Zakon mimów – recenzja

Podoba się?

okładka książkiGdyby dobrze policzyć, powiedziałabym, że zaczynałam ten tekst z pięć razy. Potem zaś usuwałam go. Zdaniami. Całymi akapitami. Co nowego można w końcu powiedzieć o Zakonie mimów? Próbowałam podać prostą definicję tej książki. Było już: Zakon mimów to powieść wciągająca. Zanim napisałam “zaskakująca” zdążyłam usunąć “łapiąca dech w piersi” i “pełna niespodzianek”. Zaczęło mi brakować celniejszych przymiotników, żadno wcześniejsze określenie nie było wystarczające. Najchętniej rzuciłabym Wam: “Idźcie i czytajcie, a będzie Wam dana dobra powieść. Bardzo dobra”, bo dobrych nigdy nie brak. I, nie oszukując ani trochę, chciałabym sama przeczytać ją jeszcze raz od nowa. Może więc zrobicie to dla mnie i pójdziecie czytać?
Dziękuję!

Nie? Jesteście niezwykle okrutni, tyle Wam powiem. Gdyby nie Wy, czytałabym znowu, a tak piszę dalej, bo Wam zdań, nie tych co trzeba, brak. Ale dobrze. Przekonam Was! A jeśli nie przekonam, przynajmniej utoniecie pod ciężarem tych wszystkich literek, które teraz na Was wyleję.

Jak to więc jest – czytać czy nie czytać? A co to za pytanie? Oczywiście, że czytać! Skoro zastanawiacie się, czy sięgnąć po Zakon mimów, zakładam, że jesteście już po Czasie żniw, pierwszej części tego cyklu. Wiecie już więc jak bardzo skomplikowany jest świat przedstawiony. W porządku, przyznaję, że w końcu udało mi się jakoś w tym wszystkim połapać, ale na początku było szalenie trudno. Samantha Shannon nie boi się komplikować wszystkiego, co tylko może, a pierwsze strony Zakonu… rzucają nas od razu w wir wydarzeń z miejsca, w którym wylądowaliśmy pod koniec pierwszej części. Mogłoby się wydawać, że już nic nie może być gorzej, że Paige i tak ma już dużo na głowie. To jednak tylko pozory! Okazuje się bowiem, że do ludzi z prawdą to w Londynie jak grochem w ścianę. Nikt nie chce słuchać, większość nie chce też o niczym mówić na głos, a Szeol I planuje to wykorzystać. Paige nie zamierza jednak zamilknąć.

Pamiętam, jak odkładając Czas żniw, czułam się zaciekawiona, ale nie do końca przekonana. Są takie powieści, które mają wiele potencjału, wciągają od samego początku i zachwycają wykreowanym światem. Jedyne, co trzeba dać ich historii, to trochę czasu, żeby pokazała, na co ją stać. Jedną z takich powieści był Czas żniw, a autorka nie boi się pokazać, że potrafi wykorzystać ten drzemiący w historii potencjał już w drugiej części cyklu. Zakon mimów jest powieścią pod wieloma względami zaskakującą, a także absorbującą. Ze strony na stronę historia przedstawiana przez Shannon angażuje czytelnika w opisywane wydarzenia mocniej i szybciej. Najmocniejszą stroną tej książki są zdecydowanie plot twisty – jest ich pełno, a każdy to wyborna, wyśmienita niespodzianka, po której wszystko okazuje się jak najbardziej na swoim miejscu. Po wielu zadziwiających sytuacjach jedyne, jak mogłam to skomentować, to: “Ach, oczywiście!”. Nie było nic więcej do powiedzenia.

Paige to bohaterka niesłychanie dynamiczna, rozwijająca się na potrzeby akcji. Miło jest widzieć jak powoli dojrzewa, podejmuje decyzje ważne nie tylko dla siebie, ale także całej społeczności, do której przynależy. Sytuacja ma się trochę inaczej z resztą postaci. Niektórzy z nich są niesłychanie irytujący – na przykład przyjaciółka protagonistki, Eliza, której przesunięcia na jedną z najważniejszych postaci drugoplanowych całkowicie nie rozumiem. Jest to bohaterka, nie mająca wiele do zaproponowania oprócz ślepej lojalności, a i to nie zawsze. Cóż, można tylko zaczekać, żeby zobaczyć, jak dalej to się rozwinie. Podobne, sceptyczne spostrzeżenia mam co do Zacka i jego siostry. O ile Zack jest jeszcze jedną z tych postaci, które szybko da się polubić, to jego siostra… Już dawno nie spotkałam się z przykładem tak tępej i egoistycznej bohaterki. I tak, nawet nie pamiętam jej imienia.

O ile można by było powiedzieć, że Czas żniw to pełen akcji wstęp do czegoś większego, tak Zakon mimów jest już właśnie tym czymś większym, głębszym, mroczniejszym i ciekawszym. Dopiero tutaj porządnie poznajemy ten tajemniczy margines jasnowidzów, Siedem pieczęci i pozostałe gangi. Widzimy prawdziwą twarz Jaxsona Halla, rzekomego protektora i przyjaciela Paige oraz podróżujemy ciemnymi i niebezpiecznymi uliczkami Londynu. Jeśli pierwsza część wydawała się Wam, podobnie jak mnie, miejscami odrealniona, a niektóre wydarzenia miejscami oderwane od opisywanej rzeczywistości, tak możecie być pewni, że w Zakonie mimów znajdziecie tylko autentyczną intrygę, mętną politykę prowadzoną przez gangi czy władze oraz po prostu dobry kawałek fantastyki.

Więc wiecie co? Zmieniłam zdanie. Nie czytajcie tego. Po co macie się tak stresować i denerwować jak ja, czekając na następną część? Zostawcie ją dla mnie i idźcie sobie ze swoimi wątpliwościami gdzieś indziej. Wcale nie musicie poznać tej niesamowitej historii. Wcale a wcale.

Autor: Samantha Shannon
Tytuł: Zakon mimów
Tytuł oryginału: The Mime Order
Tłumaczenie: Regina Kołek
Data wydania: 22 kwietnia 2015
Cena okładkowa: 34,90 zł
Format: 140 x 205 mm
Liczba stron: 544 tekst
ISBN: 978-83-7924-338-9

Pełnoetatowa książkoholiczka i filmomaniaczka. Recenzentka - amatorka, szpanująca swoim talentem pisarskim i nie rozumiejąca, dlaczego nikt nie chce podziwiać blasku jej intelektu, który przecież razi wszystkich po oczach. Czasami o skłonnościach masochistycznych, wiecznie niewyspana. Niepoprawna romantyczka, marząca o naprawianiu świata. Ponoć mówią, że nocą staje się Nocnym Cieniem i szuka nowych, szeleszcząco - papierowych ofiar...

Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze