Andrzej Pilipuk “Litr ciekłego ołowiu” – recenzja

Podoba się?

„Litr ciekłego ołowiu” to już ósmy zbiór opowiadań autorstwa Andrzeja Pilipiuka, w którym nie pojawia się Jakub Wędrowycz. Na kartach książki jednak ponownie spotkać można Roberta Storma czy też doktora Pawła Skórzewskiego. Również historii zawartych w tym zestawieniu jest osiem: tytułowy „Litr ciekłego ołowiu”, a ponadto „Cienie”, „Plama”, „Hamak”, „Czuhajester”, „Harcerka”, „Sezam Czerwia” oraz „Złudzenie negacji”. Czterem z nich patronuje młody detektyw-historyk Storm, ostatnie zaś przedstawia kolejną przygodę Skórzewskiego. W trzech pozostałych Czytelnik spotkać może m.in. Józefa Piłsudskiego, odwiedzić Łazienki wraz z ich morderczymi mieszkańcami lub przespacerować się po ulicach postapokaliptycznej Warszawy przyszłości.

Cóż, nie będę ukrywać, iż lubię te bezjakubowe zbiory Pilipiuka, a zwłaszcza te opowiadania, w których pojawia się postać Roberta Storma. Choć muszę przyznać, że od czasów „Reputacji” i jego fiksacji na punkcie Marty mam ochotę, mówiąc kolokwialnie, przywalić mu patelnią w łeb. Nie z zazdrości, nie o to chodzi, ale tylko po to, by się otrząsnął z tej choroby. Lecz wracając do samego bohatera – Storm to taki relikt przeszłości, którego ze świecą szukać w dzisiejszych czasach: porządny, honorowy, słowny, a do tego jeszcze inteligentny, zaradny i znający się na swoim fachu. Czy również przystojny, trudno powiedzieć, bo, o ile dobrze pamiętam, Pilipiuk chyba nigdy nie pokusił się o jakiś bardziej szczegółowy opis jego fizjonomii. Tym, co lubię najbardziej w historiach z udziałem tego bohatera, jest element prawdopodobieństwa. Fakt, iż większość wydarzeń, w których uczestniczy, mogłaby dziać się naprawdę. Nie są tylko czystą fantastyką, fikcją oderwaną od rzeczywistości. I tak było też w przypadku opowiadań zawartych w tym zbiorze. W połączeniu z elementami historycznymi, którymi autor okrasza swe ”dzieci” otrzymujemy zestaw ciekawych, wciągających przygód młodego historyka, nie będących rozczarowaniem. Najbardziej z tych czterech przedstawionych urzekła mnie opowieść tytułowa oraz „Sezam Czerwia”.
Niestety, przynajmniej mnie, po raz kolejny rozczarowało opowiadanie, którego głównym bohaterem jest doktor Paweł. Już to zawarte w „Reputacji” było wtórne i miałam nadzieję, że Pilipiuk nie pociągnął znów za sznurek, na którego drugim końcu jest Dziadek Trąd. Na szczęście sięgnął po inną ciekawą, do niedawna obcą mi, przypadłość, przy czym jednak otoczka do tego tematu, sposób, w jaki go wykorzystano, były dla mnie mało intrygujące i nie przykuły mojej uwagi na dłużej. Szkoda, może następnym razem będzie lepiej.

Autor postanowił również pobawić się trochę postapokalipsą. Choć takie elementy mieliśmy już w jego twórczości m.in. w „Oku Jelenia” czy „Operacji Dzień Wskrzeszenia”, to tym razem fabuła opowiadania pozostaje w przyszłości, nikt nie cofa się w czasie, by ratować świat. Przyznam, że nie jestem wielką fanką tego typu historii, na szczęście postapokalipsa w wydaniu Wielkiego Grafomana jest bardziej steampunkowa niż stalkerowa, a takie klimaty są mi znacznie bliższe, dzięki czemu „Harcerka” okazała się całkiem przyjemną lekturą.

W tym zbiorze Pilipiuk postanowił skorzystać z motywów, które pojawiły się już wcześniej. „Hamak” to ponowne spotkanie z istotami znanymi z „Aparatusa”, natomiast „Czuhajster” to w pewnym sensie rozwinięcie jednego z opowiadań zawartych w „Szewcu z Linchtenrade”. W twórczości autora nie jest to zabieg jakoś szczególnie nowy, lecz nasuwa pytanie, czy przypadkiem nie kończą mu się pomysły, skoro musi sięgać po coś, co już było.

Podsumowując, „Litr ciekłego ołowiu” to zestaw utrzymanych praktycznie na równym poziomie historii, które bardzo dobrze wpisują się w klimat poprzednich antologii. Ja już czekam na kolejne. Mam nadzieję, że nie potrwa to zbyt długo.

Zły Wilk

Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze