Wiecznie żywy – recenzja

Podoba się?

film_8946_original_1Przez długi czas w świecie panowała wielka moda na wampiry. Pojawiały się one niemal wszędzie, z każdą chwilą coraz bardziej męcząc i zanudzając historiami, które szybko przestały nas zadziwiać. Wampirzy „bum” musiał wreszcie przeminąć, a luka, którą miał po sobie zostawić, musiała zostać czymś wypełniona. Na pierwszy plan wskoczyły więc zombie. To one zaczęły grać pierwsze skrzypce w filmach, serialach i książkach. To na nie szybko spłynęły zachwyty, a pomysły, by zrobić jeszcze coś nowego, powoli zaczęły się kończyć. I wtedy pojawiła się produkcja “Wiecznie żywy”, bardzo nietypowy horror romantyczny w reżyserii Jonathana Levine’a.

Jest on adaptacją dzieła literackiego “Ciepłe ciała” Isaaca Mariona, która ukazała się w 2011 roku nakładem wydawnictwa Replika, zaś w 2013 roku pojawiła się filmowa wersja książki pod tytułem “Wiecznie żywy”. Marion początkowo stworzył jedynie nowelę zatytułowaną “I Am a Zombie Filled with Love”, dopiero w 2010 roku amerykańskie wydawnictwo Simon&Schuster nabyło prawa do pełnej powieści.

W filmie poznajemy nastolatka, który jest częścią dość nietypowej społeczności. Jest jednym z zombie, które powoli opanowują świat. Próbują jednak wieść „życie” w miarę normalne – spacerują, spotykają się z przyjaciółmi, nawet jeśli wirus upośledził ich narządy mowy i nie mogą zamienić ze sobą słowa. Pewnego razu chłopak spotyka Julie – dziewczynę, której od lat wpajano, że zombie są złe i należy ich unikać, a w sytuacji zagrożenia zabijać. Nastolatek, zauroczony dziewczyną, postanawia ją uratować przed chmarą innych bezmyślnych nieumarłych. Wprowadza ją w swój świat, chroniąc ją i pokazując jak (nie)żyje na co dzień.

“Wiecznie żywy” przyciągnął mnie do siebie trzema mocnymi punktami. Są to kolejno Nicholas Hoult, Teresa Palmer oraz Analeigh Tipton, czyli aktorzy odgrywający role głównych bohaterów. Tchną życie w swoje postacie i sprawiają, że naprawdę chce się oglądać dalej.

Twórcy pokazują nam coś nowego. To historia o zombie, ale od tej drugiej strony, wcześniej nam nieznanej. Bezmyślne potwory, jak zawsze się je przedstawia w innych filmach czy książkach, tutaj rozbudowane są także duchowo. Rozumieją, myślą, a przede wszystkim czują. Pomysł jest ciekawy i świeży, na pewno nigdzie wcześniej nie mogliśmy go oglądać. Fabuła jest niestety trochę niedopieszczona – nie przekazuje odbiorcy zbyt wiele, a jedyny morał, jaki z niej wynika jest taki, że zombie też człowiek.

Produkcję obejrzałam jednak z wielką przyjemnością. Hoult miał trudne zadanie zagrania zombie, który nie mówi przecież zbyt wiele, dlatego tak bogata musiała być jego mimika. W stu procentach spełnił swoje zadanie i był na pewno najjaśniejszą gwiazdą. To nadal film dla młodzieży ze słabym przekazem, jednak całkiem wciągającą historią. Spędziłam przy nim miły czas, a innowacyjność świata z punktu widzenia zombie bardzo przypadła mi do gustu. “Wiecznie żywego” warto zobaczyć, choćby dla ścieżki dźwiękowej. Jest naprawdę przepiękna i zawsze idealnie dopasowana do sytuacji.

czas trwania: 1 godz. 37 min.
gatunek:  Horror Komedia
premiera: 1 marca 2013 (Polska) 16 stycznia 2013 (świat)
reżyseria: Jonathan Levine
scenariusz: Jonathan Levine

Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze