zamieszczam Piątkowe (czy wyjątkowo – sobotnie) Spowiedzi. Tak to niestety jest, kiedy z równania, jakim jest Gavran, wypada – choćby i na krótko – jeden Redaktor. Kajamy się i obiecujemy poprawę! :)

Myślę, że każdy z nas zna to dręczące uczucie zawodu, jakie towarzyszyć może widzowi po wyjściu z kina. Kiepska gra aktorów, marne efekty specjalnie, ścieżka dźwiękowa jakaś taka nijaka, ujęcia toporne i mało przekonujące, dialogi denne, przegadane i głupie. Nawet jeśli fabuła mogłaby być interesująca, to powyższe skutecznie zabijają wszelkie ciepłe uczucia względem danego filmu. Zapowiadało się tak pięknie! Miała być i akcja, i humor, i psychologia, i cuda na kiju, a zamiast tego widz męczył się w bardziej niż zwykle niewygodnym fotelu.

Kiedy zaś okazuje się, że podobnie potraktowano dobrą książkę, biedni fani sami nie wiedzą, co robić – płakać czy śmiać się?

Pytanie 17 – Książka, którą sfilmowano i zrobiono to kiepsko.

OKSA: Pierwsza myśl – “Eragon” Christophera Paoliniego. Zgroza! Tak kiepska ekranizacja, że aż bolała konieczność wydania pieniędzy na bilet do kina. Do książki, szczególnie dwóch pierwszych części, mam pewien sentyment i w czasie, kiedy film miał swoją premierę w 2008 roku byłam naprawdę ciekawa, jak to wszystko będzie wyglądało. Powieść może i nie jest przykładem genialnie rozbudowanego uniwersum, ale tak spłyconej fabuły i okrojonej treści, to już dawno moje oczy nie widziały.

KARA663: Oksa, błagam, nawet mi o tym nie przypominaj! Uwielbiam Eragona i wciąż pamiętam jak pełna nadzieji poszłam do kina na ten film. O mało się nie rozryczałam. Ta ekranizacja poza imionami nie miała chyba nic wspólnego z książką. Ani akcja się nie zgadzała, ani wygląd bohaterów, nawet relacje między nimi. Od tamtego czasu jestem zapalonym wrogiem wszystkich ekranizacji, a jak tylko pojawia się jakaś wzmianka o filmie na podstawie książki, którą lubie, zaczynam toczyć pianę z ust.

SOPHIE: Fakt, ekranizacja “Eragona” była słaba – tak mnie zraziła, iż boję się teraz sięgnąć po książkę. Coby jednak nie powtarzać: do głowy przychodzi mi “Zmierzch”, z tym że w tym przypadku sama książka jest słaba. Ekranizacja jest jednak jeszcze gorsza, choć może wydawać się to niemożliwe. Ten film jest tak beznadziejny, że bardziej już chyba się nie da. Kolejne filmy z sagi (a obejrzałam, przyznam ze wstydem, aż trzy części) nie są lepsze. One wszystkie są straszne.

KOMETA: Cóż, Sophie przy poprzednim pytaniu bezbłędnie wskazała winnego – ekranizacja Wiedźmina ssie, że się tak kolokwialnie wyrażę. Ale to nie jest historia na nasz polski budżet i naszą polską mentalność filmową. Można rzec że twórcy ekranizacji porwali się nawet nie z motyką, a ledwie rózgą, na słońce.

BLAIR: Pokusiłabym się o stwierdzenie, że ekranizacje naszej rodzimej fantastyki nie idą nam najlepiej. :-/ “Eragon” to chyba najlepszy przykład, jednak sama wybiorę “Perciego Jacksona i Bogów Olimpijskich. Złodzieja Pioruna”. Jeśli chodzi o efekty specjalne czy samą wizualizację, nie wypadło to najgorzej. Niestety film jest do kitu i zgodzi się ze mną każda osoba, która czytała książkę. W ekranizacji wiele rzeczy jest zmienionych, a bohaterzy, którzy są kluczowi dla kolejnych części – nie występują. Czytałam gdzieś, że ekipa powzięła zamiar kręcenia kolejnych tomów. Życzę im szczęścia. Zmienili za dużo. W tym filmie będzie tyle rzeczy zaczerpniętych z książki, ile jest w serialu “Pamiętniki wampirów” pierwowzoru. Jeśli nie czytaliście to podpowiem Wam – nie za dużo.

CZAROWNICA: Dużo takich książek jest, oj dużo. Ale najbardziej byłam zła na “Wiedźmina” – pewnie dlatego, że lubię książkę i to bardzo. A na drugim miejscu jest “Erragon”. Czyli za bardzo opinia od innych nie odbiegam ;-)

DESTRAKSZYN: Moje zdanie specjalnie nie odbiega od wymienionych powyżej… Także zastanawiałam się nad dwoma pozycjami – „Eragon” oraz „Wiedźmin”. Co mnie bardziej zdenerwowało – niesamowite zmienienie fabuły na kretyńską opowiastkę bez sensu i celu, czy przeinaczenie uniwersum w towarzystwie koszmarnej gry aktorskiej i równie koszmarny efektów „specjalnych”? Książkowy cykl o wiedźminie bardziej lubię… „Wiedźmin” zdecydowanie. Większej filmowej masakry nigdzie nie znajdziecie.

WIEDŹMA Z BAGNA: Ło matko, jaka ja żem nieoryginalna… Ale niestety, Wiedźmin ciśnie mi się na usta i klawiaturę z taką siłą, iż nie jestem w stanie oponować. Bardzo lubię Żebrowskiego, ale za Wiedźmina to bym go w smole i pierzu wytarzała. Ja nie wiem, jak można tak spartaczyć taką historię. To naprawdę trzeba mieć hiper talent. Ta ekranizacja to horror, terror (dla mózgu, uszu i oczu)oraz ogólna masakra. Ja ogólnie nie wiem, co nasi aktorzy uważają za dobrą grę aktorską, bo w Wiedźminie miałam ciężkie podejrzenie, że ktoś im kije w tyłki powsadzał – monotonna dykcja, wiecznie ten sam wyraz pyska (w zasadzie u każdego jednego po kolei) i sztuczne zadęcie. O fabule nie wspomnę, bo dostałabym ślinotoku.

A za tydzień przekonacie się, co znikło ze sklepowych półek, zanim Redaktorzy zdążyli to zdobyć.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze