Smokopolitan – recenzja

Podoba się?

Kiedy my, fantaści, chcemy zajrzeć do kiosku w poszukiwaniu prasy w jakikolwiek sposób zajmującej się tak lubianą przez nas tematyką, musimy obejść się smakiem. W zasadzie można liczyć tylko na „Nową Fantastykę”, reszta jakoś nie była w stanie się utrzymać. Szum wokół „Coś na progu”, które miało szansę wypełnić tę niszę, przycichł dość znacząco. Z resztą pamiętając w jakich bólach i z jakim opóźnieniem powstał dziesiąty numer, raczej prędko nic od nich nie dostaniemy. Na szczęście są jeszcze ziny internetowe tworzone przez fanów dla fanów, ale chyba większość z nas czuje, że to nie to samo, co wydania papierowe. Nisza wciąż jednak istniała, przynajmniej do ostatniego czasu, kiedy to na rynku zagościło „Smokopolitan”.

Jest to ogólnofantastyczny magazyn stworzony w ramach Smoczej Inicjatywy Publicystycznej organizowanej przez krakowski klub fantastyki – Krakowskie Smoki. Cel, jaki przyświecał twórcom, był naprawdę szczytny. Chodziło o stworzenie platformy wydawniczej, której promowałaby młodych twórców, magazynu pozwalającego debiutantom na wybicie na polskim rynku i łatwiejszy start, a tym samym na ożywienie naszej rodzimej fantastyki.

I cóż dostajemy, jeśli nabędziemy tę gazetkę za jedyne pięć złotych lub też pobierzemy ją zupełnie za darmo ze strony Krakowskich Smoków? Pierwszą rzeczą jest absolutnie fenomenalna nazwa. Pomysłodawcę tego tytułu wydawcy powinni ozłocić. „Smokopolitan” to bardzo sugestywny tytuł, nacechowany skojarzeniami i przede wszystkim bardzo łatwo zapadający w pamięć. Drugą rzeczą z kolei jest okładka, na której pyszni się „selfie” ze smokiem! Czy może być coś bardziej przyciągającego oko? Początkowe założenie twórców zostało osiągnięte – przyciągnęli uwagę czytelnika, a trzeba przyznać, że bardzo wymagającego.

Po zajrzeniu do środka można stwierdzić, że teksty dotrzymują obietnicy złożonej przez okładkę. Cały numer został poświęcony „wychodzeniu z szuflady” i naszpikowany radami dla początkujących pisarzy. Oczywiście nie zapomniano także o innych miłośnikach fantastyki, więc możemy tu znaleźć także teksty dotyczące RPGów, LARPów, zwyczajowe recenzje, felietony czy też rozmowy z ludźmi z fandomu. Nie wszystko mi się podobało, co wydaje mi się dość logiczne. W moim przypadku chętniej czytam o książkach i pisarzach niż o sposobach prowadzenia LARPów, a tym bardziej o psychologicznym rozłożeniu na czynniki pierwsze sympatii w wybieraniu postaci do gry. Co nie znaczy, że teksty te były złe. Po prostu nie w moim typie.

Jak już wcześniej wspominałam, magazyn ma być dedykowany przede wszystkim młodym autorom, więc możemy przeczytać w nim opowiadania twórców, którzy są mi absolutnie nieznani. Wyjątek stanowi tekst Andrzeja Pilipiuka, będący krótkim wycinkiem z historii życia dobrze nam znanego Jakuba Wędrowycza. Mimo całej swojej sympatii, jaką darzę tę konkretną postać, „Szkolne wspominki” w żaden sposób nie przypadły mi do gustu. No cóż, widać nie przepadam za nadmiernie mrocznym spaczeniem idoli mojego dzieciństwa. Dalej jest już jednak zdecydowanie lepiej. „Protea 1.0” świetnie bawi się konwencją, a także sposobem zapisu, wykorzystując do przedstawienia sytuacji maile osób wciągniętych w intrygę. „Bajka o pogrzebie” mimo początkowego chaosu i niejasności, w świetny sposób buduje atmosferę niemożliwości, nierealności połączoną z niepokojem i obawą. Moim osobistym faworytem pierwszego numeru „Smokopolitan” jest opowiadanie Michała Marca-Remiszewskiego „Zmartwychwstałem jako android”. Choć pomysł kojarzy mi się z końcowymi scenami z filmu „Chappie”, autor rozwinął go i udoskonalił, wplatając go w przyjemną, w pewnym sensie nawet kryminalną intrygę, umiejętnie budując atmosferę i zaskakując zakończeniem.

Niestety nie udało mi się dorwać wersji papierowej przed wyczerpaniem nakładu, jednak patrząc na szatę graficzną pdfa, można mieć pewne wyobrażenie, jak magazyn prezentuje się w formie wydrukowanej. Wydawcy postawili na czytelny minimalizm. Strony podzielono klasycznie na dwie kolumny, w zasadzie tylko z lekka urozmaicając je klimatycznymi zdjęciami i grafikami. Podobnie wersja mobi, przeznaczona na czytniki, jest mile przejrzysta. Muszę przyznać, że bardzo przyjemnie się ją czytało na moim „kundelku”.

Po lekturze „Smokopolitan” pojawiła się w mojej duszy iskierka nadziei na rozruszanie momentami skostniałej, polskiej fantastyki. Na przywrócenie chociaż w niewielkim stopniu czasów, w których triumfy święciły magazyny jak „Fenix” czy „Science Ficton”. Ogólnie rzecz ujmując, stwierdzam, że to udany debiut, optymistycznie nastawiający na przyszłość.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze