Siergiej Łukjanienko, Władimir Wasiljew “Dzienny patrol” – recenzja

Podoba się?

Tak jak każdy medal ma dwie strony, tak Nocny Patrol musi mieć swoją przeciwwagę, jaką jest Dzienny Patrol, którego stojący po stronie Ciemności członkowie za zadanie mają pilnować postępowania Jasnych. Ich praca oraz jej organizacja praktycznie nie różni się od zajęć tych dobrych, po prostu stanowi ich przeciwieństwo.

Akcja drugiego tomu cyklu, tym razem autorstwa duetu – Siergieja Łukjanienki oraz Władimira Wasiljewa – choć, w większości, ukazana z perspektywy pracowników służby przeciwnej do zaprezentowanej w części poprzedniej, stanowi kontynuację przedstawionych w niej wydarzeń. To, czym autor uraczył Czytelników w „Nocnym Patrolu” ma swoje następstwa i rozwinięcie w omawianej książce. Co ciekawe, nie zabrakło również fragmentów, w których prym wiedzie Anton Gorodecki i jego koledzy, czym pisarze odebrali częściowo Dziennemu Patrolowi pierwsze skrzypce.

Jak w przypadku tomu poprzedniego, całość podzielona została na trzy powiązane i chronologiczne części, lecz, w odróżnieniu od poprzednika, wydarzenia osadzone zostały nie tylko w Moskwie. Tak naprawdę tylko jedna z historii wchodzących w skład powieści dzieje się na terenie tego miasta, a dla dwóch pozostałych stolica Rosji stanowi jedynie punkt wyjścia. Czytelnik wraz z bohaterami ma szansę wyruszyć na słoneczny, nadmorski Krym, jak również odwiedzić zimową Pragę końca jednego i początku drugiego tysiąclecia. Tym, co również odróżnia oba tomy, jest fakt, iż w przypadku „Dziennego Patrolu” nie można wyróżnić jednego głównego bohatera, każda z przedstawionych historii bazuje na innej osobie, kto inny prowadzi Czytelnika przez opowieść stworzoną rękami i umysłami Łukjanienki i Wasiljewa. Są to, znani już, wiedźma Alicja, mag Edgar oraz zupełnie nowa osoba, której przypisano dość okrutną, szczególnie dla niej samej, rolę. Jednak dzięki niej odbiorca jest w stanie dowiedzieć się czegoś na temat samego Zmroku.

Sami bohaterowie „Dziennego Patrolu”, chociaż tak jak Jaśni są Innymi, stanowią ich zupełne przeciwieństwo. A przynajmniej, jeśli tyczy się to zwykłych, szeregowych patrolowych. Można spokojnie rzec, iż ich życie jest z pewnością bardziej urokliwe od życia przeciętnego wielbiciela Światła. Nie ograniczają ich moralne rozterki, jakie gnębią oponentów Ciemności, nie powstrzymuje etyka i dbanie o ludzkie dobro, bo przecież ludzie to tylko rezerwy, z których można czerpać Siłę. Oczywiście nie wolno dopuścić, by owo źródełko wyschło, jednak altruizm i poświęcenie nie leży w naturze Ciemnych. Dla nich liczy się jedynie własna osoba, a najważniejsza jest wolność. Nie ma przeszkód, aby określić ich jako hedonistów – dążenie do prywatnego szczęścia, luksusu i niczym nieograniczonej niezależności to cel, ku któremu dążą wszyscy Inni stojący po mrocznej stronie barykady. Lecz ta egoistyczna postawa ma również swoją cenę. O ile w przypadku pracowników Nocnego Patrolu każdy z nich w myśl dewizy „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego” mógł liczyć na pomoc współtowarzyszy, o tyle ci z dziennej służby mogą liczyć tylko na siebie. Brak w nich solidarności, nie stanowią już takiego mikroorganizmu, jak wspomniani Jaśni.

Jednak zważywszy na naturę Innych, a konkretnie na ich długowieczność – mogą żyć setki, a nawet tysiące lat nie starzejąc się – styl życia Ciemnych wydaje mi się być bardziej interesujący. Jestem w stanie się zgodzić, iż w długofalowej perspektywie czyny skłaniającej się ku Światłu strony mogą okazać się słuszne i zbawienne (dla ludzkości, nie ich samych), jednak ciągłe poświęcanie własnych pragnień, dobra, ograniczanie swoich możliwości raczej nie zachęcają. Zwłaszcza, iż wynik i tak pozostaje niepewny.

Tym, co zasługuje na szczególną uwagę, jest precyzja, z jaką Łukjanienko w towarzystwie Wasiljewa zaplanowali prezentowaną historię dwóch stojących w opozycji grup. Czytelnik staje przed swego rodzaju wyzwaniem sprawdzającym nie tylko jego pamięć, ale również umiejętność łączenia faktów, gdyż okazuje się, że już od pierwszej strony pierwszego tomu każdy niemal detal, czyn, słowo lub gest ma znaczenie dla całej konstrukcji przedstawionego świata i wydarzeń.

Jeśli chodzi o sama akcję, ta część cyklu również obfituje w trzymające w napięciu wydarzenia i zaskakujące zwroty fabuły. Jest intensywnie i odbiorca ma szanse zagłębić się w barwną paletę odczuć zarówno bohaterów, jak i własnych reakcji będących odpowiedzią na losy mniej lub bardziej lubianych jednostek.

Teraz pora, by trochę pomarudzić. Po pierwsze – uśmiercenie mojej ulubionej postaci, dodatkowo w tak smutny sposób, było czymś, z czym trudno mi się pogodzić nawet po skończonej lekturze. A śmierć jest tym, co, po obu patrolowych stronach, zbiera dość bogate żniwo.

Po drugie, tym razem muszę przyczepić się do pracy korekty. Najbardziej drażniło mnie przechrzczenie znanego już z „Nocnego Patrolu” Jegora na Igora. Niby nic, ale w chwili, gdy jeszcze dwie inne postacie noszą to imię, zaczyna robić się bałagan. Natomiast tym, co rozśmieszyło mnie najbardziej, choć to raczej kwestia tłumaczenia, była… świńska noga. Potrawa, którą chyba wszyscy znają pod nazwą golonka, podawana z musztardą, chrzanem i piwem, w „Dziennym Patrolu” z każdym pojawieniem przyjmuje swą dokładną, anatomiczną nazwę.

„Dzienny Patrol” autorstwa Siergieja Łukjanienki i Władimira Wasiljewa jest udaną kontynuacją cyklu. Stanowi opowieść o intrygach, o tym, jak skrzywdzić mogą podziały, o byciu pionkiem na szachownicy Wielkich Magów, dla których liczy się jedynie, jaką figurę warto poświęcić, lecz również jest to historia miłości i jej konsekwencjach. Ta powieść, jak również jej poprzedniczka, jest przykładem starannie zaplanowanej fabuły ze spójnymi i logicznymi wątkami, realistycznie wykreowanymi postaciami i światem w wielu odcieniach szarości. Jeśli komuś spodobał się „Nocny Patrol”, bez wahania niech sięga po „Dzienny”.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze