Tarzan wśród małp – recenzja

Podoba się?

Wszyscy znamy historię Tarzana – syna brytyjskiego lorda wychowanego przez małpy. Choć raczej powinnam powiedzieć, że znamy różne wersje tej samej opowieści, której sukces przyniósł autorowi wieczną sławę. Publikacja „Księżniczki Marsa” na łamach All-Story Magazine zakończyła pasmo niepowodzeń Burroughsa w trakcie prób zawodowego ustatkowania się. Jednak nawet on nie spodziewał się szaleństwa czytelników po opublikowaniu w październiku 1912 roku pierwszego wydania Tarzana. Lord Greystoke doczekał przeszło dwudziestu książek o swoich przygodach (autorstwa tylko i wyłącznie samego Burroughsa) i niemal drugie tyle adaptacji filmowych (w tym ponad połowę z Johnnym Weissmüllerem w roli głównej), co ostatecznie unieśmiertelniło tę postać. Tym samym, chyba nie na świecie człowieka, który nie słyszałby o Tarzanie, ale jego prawdziwą historię znają tylko ci, którzy przeczytali książkę.

Nakładem wydawnictwa Zysk i S-ka ukazało się nowe wydanie „Tarzana wśród małp” z odświeżonym tłumaczeniem autorstwa Jerzego Łozińskiego. Stanowi to doskonałą okazję do uzupełnienia biblioteczki o tę konkretną pozycję. Gustowna, brązowa okładka zachwyca nieprzesadzoną grafiką i przyjemną fakturą (oczywiście po tym, jak zdejmie się z niej obwolutę). Dodatkowo cieszy fakt, że wydawcy postawili na szycie, a nie klejenie powieści, co zdecydowanie przedłuży jej żywotność. Układ strony, wielkość liter i interlinii sprawiają natomiast, że można poświęcić czytaniu całe godziny, bez obawy o przemęczenie wzroku i wyślepianie oczu.

I cóż więcej można powiedzieć o historii, która została wydana przeszło sto lat temu? O opowieści w pewien sposób znanej każdemu? Chyba tylko tyle, że dopóki nie przeczyta się książki, tak naprawdę niewiele się o niej wie. Borroughs solidnie opisał losy lordostwa Greystoke, ich próbę przetrwania na Czarnym Lądzie oraz tragiczną śmierć. Dokładnie opowiedział nam o życiu młodego Tarzana, jego relacjach ze zwierzętami, podkreślił inność i niezwykłe cechy osobowości przyszłego Władcy Małp, które pozwalały mu wyjść z niejednej opresji. Jego życie młodzieńcze również obfitowało w przygody, choć różnego sortu ekranizacje zwykły je pomijać, skupiając się na tym, co według ich twórców było najważniejsze – wątku romantycznym z Jane Porter. Fakt, że fascynacja miłością cywilizowanej damy do dzikusa z dżungli nie zmieni tego, że panna Jane tak po prawdzie pojawia się dopiero w połowie książki jako może i inteligenta niewiasta, ale stworzona wyłącznie do chronienia. Żadna z niej niepokorna buntowniczka do jakiej przyzwyczaiły nas ekranizacje, o czym świadczą chociażby podejmowane przez nią kolejne decyzje. Jak najbardziej zrozumiałe i logiczne, ale jednak nie takie, jakich byśmy się po niej spodziewali (szczególnie czytając książkę po raz pierwszy).

Podobnie jest z postacią Tarzana. Prezentowany jest przez Borroughsa jako heros idealny, nie tyle pod względem fizycznym, znacznie przewyższającym zwykłych ludzi, ale i intelektualnym, co ma świadczyć o jego szlacheckich korzeniach. Bo przecież nikt inny jak tylko potomek angielskiego lordostwa z mlekiem matki mógł wyssać inteligencję pozwalającą mu na samodzielne opanowanie sztuki czytania i pisania, a potem błyskawiczne nadrobienie zaległości w mowie. Co stoi w opozycji do ekranizacji, pozwalających mu niemal wyłącznie na wysławianie się przy pomocy równoważników zdań, każe nam zastanawiać się, jak ich twórcy wpadli na ten „zniewalający” pomysł. Tym samym zrozumcie moje zdziwienie, kiedy doszłam do wniosku, że najwierniejszym ze znanych mi adaptacji jest „Tarzan” Walta Disney’a z 1999 roku. Oczywiście odpowiednio okrojony i opowiedziany tak, by móc być oglądanym przez najmłodszych widzów.

Całość w nowym tłumaczeniu czytało się niezwykle przyjemnie. Po porównaniu ze moim prywatnym egzemplarzem z 1989 roku, niektóre zmiany wydały mi się wręcz kosmetyczne, inne zaś niemal niezbędne jak chociażby porzucenie Janiny Porter na rzecz dobrze znanej Jane. Ponadto, mimo utrzymania stylizacji języka właściwej dla początek XX wieku, nie mogłam oprzeć się wrażeniu jego lekkiego uwspółcześnienia, a tym samym ułatwienia odbioru czytelnikowi XXI-wiecznemu, bez zatracenia klimatu zarania ubiegłego stulecia.

Wstyd nieco przyznać, choć pewnie już się zorientowaliście, ale czytałam tę książkę po raz pierwszy, mimo że w swojej biblioteczce posiadałam wspomniany już egzemplarz z 1989 roku. Trochę ta Janina mnie wystraszyła, a trochę pierwszy rozdział, który czytało się po prostu ciężko. Nowe wydanie sprezentowane nam przez wydawnictwo Zysk i S-ka jest pod tym względem zdecydowanie lepsze, a poza tym prezentuje się naprawdę zacnie.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze