Drażliwe tematy. Krótkie formy i punkty zapalne – recenzja

Podoba się?

okładkaAntologie Neila Gaimana są jak pudełko czekoladek. Kupujemy je na specjalną okazję i odkładamy na półkę, czekając aż ta specjalna okazja nadejdzie. Z biegiem czasu coraz częściej zwracamy nasz wzrok na pięknie zapakowane czekoladki. Mówimy sobie: “Tylko jedną”. Wmawiamy sobie: “Przecież nikt nie zauważy”, a później kończymy z pustym, ładnym pudełkiem i zastanawiamy się, jak to się stało.

Główna różnica między pudełkiem czekoladek a zbiorem opowiadań Drażliwe tematy. Krótkie formy i punkty zapalne polega na tym, że chociaż już ją skończyłam czytać, zawsze mogę do niej wrócić. Do konkretnego opowiadania. I wciąż, i wciąż, i wciąż na nowo przeżywać rozterki bohaterów, przebywać w tych fascynujących światach i od nowa poznawać niewiarygodne historie. Możecie nie zrozumieć dlaczego się tym tak zachwycam, więc już tłumaczę – zwykle nie czytam opowiadań. Brakuje mi w nich tej typowej dla powieści kilku wątkowej rozwiązłości. Kiedy mam przed sobą dobrą historię, chcę, żeby trwała jak najdłużej, chcę się w niej zagłębić. Opowiadania tego nie proponują, a antologia Gaimana nie jest wyjątkiem od tej reguły.

Jak jednak mogłabym kręcić nosem, kiedy podsuwa mi się cały zbiór wspaniałych historii, gdzie jedna lepsza i bardziej absorbująca od drugiej? Takie natężenie Gaimanowskiej jedwabistości mogło spowodować tylko dwie rzeczy – albo zwariuję, albo się zakocham. Wybrałam to drugie.

Spotkałam się z kilkoma opiniami, że opowiadania zawarte w Drażliwych tematach są nierówne. Nie ważcie się ich słuchać! Każde opowiadanie w antologii jest wyjątkowe na swój sposób, każde trochę inaczej podchodzi do tej tematycznej “drażliwości” u ludzi. Począwszy od dezorientującego Robienia krzesła oraz tajemniczego, wzbudzającego zarówno delikatną ciekawość i grozę Księżycowego labiryntu, skończywszy na jedynym w swoim rodzaju, wspaniałym powrocie do Amerykańskich bogów za sprawą opowiadania Czarny pies, którego głównym bohaterem jest dobrze nam znany Cień. Drażliwe tematy to prawdziwy rollercoster, dostarczający czytelnikowi niezapomnianych wrażeń, aczkolwiek wyróżniający się tym, że te wrażenia można pomału smakować. Poznawać, przewijać do początku, wracać do ulubionego momentu.

Przed napisaniem tej recenzji długo zastanawiałam się, które z historii zawartych w antologii wyróżnić i opisać. To było naprawdę trudne zadanie. Każda z nich jest bowiem jedyna w swoich rodzaju, oryginalna, zapadająca w pamięć. Wybrałam więc te, w których cały czas doszukuję się drugiego dnia. Postawiłam na takie historie, przy których na co dzień przyłapuję się, jak mimowolnie tworzę ich kontynuacje, zastanawiam się, co mogłoby wydarzyć się później.

Pierwszym z nich jest oczywiście Pomarańcz, której do teraz nie potrafię się pozbyć z mojej głowy. Napisana w formie kwestionariusza, gdzie czytelnik może zapoznać się tylko z ok. 70 odpowiedziami świadka na pytania śledczego (pytań nie ma, świetną zabawą jest też domyślanie się ich na podstawie zawartych odpowiedzi). Opowiadanie znajdujące się raptem na dziewięciu stronach antologii nie posiada opisów ani dialogów, a wbija w fotel bardziej niż nie jedna książka. Jest to dziewięć stron, gdzie tak naprawdę mamy do czynienia tylko z jedną bohaterką, a dane nam jest – z perspektywy tej jednej bohaterki – świetnie poznać sylwetki reszty wspomnianych postaci.
To nie jest dobre. To majstersztyk!

Później o uwagę zabiegają Klik klak grzechotka oraz Problem z Cassandrą. Dwa opowiadania, które na pierwszy rzut oka są dosyć zwyczajne. Do momentu. Autor tak sprytnie i inteligentnie wplata plot twisty w swoich historiach, że nie wystarczy być czujnym. Z tworzonych przez niego opowieści trzeba robić notatki. Najlepiej jest to widocznie właśnie w dwóch wyżej wymienionych opowiadaniach, które czytałam dwa razy pod rząd – raz nieświadoma ich nieprzeciętności, a drugi, starając się wyłapać wszystkie smaczki. Nie mniej ciekawe są Żeńskie końcówki, w których Gaiman puszcza oko do polskich czytelników, zagłębiając się trochę w nasz język, trochę też w naszą kulturę oraz Śpiąca i wrzeciono, gdzie autor tworzy ciekawą interpretację kilku znanych nam baśni.

Najwięcej zabawy miałam chyba jednak przy czytaniu Godziny Nic oraz Śmierci i miodu, które są fanfickami napisanymi przez Gaimana kolejno do Doctora Who oraz Sherlocka. Przy obydwu czułam się tak, jakbym po prostu oglądała następny odcinek serialu – tyle, że we własnej głowie – i nie potrafiłam się nadziwić, jak dobrze i interesująco zostały przedstawione historie. Apeluję o więcej takich smaczków!

I zanim skończę – nie, nie wymieniłam tutaj wszystkich opowiadań – po prostu muszę jeszcze wspomnieć o Przygodzie oraz Kalendarzu opowieści. Przygoda to naprawdę, naprawdę dziwna i oryginalna historia. Gaiman bowiem całkiem inaczej podchodzi do opowiadanych wydarzeń. Autor nie zadaje pytania: “Jak to było?” tylko: “Co by było, gdyby główny bohater zmarł i nie opowiedział o swoich przygodach innym?”. Każdy z nas ma jakąś ulubioną książkę. Zastanówcie się więc, co by było, gdybyście mieli poznać tę historię z punktu widzenia średnio rozgarniętej osoby, która nie zna szczegółów, nie wie co się wydarzyło. Co by było gdyby zamiast epickiej, pełnej wydarzeń i dynamicznej akcji powieści, dostalibyśmy anegdotkę od ciotki o wujku, którego wszyscy uważają za dziwaka? To podejście jednocześnie trochę mną wstrząsnęło, jak i mnie zachwyciło. Podobne emocje towarzyszyły mi właśnie przy Kalendarzu opowieści – dwunastu historiach, które Gaiman stworzył przy pomocy wskazówek swoich fanów. Mieli oni bowiem podsunąć mu pytanie/zagadnienie na temat danego miesiąca w roku, co było później podstawą opowiadania. Wyszło to naprawdę intrygująco.

Pisząc o samej antologii, trzeba oczywiście wspomnieć o wstępie Neila Gaimana, wstępie który zajmuje 40 pierwszych stron i jest najwspanialszym bonusem do reszty, jaki kiedykolwiek mogłabym sobie wyobrazić jako czytelnik. Pisarz wyjaśnia w nim okoliczności powstawania każdej z historii – opisuje, jak wpadł na dany pomysł, co go popchnęło do napisania tego opowiadania i co było jego “muzą” w tamtym momencie. I chociaż tak naprawdę można ten wstęp pominąć i przejść od razu do lektury, muszę, po prostu muszę Was ostrzec, że wiele wtedy stracicie. Przed zapoznaniem się z którymkolwiek z opowiadań, zawsze najpierw czytałam jego opis we wstępie i dzięki temu moja przygoda z antologią Drażliwych tematów była o wiele bogatsza, ciekawsza. Czułam się tak, jakby nie tyko przeżywała przygodę, ale także znała jej kontekst, znaczenie, powód powstania. Sprawiło to, że czytanie tego zbioru opowiadań było wydarzeniem jedynym w swoim rodzaju.

Neil Gaiman bezpowrotnie zmienił moje podejście do wszelkich antologii. Spowodował, że moje spojrzenie na krótkie formy nieodwracalnie zmieniło się ze średniego zainteresowania na uwielbienie. Już nie mogę się doczekać, aż skończę leżący na mojej półce Dym i lustra, aby móc Wam go polecić, a tymczasem naprawdę namawiam, abyście sięgnęli po Drażliwe tematy. Warto. To jedna z tych książek, którą długo po przeczytaniu analizuje się bez końca – opowiadanie po opowiadaniu, sugestia po sugestii – a także zastanawia, jak mogłaby dalej potoczyć się każda z historii.

tytuł: Drażliwe tematy. Krótkie formy i punkty zapalne
autor: Neil Gaiman
tłumaczenie: Paulina Braiter
tytuł oryginału: Trigger Warning
data wydania: 22 kwietnia 2015
ISBN: 9788374805384
liczba stron: 352
kategoria: fantastyka, fantasy, science fiction
język: polski

Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze