Fragment: TV Ciał0 – Jeff Noon

Podoba się?

Książka “TV Ciał0” Jeffa Noona została wydana przez wydawnictwo MAG kilka dni temu, bo 15 stycznia – jeśli jeszcze jej nie nabyliście, być może zachęci Was fragment zamieszczony w rozwinięciu wpisu. Miłej lektury.

Witamy w nowym interfejsie.
TV Ciał0 opowiada historię Noli Blue: młodej gwiazdy pop, dziewczyny, której każdy zazdrości i której towarzystwa pragną wszyscy. Ma talent, ma przeboje, ma międzynarodową sławę, ma wszystko czego zapragnie.Jednakże, kiedy zaczyna odbierać własną skórą programy telewizyjne, los porywa ją w podróż daleko poza granice pop-gwiazdorstwa, do którego przygotowywała się całe życie.

Opowieść o Frankensteinie dla pokolenia “X-Factor”. TV Ciał0, przesycone tą samą obecnością pasożytniczych mediów, które żywią się Nolą, jest jedną wielką reklamą lirycznego mistrzostwa Noona, a reklama ta mnoży się na wszystkich pasmach jak wirus.

Tytuł: TV Ciał0
Autor: Jeff Noon
Seria: Uczta Wyobraźni
ISBN: 978-83-7480-411-0
Tłumaczenie: Wojciech Próchniewicz
Oprawa:    twarda
Format:    135×202
Liczba stron: 208
Rok wydania: 15 stycznia 2014
Cena detaliczna: 37,00 zł

FRAGMENT 

Nola przyszła nad rzekę.

Nad jej brzegiem powstała mała osada. Rządek ruderowatych sklepów, knajpek, przyczep kempingowych, namiotów, drewniana buda, wktórej taksiarze czekali na klientów. Ludzie siedzieli sobie wgrupkach, pili ipalili. Półlegalne centrum telefoniczne błyskało czerwonymi iżółtymi światełkami. Zgłośników sklepu dobiegały losowe fragmenty rozmów, głosowe urywki wyłapane ze zmierzchu przez najnowszy skaner.

– Za dużo wto wkładam…

– Wsumie dobrze go wspominam, parę tylko…

– Rozumiesz, to właśnie jest problem: za bardzo go kocham…

– Jakaś nowa gra, wiesz. Ostatnia rzecz, jaka…

– Czasem to szlag mnie trafia, jak ona…

– Niedługo. Obiecuję. Może wten weekend…

– Jesteś tam? Halo…

– Jest tam kto?

Nola przeszła przez mostek.

Zawyła samotna syrena okrętowa, odpowiedział jej krzyk ptaka. Księżyc wisiał nisko nad wodą.

Po drugiej stronie miasto otwierało się iprzyzywało Nolę całą swoją brudną urodą, klimatem tłocznej samotności. Uwielbiała wnim to właśnie: tę szerokość geograficzną otakiej właśnie porze, te powolne minuty, gdy mrok wypiera światło. „Teraz zaczyna się życie”. Neonowe postacie uczepione ścian iwystaw powłączały się, rozbłysły ­świetliste zielonozłote ciała ozdobione obrazami produktów mających stać się przebojem wprzyszłym tygodniu.

Wokół, blisko niej, śpieszyli się ludzie.

Spojrzenie spuszczone, utkwione wportapopkach, sprawdzające najnowszą modę, plotki muzyczne, kursy giełdowe. Palce, pstrykające isuwające, uzależnione od cyfrowej działki.

Parę zerknięć wjej stronę. Odwrócony wzrok.

Była do tego przyzwyczajona.

Reklamy Kopuły Rozkoszy migotały na dachach iwwitrynach.

Bip. Bip. Bip-bip-bip.

Wkieszeni zadygotał telebug; wyobraziła sobie ten sygnał, płynący do niej maleńkimi niebieskimi impulsikami. Dostała gęsiej skórki. Coś ostatnio robiła się wrażliwa na takie obrazy, takie uczucia.

Przekaz. Otwarta na kontakt.

Czuła, że wyraźnie się do czegoś wpina.

Dlatego to wogóle się nie trzyma kupy. Tu musi być jakaś pomyłka, jakiś błąd.

Otworzyła buga, zerknęła na ekran.

Przywitała ją twarz Christiny, ztą jej charakterystyczną miną, tym grymasem rozciągniętych wlinię prostą ust. Na pewno chciała wiedzieć, gdzie jest Nola, bez wątpienia, będzie pytać, „jak możesz sobie tak chodzić, całkiem sama, bez opiekuna, nigdy nie wiadomo, co się może stać”. Coś wtym stylu.

Wyłączyła ją. Bez słowa.

Bo co by mogła powiedzieć?

Weszła wciemne podcienia sklepu.

Raz na tydzień odwiedzał ją George– taka przyjacielska wizyta, napić się ipogadać. ZChristiną do pary. Rozmawiali osamopoczuciu Noli, jej zdrowiu, jej miejscu wświecie, informacjach ze sfery publicznej. Potem George pokazywał jej najnowsze prognozowane wyniki sprzedaży. Razem przeglądali dzienne liczby odsłon jej wizerunku. Ico tydzień ten jego specjalny uśmiech.

Ale tym razem wyglądało to jakoś inaczej.

Wciemnych oczach nadal miał ten błysk, twarz jednak stężała, nieruchome linie zmarszczek na czole. Iżadnych wyników. Nie tym razem.

„Nola, skarbie…”.

Głos George’a. Uspokajający, pełen otuchy.

„Nie ma powodu do paniki”.

Ale te oczy, te oczy. Bezpośredni kontakt. Potem coś wnich zamigotało.

„Wszystko mamy pod kontrolą”.

Kłamie. Nola to czuła.

„Wszyscy wierzą wciebie. Cały zespół”.

Ito już było za dużo. Uciekła od informacji, wybiegła zmieszkania. Chciała tylko zatracić się wmieście, tu iteraz, pośród nocy, pospacerować sobie wchłodnym powietrzu, apotem pójść na drinka albo dwa, zrelaksować się. Ityle. Znaleźć jakiś azyl, tak jak to bywało kiedyś, jakiś obskurny klub albo bar, wktórym normalni ludzie robią normalne rzeczy. Żadnej ekipy, żadnych ochroniarzy, błyskających reporterów, glamkamer, teleobiektywów. Tylko się napić, potańczyć, parę szalonych flirtów, żeby coś mieć ztego, że jeszcze żyje, zodrobiny kasy wkieszeniach, wsam raz, żeby wypalić sobie ścieżkę wciemności isunąć nią do rana, może zjakimś wybranym facetem uboku, znanym, nieznanym, jeszcze obudzona, jeszcze nabuzowana– żeby popatrzeć, jak wstaje słońce.

To by było to.

Powoli przejechał samochód zpootwieranymi oknami, grzmiąc muzyką, ożywiając ulicę samym dudnieniem basu. Po drugiej stronie jakaś para zatańczyła, ręce, nogi, ciała poruszyły się razem, ciasno objęte.

Miłość. Proszę. Tak właśnie wygląda. Taka jest.

Wgłowie Noli zkliknięciem wyświetlił się tekst:

Poznać cię chcę (tak po prostu)

Poznać cię

Takiego jakim jesteś

Naprawdę chcę!

Nie mogła się powstrzymać. Zaśpiewała.

Przechodzień obejrzał się, uśmiechnął, kiwnął głową, poczuł się niezręcznie, rozpoznając ją. Nola odkiwnęła głową iposzła, naciągając apaszkę na usta, zmieniając się wnikogo. Założyła maskę.

Bo nigdy nie wiadomo.

„Są ludzie, którzy chętnie zrobiliby ci coś złego. Prześladowcy, świry, wszyscy ci, którzy przysysają się do publicznych twarzy itraktują je jak swoją własność, którzy chcą wyciągnąć zciebie twoją gorączkę, wykraść twój żar isprawdzić, zczego jest zrobiony”.

Wspomnienia.

Gadka menedżerów. Pierwszy miesiąc programu. Dzień 16, lekcja 5. Temat: Jak sobie radzić ze sławą. George już się rozkręcił:

„Masz dwa produkty. Twój wizerunek itwój głos. Handluj nimi na swoich warunkach”.

Nola wśliznęła się do prywatnego klubu na Soho, jednego znielicznych miejsc, gdzie była jeszcze wstanie zachować prywatność. Sala była po dizajnersku ciemna, duszna od perfum, lepka od porozlewanych drogich koktajli. Tutaj przeważnie nikogo nie interesowała. Tu każdy albo darł się pazurami wgórę, albo czepiał rozpaczliwie swojego miejsca, powstrzymując upadek wdół. Tu się nie zadawało pytań.

Zamówiła drinka koloru jasnowiśniowego. Słodki alkohol niemal od razu uderzył jej do głowy.

Wypiła go dwoma łykami.

Rozkosz.

Ikto to, kurna, jest? Kto się zniej śmieje za plecami? Słyszała te drwiny…

Obróć się…

Nikt.

Milczące twarze, odwrócone oczy.

Zamówiła drugiego drinka, jeszcze raz to samo.

Miała dopiero dwadzieścia trzy lata. Jeszcze będzie czas, czas na życie. Ta wiara płynęła przez nią non stop, we śnie ina jawie.

Poznać cię chcę tak po prostu

Poznać cię

Tak po prostu (po prostu)

Naprawdę poznać cię

Naprawdę

(Szlag, jak to dalej szło? Skup no się!).

Takiego jakim jesteś! Naprawdę chcę

Całego cię

Dotknąć chcę tak po prostu

Całego cię

Ja tylko chcę…

Dobre, nie? Czy to dobre?

Askąd ona ma wiedzieć?

Słowa, słowa. Podtykali jej słowa, aona je śpiewała. Ciałem iduszą, wszystkim, co miała, przyciskając usta żarliwie do mikrofonu, tym chrypiącym szeptem, który wszyscy uniej uwielbiali, który krytycy zauważyli już po pierwszym singlu, który imitowali ludzie na ulicach, podśpiewujący do piosenek wpubach, na imprezach, na całym ­świecie.

„Muzyka jest wszędzie. Wszędzie, gdzie prawdziwi ludzie, ludzie pracujący, wyśpiewują swoje serca wpiosenkach omarzeniach, otęsknotach iomiłości. Muzyką żyją, poruszają się ioddychają wrytm muzyki”.

Kochany Georgie znowu gada, oczywiście, wykłada całą tę swoją filozofię.

To jak, czas się stąd wyrwać?

Poznać cię chcę tak po prostu

Całego cię.

Cholera. Czasem miała ochotę po prostu wyciągnąć się ipocałować muzykę wusta i… i… złapać ją za szyję iścisnąć! Aż, aż…

Sięgnęła po buga iwybrała jego numer.

Nie odpowiadał.

Zadzwoniła do jego asystentki, powiedziała:

– Christina, cześć, znalazłabyś dla mnie George’a?

– Nola? Gdzie ty jesteś?

– Co?

– Gdzie jesteś?

– Wbarze.

– Na mieście?– Ta ostrość niepokoju wjej głosie.

– Nic mi nie grozi.

– Pijesz?

– Pewnie.

– Jakie towarzystwo? Swoi?

Nola rozejrzała się, przyjrzała klienteli.

– Mogą być.

Potem chwila, po której Christina powiedziała: „Tam wmieszkaniu denerwowałam się. Źle brzmiałaś”.

– To już minęło. Dalej jesteś umnie?

– Nie.

– Agdzie?

– Usiebie.

– George też jest uciebie?

– Nie.

– Agdzie? Nie odbiera.

– Nie wiem.

– Muszę znim pogadać.

– Oj, Nola, naprawdę. Wszystko jest wporządku.

– Aco powiedział, kiedy wyszłam?

– Nie za dużo.

Coś ukrywała. Nola to czuła.

– Christina, ty masz podobno mi pomagać.

– Pomagam. Wiesz, że zawsze…

– Nie czuję tego. Powiedz mi prawdę.

Cisza na linii, pobrzmiewająca zaszumioną mgiełką.

Potem głos Christiny, cichy, stanowczy:

– Amoże podjedziesz tu, Nola? Pogadamy sobie owszystkim, jak dawniej. Przypalimy. Mogę też ściągnąć paru facetów. To jak?

– Nic mi nie trzeba.

– Pewna jesteś? Pójdzie na firmę, wpiszę jako koszty terapii.

– Chris. Muszę pogadać zGeorge’em. To osobista sprawa.

Christina zamilkła isapnęła na linii.

– Już to przechodziliśmy, wiesz? Winnych latach, zinnymi dziewczynami ichłopakami.

– Naprawdę?

– To tylko chwilowy spadek.

– Spadek? No pewnie. Adokąd spadliśmy?

– Nie przejmuj się tym.

– Jaki mamy numer?

Pauza. Potem ciche:

– Trzydzieści sześć.

Nola, słysząc to, westchnęła. Rozłączyła się.

Trzydzieści sześć…

Cholera.

To był prognozowany ranking wstatusie, oparty na legalnej sprzedaży do wszystkich mediów, liczbie odsłon wizerunku, indeksach rozpoznawalności imienia, szacowanych nielegalnych pobraniach, wzmiankach wprasie, wykresach aktywności plotkarskiej, strumieniach informacji od tropicieli sensacji, analizie poczty pantoflowej– cały ten wariacki wachlarz skumulowany wjeden poręczny pakiet informacji.

Jedna liczba.

Do tego się wszystko sprowadzało.

Nola poczuła oszołomienie.

Trzydzieści sześć.

Za nisko.

Jutro pogada zGeorge’em, powie mu, że musi zacząć się pokazywać, ale tym razem jak trzeba, na żywo, śpiewać na żywo, bez żadnego udawania ipod żywy zespół, żadnych taśm. Brumienie isprzężenia jacków wtykanych do gniazdek, odgłosy palców na strunach, fałsze, kiksy. Kontakt. Może da się coś zrobić, zanim wskaźnik się upubliczni.

„To jedyny sposób, George. Jedyny sposób”.

Tak właśnie powie. Opanujemy sytuację.

Bądź silna. Kontratakuj.

Nola dokończyła drinka iwyszła zklubu.

Powietrze ulicy. Zimno na twarzy, potem ciepło– gdy neon się nachylił. Dostrzegła zbliżającego się człowieka zglamkamerą wdłoni izrobiła unik. On jednak przeszedł obok, szukając innego łupu, zobiektywem wycelowanym winne atrakcje.

Nola szła dalej, trzymając się cieni, małych ślepych obszarów pośród barwności ijaskrawości miasta. Nad ulicami wzniósł się wielki animowany obraz. Jej własna twarz, powiększona, poruszająca się, utkana ze światła, pieniędzy ipożądania. Twarz Noli. Skrzące się oczy. Rozmazanie. Potem srebro. Oczy zdrogich kamieni. Oczy-podróbki.

Nola wpatrzyła się wtę twarz zrozedrgania igwiezdnego pyłu.

Czasami mam wrażenie, że to wszystko tylko sen, czary, gwiezdny pył iczerwony dywan, iże obudzę się wpewien szary poranek tam, skąd zaczęłam, sama, znowu wtym mieście co kiedyś.

Znaprzeciwka zawołała do niej grupka pijanych nastolatek. Same dziewczyny.

– Nola! Cześć! Nola Blue!

Odmachała, nagle wdzięczna, że ją rozpoznały.

Ale co one tam mówiły? Ich głosy miały szyderczy ton. Całkiem jakby już wiedziały, zanim jeszcze upubliczniono tygodniowe rankingi. Nazywały ją muzycznym opadem radioaktywnym, spadochronem, przegraną, nikim, koniec trasy, koniec czasu.

Takie czasy, że wszyscy wszystko wiedzą, dużo szybciej niż korporacyjne kanały.

Wszyscy są do wszystkiego podpięci.

– Nola! Nola!

– Które tam masz miejsce?

– Ej, laska!

– Jaki ranking na dziś?

– Trzydzieści sześć, laska!

– Trzydzieści sześć!

Nola wytrzeszczyła oczy na dziewczyny. Odpowiedziały tym samym. Teraz puste spojrzenia. Głosy zamilkły.

Czy one wogóle się do niej odezwały?

Nola zadygotała.

Dziewczyny śmiały się do siebie, przerzucały uwagami, cieszyły całym światem, chłopakami, muzyką, błyskotkami ze sklepów itak dalej. Ich telebugi jarzyły się ostrym błękitem, żółcienią, iśpiewały flexitekstowe melodie, tańczące świetlnymi punkcikami ponad ekranami.

Chodź tu miła, będziesz ze mną bębniła.

Idziewczyny idą sobie dalej, śpiewają piosenkę– nową piosenkę. Czyjąś. Prawdopodobnie większość znich była wokalistkami albo tancerkami in spe, ich marzenia inazwiska wisiały gdzieś na liście oczekujących do któregoś zlicznych talent-show.

Jak się nie nagrzejesz, nie będziesz jarzyła.

Nola poczuła się słaba. Zdruzgotana.

Gzzzzksstttt…

Coś dziwnie zabzyczało jej wgłowie. Boleśnie. Uporczywie. Ostro. Całkiem jakby wczaszce obudził się przysłany radiem zinnej planety sygnał wywoławczy.

Co można ztym zrobić?

Te gówniary były od niej zaledwie oparę lat młodsze, amimo to ich ubrania, ich slang, fryzury wydawały się artefaktami obcych. Kiedyś, nawet jeszcze parę tygodni temu, mogłaby je nazwać fankami. Ale nie teraz. Nie ma takich rzeczy, na których można by polegać wnieskończoność. Muzyka przyśpieszała, wypalała się na iskry, popiół iproch na usianej kolcami drodze– Noli zawsze się to podobało, ten szaleńczy, błyskotliwy, niekończący się pęd za samą sobą. Iteraz– czy faktycznie zrobiła się zbyt wolna, żeby nadążyć, za wolna, żeby skrzydła zapłonęły jej ogniem? Publiczność patrzyła już gdzie indziej, ona wylądowała wdole, ato zaledwie jej trzeci utwór.

Coś musiało się popieprzyć wtych liczbach, na sto procent. Jakiś błąd wsystemie.

36.

36.

36.

Większość gwiazdek ze stajni George’a Golda miała przynajmniej zsześć przebojów, zanim wpadła wten dźwiękowy dryf, powolny odjazd wciemność iciszę. Nola słyszała już jak DJ-e rzucają pogardliwe uwagi: „I wreszcie utwór, który wtym tygodniu ledwo dał radę: Nola Blue ijej Poznać cię chcę (tak po prostu). Jej jej, Baby Blue zawiesiła się na progach”.

Denerwowała się inic nie mogła na to poradzić.

Teraz George na pewno ją wywali. Tak to właśnie było. To właśnie widziała wjego oczach, wtedy wmieszkaniu. Rezygnację.

36. 36. 36.

Ajej zawsze chodziło ocoś więcej.

Była wtym na całe życie. Bez dyskusji. Była następną Jio, następną Beneecą, następną Yoni Yoni, następną gwiazdą ikolejną, iko­lejną– wszystko wjednym. Nie jakąś jednorazową laleczką, ciągniesz za sznurek isłyszysz mazurek! Nic ztych rzeczy. Nola była urzeczywistnieniem własnego marzenia olatach ciężkiej pracy, krok za krokiem kształtujących przyszłość, otym, że nigdy się nie cofa, nigdy się nie poddaje. Miała wsobie tyle własnych piosenek, które kiedyś zaśpiewa iwstrząśnie światem tak, że cały zamilknie.

Bez dyskusji.

Tak. Nie ma powrotu. Zrobi to ijuż.

Tu, teraz

samotna, zagubiona

od wszystkich niezależna.

Nola Blue. Ona jedna!

Jedna na cały, kurwa, świat!

Posunąć się!

Oniczym innym nie marzyła, kiedy była młodsza, kiedy była tylko dziewczynką ztanim plastikowym keyboardem, ztrudem opanowującą słowa imelodię jednocześnie, wszystkie te zwariowane przebiegi iprzejścia, które wpadały jej do głowy.

Dziewięcioletnia, zapalająca świeczkę na torcie.

– E, Nola! Jaki ranking?! Nola baby!

Ulicą zbliżała się grupa imprezowiczów, roześmianych iradosnych.

Nola odwróciła się.

Głosy.

– Jaki ranking?

– Trzydzieści sześć, laska! Trzydzieści sześć!

– Trzydzieści sześć idalej leci.

Język poruszył się wustach, zwilżył dziąsła. Dziwny metaliczny posmak. Teraz zaswędziały ją dłonie. Czaszka zadudniła hałasem.

Istała tak, sama, czekając, aż to przeminie.

Zamrugała.

Paznokcie zadrapały ownętrze dłoni.

Sygnały od ciała.

Zaczynało się boleśnie, ale teraz, gdy dźwięk wgłowie zmienił ton na wyższy, poczuła go trochę inaczej. Dźwięczał czysto iklarownie. Był idealnie zestrojony zjej krwią, jej kośćmi. Całe ciało zapłonęło nagłym pragnieniem. Zachciało jej się tańczyć, paść wczyjeś ramiona, jakiegoś nieznajomego.

Ciało ma rację. Ciało swoje wie.

Ciało śpiewa!

Nola zapląsała, rozdygotana zekscytacji, krok za krokiem.

Potrzebowała intymności. Zanurkowała wzaułek.

Wąsko. Brudno. Ciemno. Coś uciekło zszelestem. Smród spalonego jedzenia, resztek. Smużki szarego dymu zwywietrznika. Inagle ponad tym wzniósł się głos Noli, nieproszony, wypełniający jej głowę irozświetlający wszystko miłością,

głośno

jeszcze nie do końca melodyjnie:

Jest blues, jak nocny diament blues.

Wers wpadł jej do głowy tak po prostu, wymyślony od ręki. Ale co to znaczy? Aaa, no tak: wcześniej widziała swoją twarz, animowaną projekcję, oczy zdrogich kamieni lśniące tym nadnaturalnym ­błękitem.

Dobra, próbuj jeszcze raz:

Jest blues, jak nocny diament blues

Wnoc sypie iskrami

(Niezła melodia, tym razem lepiej).

Jest blues jak biały księżyc, blues

Ściele blask po niebie.

(Ipowtórzyć. Może pod inny akord).

Ściele blask po niebie,

Wnoc sypie iskrami,

Rozpościera sny.

Przestała się czymkolwiek przejmować. Został tylko śpiew. Tak jak kiedyś, zamknięta wsypialni, po prostu śpiewała sama do siebie, spisując przychodzące do głowy teksty. Przeważnie była to bezsensowna poezja, choć trafiały się dwuwiersze brzmiące nieco lepiej, aż sama zachodziła wgłowę, skąd jej się to bierze. Łapała to inotowała pośpiesznie, myśląc: „Dam radę, naprawdę dam radę!”. Itam, gdzie wcześniej nie było nic, teraz pojawiała się piosenka, albo pół piosenki, albo ćwierć.

Jeszcze. Dalej:

Jest blues jak zły dzień, zły news,

Gdy spadam, gdy wołam.

(Nie. Znowu kicha. Jeszcze raz! Śpiewaj).

Jest blues jak królowa ikról,

Spadają, wołają

Znieba wypalonych gwiazd.

(Śpiewaj!).

Iskierki nocy

Miłości wzywają.

(Nie. Wróć. Banał).

Iskierki nocy

Kochanków wołają.

(Lepiej!).

Roziskrzony blues, diamentowy blues

Zakochanym śpiewa, gdzie…

Eee…

Przestała.

Coś poruszyło się wcieniu.

Jakiś głos zgłębi zaułka.

Skup wzrok.

Patrzył na nią facet. Siedział na ziemi, oparty obrudną ścianę. Oczy wilgotne, mętne. Zamglone alkoholem. Ale ubrany wsmoking, śnieżnobiałą koszulę, czarną muszkę.

– Czego?– warknęła Nola.

Zpoczątku bez odpowiedzi. Potem, zakcentem zwyższych sfer:

– Ładna piosenka, skarbie.

Nola się zawahała.

– Ja tylko… ja ją wymyślam, improwizuję.

– Powinnaś…

– Co? Nie słyszę.

– Powinnaś brać za to kasę.

Nola zaśmiała się.

– No, może tak. Spróbuję.

Facet przepił do niej butelką czerwonego wina. Uśmiechnął się.

– Twoje bardzo dobre zdrowie.

Nola odeszła, wzięła taksówkę ipojechała zpowrotem na drugą stronę rzeki. Rozkwitające nocą miasto narkotyków, kryształów, przypraw, perfum, neonowych tancerzy ielektrycznej żądzy płonęło odwrócone wwodzie.

Poczuła się teraz lepiej, na tropie czegoś, czego jeszcze nie widziała.

Po prostu śpiewaj, tylko to się liczy. Tak.

Usta, wargi, język, muzyka, słowa, sens.

Docieranie do ludzi. Dotykanie ludzi.

Jej twarz woknie taksówki, półprzejrzyste odbicie… widoczna przez nie ulica.

Wgłowie ciągle dzwoniło,

ale teraz ciszej,

wtle.

Mrugała, mijając pulsujące jedna po drugiej latarnie.

Żółta sodowa mgła.

 

mig

mrug

 

mig

mrug

 

Delikatny ból brzucha.

Nagłe zimno.

 

 

Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze