Sierpień z Agnieszką Hałas – Pośród cieni

Podoba się?

rok-z-polskimi-piorkoW poprzednim wpisie wyraziłam swoje skromne oraz nieco przydługie zdanie na temat pierwszego tomu trylogii “Teatr Węży”, czyli “Dwie karty”, w związku z tym w dzisiejszej odsłonie przedstawiam Wam recenzję kontynuacji serii – “Pośród cieni” – w bardziej znośnej oraz skrótowej formie. Chyba. :-)

Miłej lektury!

Agnieszka Hałas ponownie przenosi nas do ciemnych i dusznych Podziemi miasta Shan Vaola, które Brune upodobał sobie na siedzibę alchemiczną plus miejsce zamieszkania w jednym. Po raz kolejny uderzyło mnie to, jak plastyczny i spójny świat powstał w wyobraźni autorki. Weźmy taką magię, dla przykładu. Rządzi się ona bardzo określonymi prawami, gdzie pomoc udzielona przez maga nigdy nie będzie miała charakteru pro bono, czy sam darczyńca tego sobie życzy, czy nie. Gdzie każda magiczna czynność równa się zmniejszeniu sił życiowych, stąd potężnego przeciwnika należy, kolokwialnie rzecz ujmując, załatwić w jak najkrótszym czasie. Gdzie, co mi się najbardziej podobało, stosowanie magii bez znajomości tychże zasad może się skończyć tragicznie, a sama nauka na poznanie większości zagadnień jest identyczna jak w przypadku lekarza – nigdy nie ustaje. Dodam tylko, że jest ona skomplikowana i zawiera w sobie mnóstwo odgałęzień, jak teoria snu, alchemia, teleportacja, czary obronne, lecznicze, bojowe oraz wiele, wiele innych.

W kręgu bohaterów natomiast poznajemy głębiej osobowości dwóch innych żmijek – bardzo inteligentnej i wciąż enigmatycznej Marshii Lavalle oraz młodziutkiej Anavri. Muszę przyznać, że pomimo całej tej glorii doświadczenia i mądrości Marshii, niezmiernie mnie ona irytuje. Po prostu arogancja i wyniosłość w jej wykonaniu mierzi mnie niemal w każdej scenie z jej udziałem. O Anavri trudno się coś więcej wypowiedzieć, w dziewczynie dopiero co obudził się dar, co swoją drogą pozwala Czytelnikowi na wgląd w sam tenże proces. A nie wygląda on na strasznie przyjemny. Nie bez przyczyny większość ludzi tak bardzo obawia się wykrycia u siebie i u bliskich objawów tego skażonego daru. Dodajmy do tego propagandę srebrnych oraz ich prewencyjną misję wytępienia wszystkich czarnych talentów, a panikę mamy zapewnioną. W takich czasach niezwykle ciężko poradzić sobie z przemianą, tym bardziej jeśli nie ma się przy swoim boku nikogo, kto pomoże takiej osobie przetrwać i pokieruje nią w nowym życiu.

Wracając do głównych uczestników przedstawienia, na Krzyczącym w Ciemności nowe wydarzenia także pozostawiają pewien oddźwięk. W recenzji pierwszego tomu marudziłam, że jego postać wydaje mi się zbyt ugładzona, w tej natomiast porzucam całkowicie swoje wymysły. Być może jest to kwestia przyzwyczajenia, zżycia się z bohaterem – nauczyłam się go w pełni akceptować. Osobiście skłaniam się ku temu, że Brune jest zwyczajnie coraz bardziej zmęczony swoimi brakami we wspomnieniach, nagonką na jego osobę oraz niepewnością co do wpływu daru na stan jego umysłu, co inni bardzo usłużnie próbują mu podpowiedzieć. Trudno jednak o zachowanie niezmąconego spokoju, kiedy ktoś ciągle grzebie ci w pamięci. W przeciwieństwie do Krzyczącego dowiadujemy się o nim całkiem sporo, lecz uzyskane odpowiedzi prowadzą do kolejnych pytań. Jak dla mnie – tym lepiej, wiadomo przynajmniej, że trzeci i ostatni tom serii będzie również miał coś do zaoferowania w tym zakresie.

„Pośród cieni” jest nieco krótszy od swojego poprzednika, a jednak każde z miejsc, które mieliśmy okazję odwiedzić wcześniej, zostało jeszcze pełniej przedstawione. Inne wymiary, sfery, Otchłań, siedziba Elity, a także bogate, również pełne sekretów, dzielnice. Trochę mniej w związku z tym zostało poświęconych stron na perypetie mieszkańców slumsów, a tym samym na pracę na rzecz ludu przez Krzyczącego, lecz nie odczuwa się tego negatywnie. Nie ma się zresztą czemu dziwić. Nikt nie myślał, on sam zapewne też nie, że ten sprzyjający status quo pozostanie w takiej formie przez lata. Sieć pułapek oraz zagrożeń zaczyna zagęszczać się wokół niego, co powoduje, że oto nadszedł czas na poważne decyzje.

Atmosferze powyżej wspomnianego niebezpieczeństwa w końcu sprzyja również forma prowadzenia opowieści przez autorkę. Nadal wyczuwa się delikatne podobieństwo do zbioru opowiadań, lecz tym razem już nic nie było w stanie wytrącić mnie z rytmu – ani poboczne wątki, ani spowolnienie tempa akcji. Dzieje się tak dlatego, że niemal na każdym kroku jakaś myśl, słowa bądź zachowanie bohaterów przypominają nam o tym, że wróg wciąż o nas pamięta, a chwilowe poczucie spokoju możemy przypisać jedynie zjawisku ciszy przed burzą.

Pod pewnymi względami uważam „Pośród cieni” za lepszy tom niż jedynkę. Wciąż mam w pamięci sceny z poprzedniczki, gdzie Brune dokładał wszelkich starań, aby ustatkować się w lochach Podziemi i choć na jakiś czas uzyskać spokój. Sceny, w których zawierał najbardziej szczere i trwałe przyjaźnie, na jakie jest stać osoby walczące o przetrwanie i jako takie godne życie każdego dnia oraz niepewne alianse z mniej przychylnymi mu osobnikami. A jednak kontynuacja cyklu bardziej wciąga, nie pozwala się oderwać od lektury oraz, w moim odczuciu, ukazuje nam Krzyczącego w Ciemności już nie jako obserwatora zachodzących zdarzeń, który jest skłonny udzielić pomocy każdemu będącemu w potrzebie, lecz uczestnika, który koniecznie musi obrać jakąś stronę barykady, niejednokrotnie samemu zwracając się o wsparcie.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze