Miroslav Žamboch “Sierżant” – recenzja

Podoba się?

„Sierżant” to pierwsza książka autorstwa Miroslawa Žambocha, która ukazała się na rynku polskim. Po ponad dekadzie od premiery, Fabryka Słów zdecydowała się wydać wznowienie owej pozycji.Akcja powieści zabiera Czytelnika do bliżej nieokreślonego czasowo świata, w którym magia przenika się z techniką, a cywilizowanymi krajami rządzi Królowa. Natomiast głównym bohaterem jest tu tytułowy sierżant Lancelot Gievitz odbywający służbę w Kompanii Zwiadowczej 17. Batalionu Sił Szybkiego Reagowania Królestwa. Jest to zbieranina typów spod bardzo ciemnej gwiazdy, gdyż do jednostki trafiają tylko ci, którzy na swoim koncie mają najcięższe przestępstwa, a w świecie wykreowanym przez Žambocha niekoniecznie zalicza się do tej kategorii wyłącznie zabójstwo. Droga Lancelota do służby była jednak inna, trafił tu za „grzechy” ojca.

Przyznam szczerze, iż mam pewną słabość do książek, w których pojawia się wojsko. Ot, widocznie to efekt wysłuchiwanych kiedyś w dzieciństwie wojennych opowieści. Dlatego też po „Sierżancie” oczekiwałam sporo, a książka miała wysoko postawiona poprzeczkę. Początek zapowiadał się nawet dobrze – już najpierwszych stronach trafiamy na pole walki, gdzie zaprawieni w boju żołnierze czują, iż z miejscem tym jest coś nie tak. Następnie wywiązuje się potyczka, od której zaczynają się wszystkie, jakby dotychczas miał ich za mało, kłopoty głównego bohatera.

Pierwszym moim spotkaniem z twórczością Žambocha było „Na ostrzu noża”, opowieść o Koniaszu. Po lekturze historii o Gievitzu muszę z przykrością stwierdzić, iż autor tworzy bardzo wtórnych głównych bohaterów. Zarówno Koniasz, jak i Lancelot to dwaj superherosi, co to pokonają każdego, wszystko potrafią, najlepiej machają mieczem i są jedyna opcją na uratowanie świata. Szkoda, bo takie kopiuj-wklej jedynie ze zmiana imienia i anturażu nie świadczy zbyt dobrze o autorze. Jedynym plusem jest to, że sam sierżant stworzony jest tak, iż jego osobę mimo wszystko da się polubić i kibicować jego losom. Pozostałe postacie, jakie pojawiają się na kartach tej powieści, może prócz Filla, zostały wykreowane bardzo szczątkowo, więc trudno powiedzieć na ich temat coś więcej niż to, że były. Nie obyłoby się bez postaci kobiecej, w której zakochuje się główny bohater. Tu jest nią nauczycielka Dominika. Niestety, tu po raz kolejny widać upodobanie czeskiego autora do pewnych schematów – ci, którzy czytali cykl o Koniaszu wiedzą, w jaki sposób potoczyły się jego sercowe losy, w „Sierżancie” mamy identyczną sytuację.

Jednak te powyższe zarzuty dałoby się jeszcze jakoś znieść, gdyby pozostałe elementy składowe powieści były bez zarzutu. Tak jednak nie jest, a największym rozczarowaniem okazało się dla mnie niewykorzystanie potencjału, jaki dawało stworzone przez autora uniwersum. O świecie, w którym osadzono akcję dowiadujemy się naprawdę niewiele, a magiczne elementy ograniczone są jedynie do części wojskowo-bitewnej. Dodatkowo, przynajmniej dla mnie, przedstawiana historia, a raczej nawiązania do przeszłości bohaterów były mocno zagmatwana, aczkolwiek jestem skłonna uwierzyć, iż jest to efekt przekładu na język polski.

Chyba jedyną mocną stroną powieści jest jej stosunkowo prosty język i styl, który nie wymaga od odbiorcy zbytniego skupienia. Całość okraszono pewną dozą czarnego humoru umiejętnie dopasowanego do sytuacji, w jakich się pojawia.

„Sierżant” okazał się czymś innym niż oczekiwałam, jednak nie szufladkowałabym tej pozycji jako kompletne rozczarowanie. Powieść miała duży potencjał, lecz po drodze coś się trochę rozsypało i niezupełnie trafiło w moje gusta. Jeśli jednak ktoś lubi brutalne i krwawe opowieści o twardych wojownikach, uzbrojonych w karabin, miecz i magię oraz historie o niekoniecznie szczęśliwej miłości, może sięgnąć po tę książkę Miroslawa Žambocha.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze