Fantastyczny świat Cathii prezentuje: Konwenty, moje konwenty!

Podoba się?

cathai avZnalazłam ostatnio w Internecie obrazek z jednym z tych wzniosłych haseł – „Rób więcej rzeczy, które cię uszczęśliwiają.” W tej samej chwili uświadomiłam sobie, że przecież już w tym tygodniu Pyrkon, a za niecałe dwa miesiące Asylum. To był szybki psychotest, niech się schowają przy tym te publikowane w babskich gazetach – jedną z rzeczy, które mnie absolutnie uszczęśliwiają, są konwenty. 

.

.

Imperialni i Sithowie
Nordcon 1998 – Imperialni i Sithowie

Jeździcie? Moim pierwszym był Nordcon w 1998 r. i, jak twierdzą znajomi, debiut miałam specyficzny, bo Nordcon nie słynie ze swoich prelekcji czy gości, ale z tego, że trzeba mieć mocną wątrobę. Dodatkowo jest to konwent,na który nie dostanie się każdy, trzeba bowiem mieć rekomendację lub być członkiem jednego z formalnych klubów. Ja trafiłam tam z polecenia Doroty Żywno, tłumaczki, z którą wówczas żywo korespondowałam (znaczki, koperty – pamięta ktoś?) i byłam absolutnie zachwycona, bo trafiłam do świata, który z całą odpowiedzialnością mogłam określić jako „swój”. Nie bez znaczenia był również fakt, że konwent tematycznie poświęcony był mojej ówczesnej, przez lata utrzymującej się pasji, czyli „Gwiezdnym wojnom”. To jeszcze nie były czasy, kiedy człowiek był otrzaskany z widokiem szturmowców w każdym kącie, więc osoby w pięknie przygotowanych mundurach imperialnych naprawdę zapierały dech w piersiach. Zaskoczył mnie również fakt pewnego „braterstwa” – wszyscy byliśmy po prostu fanami fantastyki – czy to pisarz, czy to grafik, czy to wydawca, czy zwykła studentka pierwszego roku polonistyki. Odruchowe zwrócenie się na „pan” do kogoś starszego skutkowało uśmiechem i tłumaczeniem zasad obowiązujących w fandomie. Wciągnęło mnie bez reszty, już wtedy nie wyobrażałam sobie życia bez takich zjazdów.

Następnej wiosny dołączyłam do osób wybierających się na Arracon elbląskiego klubu Fremen. Był to konwent bardzo nietypowy, bo „wędrowny”. Oczywiście, były punkty programu, całkiem sympatyczne (zdobyte w konkursach nagrody zwróciły mi wtedy całkowicie koszt konwentu – stare dobre czasy sprzed sklepików konwentowych), ale nie na tym polegała jego siła. Główną atrakcją Arraconu była tematyczna wycieczka autokarowa trwająca cały dzień – wtedy podróżowaliśmy śladem mnemonitów – osadników holenderskich. Dowiedziałam się naprawdę wiele, zaprzyjaźniłam z kolejnymi fantastycznymi ludźmi, których w grudniu znowu spotkałam na Nordconie.

Wędrówki sprzyjały zamyśleniu
Arracon 1999 – Wędrówki sprzyjały zamyśleniu
Imladris 2000 zespół starwars.pl
Imladris 2000 zespół starwars.pl

Wkrótce wciągnęłam się w świat dostępnego nagle internetu i krakowskich fantastów, który wówczas działał wyjątkowo prężnie. Stare Krakony i Imladrisy to były sprawnie organizowane szkolne konwenty, które wprawdzie początkowo były raczej RPGowe, przyciągnęły z czasem jednak i ten „starszy” fandom – pojawiały się na nich coraz to bardziej znane osoby, na czele z Andrzejem Sapkowskim, niezmiennie jednak nietrzeźwym. Studia w ogóle były dla mnie okresem odwiedzania sympatycznych mniejszych i większych konwentów – na Falkonie, bodajże w 2001 r., wygłosiłam swoją pierwszą prelekcję – o Robin Hoodzie i… połknęłam bakcyla, od tej pory niemal żaden konwent, na którym jestem, nie może się obejść bez przynajmniej jednej mojej prelekcji – czułabym się na nim dziwnie. Zachwycała mnie sama możliwość oderwania się od rzeczywistości na kilka dni, ponownego ujrzenia znajomych, których widywało się tylko w te weekendy czy też znanych tylko z internetu. Na IRCowym kanale #starwars-pl powstała tradycja przyjeżdżania na Imladrisy, obok letnich zlotów w okolicy Bydgoszczy druga niemalże oficjalna możliwość pogadania na żywo. Był to rówież okres rozkwitu różnych fanowskich organizacji sieciowych, stąd też na konkursach dochodziło do cudownych wiedzowych pojedynków drużyn wystawianych przez kolejne bractwa, a które czasami obfitowały w nietypowe przerywniki, takie jak wynoszenie najbardziej obrytego członka drużyny przeciwnej z sali i blokowanie drzwi…

Imladris 2006 – rozgrywki korytarzowe

Był to również czas Polconów, czyli konwnetów co roku odbywających się w innym mieście, organizowanych przez inny klub. Najmocniej w pamięć zapadły mi trzy: w Gdańsku (2000), Katowicach (2001) i Krakowie (2002). Konwent gdański był wyjątkowy – był to również Eurocon, więc odwiedziło go całe mnóstwo gości i autorów zagranicznych. Dzisiaj, w dobie, gdy internet mamy pod ręką w komórkach, a nie dostarcza się go wiadrami, trudno w to uwierzyć, ale dla mnie stanowiło to nowość – dowód na to, że fantaści są wszędzie. Polcony katowicki i krakowski były przykładem solidnej organizacyjnej roboty bez większych wtop. Nauczyły mnie również najważniejszej rzeczy, jeśli chodzi o ten konwent: głosowania na Nagrodę im. Janusza Zajdla, co jest obowiązkiem i przywilejem każdego uczestnika. Dużo osób o tym nie pamięta, dużo osób pewnie nie wie, co to jest, ale to nasza, fanowska nagroda dla najlepszej książki i opowiadania ubiegłego roku. I nie jest tak, że „ktoś tam” wybiera kandydatów i poddaje ich pod głosowanie, jak czasami słyszę. Finalistów wybieramy my sami – rozejrzyjcie się za stoiskiem zajdlowym chociażby na Pyrkonie. Można też głosować przez internet. Z tak wyłonionych finalistów wybiera się dopiero w głosowaniu laureata. Fakt oddania głosu w eliminacjach nie oznacza oddania głosu na Zajdla i o tym należy pamiętać – zagłosowanie na Zajdla jest możliwe tylko na Polconie. Szkoda, że coraz mniej osób o tym pamięta.

Polcon 2011 wystawcy

Kolejne lata to już uczestnictwo tylko w dużych konwentach – praca, niestety, skutecznie uniemożliwia pojechanie wszędzie, gdzie by się chciało (no i nie ma już zniżek na bilety). Przerzuciłam się na Polcony i Falkony, a niedawno również i na Pyrkony, stanowiące pewne stałe punkty w moim corocznym rozkładzie jazdy. A one się zmieniły – niektóre zresztą odnotowały to, umieszczając w nazwie słowo „festiwal”. Organizatorzy prześcigają się w wymyślaniu kolejnych atrakcji – jedną z takich była chociażby fantastyczna parada maszerująca przez całe miasto podczas Triconu w Cieszynie. Nagle konwenty przestały być czymś, co robią „ci dziwni ludzie”, a stały się również atrakcyjne dla szerszej publiczności – normą stały się już bloki dla dzieci, umożliwiające fantastom pozostawienie latorośli w bezpiecznych rękach i rozkoszowanie się konwentem, bloki naukowe i inne, niekoniecznie związane z fantastyką, ale przyciągające zainteresowane tłumy i wreszcie – last but not least – coraz większe przestrzenie przeznaczone dla wystawców, u których można kupić, co tylko dusza zapragnie – od gier i książek, przez kostki i koszulki po fanowskie rękodzieło, będące nierzadko najprawdziwszym cackiem. Przyjeżdżają coraz ciekawsi goście, również z zagranicy. Oczywiście, przyciąga to tłumy i powoduje inne problemy – kolejkony, prelekcje, na które nie można się dostać ze względu na przepełnienie sali czy zanik rozmaitych fandomowych tradycji (choćby owo bycie na „ty”), jednak jest to chyba naturalna konsekwencja takiego rozwoju. Duże imprezy stały się miejscem dla wszystkich – czytelników, widzów, RPGowców, graczy (dla których przeznaczone są olbrzymie games rooomy), mangowców czy niesamowitych cosplayerów oraz zwykłych zjadaczy chleba, ciekawych, czym, poza „Gwiezdnymi wojnami”, jest ta fantastyka. Przejście ze szkół do innych miejsc, często hal targowych, umożliwia organizowanie wystaw czy atrakcji nietypowych takich jak koncerty czy fantastyczny pokaz mody, który odbył się w zeszłym roku na Falkonie.

Falkon 2011 prelekcja o rebelianckiej propagandzie
Falkon 2011 prelekcja o rebelianckiej propagandzie

Jest naprawdę dobrze i nawet pojedyncze, średnio udane imprezy nie są w stanie tego zepsuć. Oczywiście, cały czas odbywają się konwenty mniejsze, które w niczym nie ustępują tym dużym – jak choćby zeszłoroczny Grojkon. Swoje imprezy nadal mają fani Mangi i Anime. Śląską tradycją są coroczne seminaria literackie w Katowicach. Pojawiają się również takie ewenementy jak bydgosko-toruński Star Force czyli bezpłatna impreza poświęcona „Gwiezdnym wojnom”, odwiedzana przez aktorów Gwiezdnej Sagi, m.in. Davida Prowse’a, odtwórcę roli Lorda Vadera.

Jest na tyle dobrze, by takie zwierzę konwentowe jak ja było usatysfakcjonowane, mogąc się od czasu do czasu zanurzyć w swoim świecie, spotkać znajomych, wygłosić jedną czy dwie (albo dziesięć) prelekcji, poczuć się częścią fandomowej rodziny. W tym roku na Pyrkonie debiutuję też jako wystawca i już się cieszę na nowe doświadczenie…

Pyrkon 2012 - szturmowcy przyjaciółmi najmłodszych
Pyrkon 2012 – szturmowcy przyjaciółmi najmłodszych

Zapytam zatem ponownie: jeździcie na konwenty? Jeśli tak, chyba znacie to cudowne uczucie, kiedy przypina się plakietkę i rozpoczyna z markerem w dłoni przeglądanie programu… Jeśli nie – spróbujcie – naprawdę warto!

Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze