Czerwiec z Martyną Raduchowską. Matka Demonów

Podoba się?

Czerwiec dobiega końca, zatem na mecie czeka na Was nagroda :) Wisienką na torcie będzie mała niespodzianka jaką Martyna przygotowała dla swoich Czytelników. Jeśli Wam się spodoba to pamiętajcie, że o kontynuację “Szamanki od Umarlaków” należy pytać wydawcę, bo Raduchowska książkę napisała.

Martyna Raduchowska

Matka Demonów

(fragment “Demona Luster”, kontynuacji “Szamanki od Umarlaków”)

*

Stała pośrodku jednego z pokoi starej willi, a pod czarną powłóczystą suknią wyraźnie rysował się mocno zaokrąglony brzuch. Hebanowe, splątane włosy spływały jej po plecach, wiły się po parkiecie i posykiwały jak kłębowisko węży. Pod ziemistą skórą pulsowały ciemnobrązowe żyłki, a skrzydełka nosa poruszały się delikatnie, gdy demonica węszyła niczym pies. Oczy o pionowych źrenicach i szarożółtych tęczówkach uważnie lustrowały pomieszczenie i zapewne doskonale widziały w ciemności.

Lena mocniej zacisnęła palce na Krucyfiksie, przypominającej rewolwer broni na demony, i jeszcze raz sprawdziła, czy zapasowe Kapsułki łatwo wysuwają się z kieszeni na udzie. Po drugiej stronie drzwi czaił się Robal, a Żuku i Kota obstawiali drugie wyjście z pokoju. Kruchy jako jedyny siedział w środku za kanapą, szykując sieci i więzy, i to jego zapach tak intrygował matkę demonów. Wreszcie łowca cicho, ostrożnie zmienił pozycję. Trzymając nisko głowę, wyjął Krucyfiks z kabury.

Był gotów.

Zaskwierczały zaklęcia oślepiające Leny, po podłodze potoczyły się Kapsułki i cała czwórka wpadła do pokoju. Wymalowane dookoła domu Pieczęcie splunęły jęzorami białego ognia, odcinając potworowi drogę ucieczki. Matka demonów ryknęła jak lwica, błyskając wampirzymi kłami, a jej szarożółte oczy poczerwieniały gwałtownie i zatliły się w mroku, na podobieństwo rozżarzonych węgli. Hebanowe włosy naelektryzowane od buzującej w powietrzu magii wiły się wokół głowy demonicy jak ogromna aureola, czarna niczym sama otchłań.

Kruchy zarzucił sieci. Huknęły Krucyfiksy, z luf wystrzeliły szarfy białego światła, które przeszyły matkę demonów na wskroś, paląc jej ciało i wypełniając pomieszczenie kłębami smolistego, cuchnącego dymu. Potwór wrzasnął rozdzierająco chórem tysięcy głosów. Fala dźwiękowa uderzyła w funkcjonariuszy z siłą huraganu, miotnęła nimi przez pokój i cisnęła o ścianę. Tylko Robal zdołał w ostatnim momencie rzucić się za fotel. Chlusnął na nich deszcz tynku, zaprawy i kawałki cegieł. Kruchy kaszlnął w pięść i zaklął, gdy ujrzał kropelki krwi na dłoni.

Poderwał głowę, kiedy rozległ się przerażony krzyk Koty, błyskawicznie zlustrował pokój.

Matka demonów stała oparta plecami o ścianę na szeroko rozstawionych, ugiętych nogach. Podciągnęła przód sukni, mnąc materiał w pazurzastych dłoniach i odsłaniając nagie krocze. Całe jej ciało drgało konwulsyjnie, brunatne żyłki pulsowały rytmicznie pod lśniącą od potu, ziemistą skórą, a wielki brzuch zaczął miarowo wydymać się i obkurczać.

Żuku podpełzł do łowcy, trzymając się ściany i nie spuszczając oka z postękującego potwora.

– Rodzi – oznajmił krótko, nie kryjąc obrzydzenia. – Dwie noce przed nowiem.

– Widzę – Kruchy zaklął i znów splunął krwią. Wściekle chciało mu się palić. – Ile one wydają na świat za jednym zamachem?

– Zwykle dwa, choć zdarzają się i trzy – Żuku popatrzył łowcy w oczy. – Matki często wybierają te ciężarne, które spodziewają się bliźniąt. I nie liczyłbym raczej na bezbronne, różowe noworodki.

– Wracaj do Robala i Koty, każ im strzelać w brzuch – zakomenderował Kruchy. – Ja i Wilka spróbujemy założyć więzy matce.

– Podczas porodu są silniejsze niż zwykle – ostrzegł go na odchodnym Żuku. – Zarzućcie potrójne.

Odczołgali się w przeciwnych kierunkach.

Kruchy dotarł do skrytej za regałem Leny. Blada na twarzy czarownica nie odrywała oczu od rodzącej demonicy i wyglądała tak, jakby lada moment miała zwymiotować.

– Trzymasz się? – zapytał retorycznie, przygotowując więzy. – Chwyć tu i nie puszczaj, muszę je ułożyć. Rzucisz na mój znak, potem ja, a z trzecim rzutem wstrzymamy się, dopóki nie rozwalą jej brzucha. Rozumiesz?

Lena skinęła głową, nadal nie spuszczając wzroku z potwora.

– Choćby nie wiem, co się działo, nie możesz puścić więzów – kontynuował łowca, wciskając jej w dłoń długą, utkaną z magii linę. – Robal i reszta zajmą się miotem, dla nas najważniejsze jest utrzymanie matki.

Znów skinęła głową i odgarnęła z twarzy kasztanowy kosmyk.

– Lena, spójrz na mnie – powiedział, dotykając jej ramienia.

W zielonych oczach nie zobaczył strachu, tylko mieszaninę wstrętu i fascynacji.

– Zuch dziewczyna – Uśmiechnął się. – Gotowa?

– Gotowa.

Kruchy wychynął zza regału, pochwycił wzrok Robala. Ten dał znak, że mogą ruszać w każdej chwili.

Skoczyli jednocześnie.

Ryki demonicy zagłuszyły zupełnie huk Krucyfiksów. Pomieszczenie znów zapełniło się gęstym dymem, smrodem spalenizny, odorem rozkładu. Lena zarzuciła więzy i o mały włos nie wylądowała na brzuchu, gdy potwór pociągnął silnie za krępujące go, palące magią liny. Dziewczyna zaparła się i, nie puszczając powrozów, gwałtownie szarpnęła do tyłu. Wyrżnęła plecami o podłogę, pojechała po śliskich deskach prosto między nogi potwora i dosłownie w ostatnim momencie udało jej się złapać ciężkiej kanapy. Matka demonów była nieprawdopodobnie silna, palce Leny ześlizgiwały się ze skórzanego obicia i dziewczyna czuła, że jeszcze chwila i nie wytrzyma. Mimo to nie puściła liny. Przymknęła oczy, czekając, aż demonica przyciągnie ją do siebie, lecz opór zaczął niespodziewanie słabnąć. Czarownica odczołgała się na maksymalną odległość, na jaką pozwalała długość powroza, przeturlała na plecy. Ujrzała Kruchego, który właśnie zarzucił swoje więzy i stał pośrodku pokoju z rozwianymi czarnymi włosami i niebezpiecznym błyskiem w stalowych oczach.

Żuku, Robal i Kota nie przestawali bombardować napęczniałego brzucha demonicy kolejnymi wiązkami białego światła. Potwór ryczał i szalał w bólu, wreszcie osunął się plecami po ścianie, a spomiędzy jego nóg rzygnęło brunatną mazią. Mokry, oślizgły płód pacnął na deski z głośnym mlaśnięciem, a otaczający go rozmigotany obłok przepłynął przez pokój i wślizgnął się do najbliższej Kapsułki, która natychmiast pokryła się szronem. Kota podniosła uwięzionego demona, zimnego jak lód, schowała go do kieszeni, ani na chwilę nie spuszczając wzroku z ciała noworodka.

Nie poruszyło się.

Matka demonów wrzasnęła ogłuszająco i spróbowała dosięgnąć Robala, lecz raptem jej ciało znów zaczęło wić się w konwulsjach i między jej udami pojawił się kolejny demon.

Kruchy zaklął, ciaśniej obwijając więzy dookoła nadgarstka. Krucyfiksy na nowo chlusnęły strugami świetlistej magii, lecz gdy dym opadł, na podłodze nadal leżał tylko jeden martwy płód. A matka demonów zaczęła mozolnie dźwigać się z podłogi.

– Szukajcie go! – wrzasnął łowca. – Lena, szykuj się! – Przygotował kolejne więzy do rzutu, a jego stalowe oczy rozbłysły zimno. – Na mój znak. Raz! Dwa!…

Wtedy ktoś zawył nieludzko.

Łowca rozpoznał głos, zanim jeszcze Robal wrzasnął:

– Dopadł Wilkę!

Kruchy błyskawicznie przeczesał wzrokiem pokój, nigdzie jednak nie dostrzegał ani demona, ani czarownicy. Robal pochwycił jego spojrzenie i wskazał na sufit. Przygwożdżona do niego dziewczyna wyglądała jak żeńska wersja człowieka witruwiańskiego, owinięte wokół niej wężowate cielsko krępowało jej ruchy, a ogromna, rogata głowa trzymała zębiskami za gardło.
Łowca stał oniemiały przez ułamek sekundy, po czym wyszarpnął Krucyfiks z kabury.

– Nie puszczaj więzów! – głos Koty przywrócił go do rzeczywistości. Zaklinaczka chwyciła za porzucony przez Lenę powróz. – Oni też potrafią strzelać!

Miała rację.

Z ogromnym wysiłkiem oderwał wzrok od swojej czarownicy i razem z Kotą zarzucili dodatkowe więzy na miotającą się dziko matkę demonów. Nagle demonica przestała się rzucać, zwęziła szarożółte oczy i zaczęła intensywnie węszyć, miarowo poruszając skrzydełkami nosa. Ryk, jaki z siebie wydała, o mało nie powalił ich na ziemię, a w jej ślepiach zaczerwienił się płomień triumfu. Ciało potwora niespodziewanie wygięło się w łuk, uniosło pół metr nad ziemię, emanując aureolą drżącego od gorąca i magii powietrza.

A potem nagle gruchnęło w dół jak kamień i znieruchomiało.

Kruchy i Kota niewiele myśląc spętali je ciasno, zapieczętowali zaklęciami i dopiero, gdy skończyli, okazało się, że czarnowłosy stwór o ziemistej cerze zniknął, a zamiast niego na podłodze leżała krótko ostrzyżona brunetka. Sądząc po stanie rozkładu, była martwa od jakiegoś tygodnia.

Zaklinaczka szybko przeczesała podłogę, zerknęła na Kruchego i pokręciła głową. Wszystkie Kapsułki, z wyjątkiem tej, którą miała w kieszeni, pozostały puste. Oboje jak na komendę unieśli broń i zaczęli przeszukiwać dom. Poza ciałem potwór był dla nich niewidzialny, lecz Krucyfiksy zawsze robiły się lodowato zimne, gdy miały demona na celowniku.

A jednak tym razem uparcie pozostawały gorące, bez względu na to, gdzie mierzyli.

– Wyparowała czy jak? – zapytała Kota.

– Leć im pomóc, zaraz wracam – to mówiąc, łowca wybiegł przed dom.

Tymczasem wężowy potwór nękany kolejnymi wystrzałami zasyczał, plując czarną posoką, która wypalała dymiące dziury w parkiecie i meblach. Wiązki oślepiającego światła przebijały łuskowate cielsko na wskroś ze wszystkich stron i wreszcie otoczyły go ciasnym migoczącym kokonem. Bezwładne ciało Leny powoli wyślizgnęło się spomiędzy słabnących, dematerializujących się splotów i zleciało wprost w ramiona Żuka.

W tym samym momencie martwy noworodek uderzył o deski, przelatując tuż obok głowy Kruchego, który właśnie wrócił do pokoju. Łowca szybko odkopnął go w kąt i podszedł do nieprzytomnej czarownicy.

– Jedna z Pieczęci przestała płonąć – rzekł w odpowiedzi na pytające spojrzenie Koty. – Zwiała nam…

Kątem oka widział, że po wężowym demonie pozostał tylko bezkształtny, szary obłok dymu. Unosił się w powietrzu wolno i ociężale, dopóki najbliższa Kapsułka nie zassała go do środka. Kota podniosła ją szybko, wcisnęła do kieszeni.

Funkcjonariusze zgromadzili się wokół Leny, a zaklinaczka jako pierwsza potraktowała ją impulsem trzeźwiącym. A potem kolejnym.

Bez rezultatu.

I jeszcze jednym.

– Zostaw, bo ją zabijesz! – syknął Robal, odtrącając Kotę na bok. – Kruchy, podaj moją torbę!

Zanim pogromca zdążył wygrzebać pęk amuletów uzdrawiających, Lena zacharczała niespodziewanie, rzuciła się dziko i znów znieruchomiała, a ze śladów po ukąszeniu na jej szyi pociekły strużki czarnego jadu. Zaklinaczka westchnęła głośno, zakrywając dłonią usta, a Robal zamarł z kręgiem runicznym w dłoni.

Blady jak ściana i nieruchomy jak posąg Kruchy klęczał pochylony nad czarownicą, a na twarzy zastygł mu wyraz niedowierzania. Wreszcie wyciągnął drżącą dłoń, ujął podbródek dziewczyny, delikatnie przekręcił jej głowę i odgarnął z twarzy kasztanowe kosmyki.

Uśmiechnął się z ulgą, gdy drgnęła i uniosła powieki.

I odskoczył jak oparzony, kiedy Lena wbiła w niego palące spojrzenie szarożółtych oczu o pionowych źrenicach.

rok z polskimi

.

W sieci znana też jako Koralina Jones. Redaktor naczelna Gavran.pl, główny administrator Forum Gavran ( http://forum.fan-dom.pl ), administruje także Thornem - oficjalną stroną Anety Jadowskiej ( http://anetajadowska.fan-dom.pl ). Współzałożycielka Grupy Fan-dom.pl . W wolnych chwilach recenzentka i blogerka.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze