Nigdziebądź – recenzja

Podoba się?

Jak okładkapisałam w Gavranim podsumowaniu najlepszych książek 2014 r., jedną z nich jest dla mnie wznowienie Nigdziebądź Neila Gaimana. O tyle, o ile Amerykańscy bogowie byli zachwycający, to właśnie debiut pisarza sprawił, że pokochałam jego twórczość i za punkt honoru postawiłam sobie przeczytać wszystkie jego powieści. Sytuacja dość niezwykła, ponieważ często przy pierwszych książkach autorów ta postawiona przeze mnie poprzeczka jest troszkę niższa – jak wiadomo, dopiero z czasem Czytelnik ma możliwość zauważenia zmiany stylu czy rozwijania się warsztatu pisarskiego swojego ulubionego pisarza. Nigdziebądź jest dla mnie powieścią osobliwą, ponieważ nie tylko już po kilku pierwszych rozdziałach przeskoczyło poprzeczkę, którą stawiam z miejsca każdej pozycji, ale także zawyżyło poziom i sprawiło, że o wiele więcej będę wymagać od każdej następnej książki Gaimana, teraz mojego osobistego Mistrza i Idola.

Co takiego specjalnego ma w sobie ta książka, pewnie zapytacie. Muszę przyznać, że na pierwszy rzut oka przedstawia się dość przeciętnie. Szczerze mówiąc, zapisałam sobie ten tytuł na liście: „do przeczytania” już kilka lat temu i jestem całkowicie pewna, że wciąż powieść pozostawałaby niewykreślona spośród innych, gdybym nie postanowiła o wzięciu tego tytułu do recenzji. Tak właśnie dziwnie się to układa, że czasem trafiamy na prawdziwe perełki, kierując się potrzebą napisania nowego tekstu czy zachwytem nad wspaniałą okładką. Dlatego też moje zadanie przekonania Was (a jakby trudne to nie było, chcę tego dokonać!) staje się o wiele bardziej wymagające. Wymarzyłam sobie, że po przeczytaniu mojej recenzji przynajmniej zapiszecie sobie Nigdziebądź na listę książek wyczekujących na swoją kolei, o ile od razu po tę pozycję nie sięgniecie. Teraz spróbuję wykonać to karkołomne zadane, bo w końcu, jakby nie patrzeć, sztuka przekonywania niełatwą jest, a wy na sam koniec, po lekturze recenzji, napiszecie mi, czy czujecie się zachęceni. Gotowi?

Z miejsca muszę przyznać, że Neil Gaiman miał we mnie miłośniczkę swojego debiutu już po kilku rozdziałach. Nigdziebądź zalicza się bowiem do książek spod nurtu urban fantasy, do którego, jak już powszechnie wiadomo, mam ogromną słabość. Wiedział Gaiman, jak zdobyć moje serce, oj wiedział! Co by jednak tak prosto nie było, powieść też musi utrzymywać pewien poziom, być godnym reprezentantem swego gatunku. Jak pokazuje autor, tego także potrafi dokonać! Czytelnik dostaje wspaniałą historię przygód Richarda Mayhew, który przez większość swego życia prowadzi dość nudną egzystencję. Pewnego dnia jednak spotyka na ulicy ranną dziewczynę o imieniu Drzwi i od tego momentu przydarzają mu się niepożądane, aczkolwiek wciąż także zabawne, straszne, a nawet absurdalne przygody.

Rick odkrywa bowiem istnienie miejsca zwanego Londynem Pod, gdzie dosłownie wszystko jest możliwe. W krainie znajdującej się w kanałach i podziemnych przejściach realnego miasta, znanego jako Londyn Nad, pościg za nastoletnią Drzwi, której wymordowano rodzinę, oraz poszukiwania legendarnego anioła Islingtona to wydarzenia nie tyle zaskakujące, co wciąż nie do końca powszechne i wywołujące w mieszkańcach ukrytej krainy lęk oraz popłoch. Nasz główny bohater nie tylko musi szybko rozeznać się w sytuacji, ale także spróbować pomóc swojej nowej przyjaciółce wygrać starcie w nieprzystępnym i nieznanym Londynie Pod, aby móc wrócić do Londynu Nad. Nie można bowiem wędrować i żyć w obydwu światach jednocześnie, a przekroczenie tego pierwszego, komplikuje egzystowanie w drugim.

Nigdziebądź to jednak nie tylko wspaniale i barwnie wykreowany świat przedstawiony. Znajdziemy tutaj także wielu oryginalnych, różnorodnych bohaterów. Postacie przedstawione w debiucie Neila Gaimana są nie tylko nietuzinkowe, ale także nieodgadnione, tajemnicze. Prawie przez całą lekturę nie wiadomo, kto z kim współpracuje, po której stronie stoi i jakie kierują nim pobudki. Chociaż wszyscy trzymają się wspólnego planu, każdy stara się także osiągnąć własne cele, co samo w sobie jest zajmujące! Przykładowo, jak wspomniałam wcześniej, Rick stara się pomóc Drzwi, ponieważ inaczej nie będzie mógł wrócić do Londynu Nad. Tajemniczy Markiz de Carabas zdawać by się mogło, robi to, aby dziewczyna miała u niego dług, jednak wraz z rozkręcającą się akcją, Czytelnik zauważa, że chodzi o coś jeszcze. Niemniej enigmatyczna Łowczyni zgadza się bronić Drzwi za odpowiednią cenę i marzy także o zabiciu Bestii. Gdzie zaprowadzi ich wspólna ścieżka? I czy aby na pewno któreś z nich z niej nie zboczy, aby dotrzeć do swego celu drogą na skróty?

Mówi się, że rodzice nie mają swoich ulubieńców. Być może mają, może nie. Czego na sto procent jestem pewna, to faktu, że ciocie, wujkowie i dalsza rodzina już tak. Nie wiemy także, czy pisarz kocha którąś ze swoich postaci ‘bardziej’, jednak my, odbiorcy tych historii, prawie przy każdej lekturze sobie takich typujemy. Przy Nigdziebądź moją absolutnie ulubioną postacią był właśnie Markiz de Carabas. Postać niezwykle tajemnicza, trochę zarozumiała, a poza tym także wyniosła i śmiała. Prawie do samego końca nie potrafiłam zgłębić przyczyn i motywacji jego czynów, co tylko czyniło z niego fascynującą postać. Nie mniej zajmujący byli Pan Croup i Pan Vandemar, cudownie odmienni pod każdym względem od Markiza. Zabójczy duet, jak ich sobie nazwałam, przez większą część lektury grał najczarniejsze charaktery oraz Głównych Złych. Co mnie w tych bohaterach urzekło, to ich proste pobudki, przyczyny działań. Neil Gaiman nie kryje, iż są to osoby, które zabijają, by zabijać, i gdy mają wybór – zabić czy oszczędzić, to i tak pozbawią życia, bo uwielbiają to robić. A towarzysząca temu gaża? Tylko wspaniały dodatek.

Pisarz swój debiut podszywa niewybrakowanym, czarnym humorem i wspaniale wplecioną ironią. Co mnie oczarowało w tej powieści, to zawarcie tak wielu prawd o życiu pomiędzy wierszami i zabawnymi gagami. Główny bohater, choć podróżuje przez fascynujący Londyn Pod, tylko i wyłącznie po to, aby wrócić do starego życia, nawet nie zauważa, jak wraz z Czytelnikami powoli, acz konsekwentnie zostaje uwodzony przez ten pełen niebezpieczeństw, pociągający, niezgłębiony świat, w którym wszystko jest możliwe. Dlatego też, kiedy inni przyciskają do serduszek Amerykańskich bogów, ja pozostaję pod całkowitym czarem debiutu autora, wierząc, że właśnie on sprawił, że na nowo pokochałam wszystko, co uwielbiam w fantastyce. Jest to jedna z tych niewielu pozycji, które polecam, gdy ktoś mnie pyta, co powinien przeczytać, aby rozsmakować się w fantastyce czy samym czytaniu.

Pozwólcie więc, że zgodnie z naszą poprzednią umową zapytam: Czy czujecie się zachęceni?

autor: Neil Gaiman
tytuł: Nigdziebądź
tłumaczenie: Paulina Braiter
tytuł oryginału: Neverwhere
wydawnictwo: MAG
data wydania: 19 września 2014
ISBN: 9788374804509
liczba stron: 368
kategoria: fantastyka, fantasy, science fiction
język: polski
typ: papier

Pełnoetatowa książkoholiczka i filmomaniaczka. Recenzentka - amatorka, szpanująca swoim talentem pisarskim i nie rozumiejąca, dlaczego nikt nie chce podziwiać blasku jej intelektu, który przecież razi wszystkich po oczach. Czasami o skłonnościach masochistycznych, wiecznie niewyspana. Niepoprawna romantyczka, marząca o naprawianiu świata. Ponoć mówią, że nocą staje się Nocnym Cieniem i szuka nowych, szeleszcząco - papierowych ofiar...

Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze