Prawdodziejka – Susan Dennard – recenzja

Podoba się?

O „Truthwitch” autorstwa Susan Dennard usłyszałam po raz pierwszy już jakiś czas temu. Niedawno ponownie rzuciły mi się w oczy pozytywne komentarze na temat wydanej już u nas „Prawdodziejki”. A potem przeczytałam coś, co ostatecznie mnie przekonało i sprawiło, że koniecznie musiałam sięgnąć po tę powieść. Mianowicie rekomendacje od dwóch autorek, których książki bardzo lubię – przede wszystkim Robin Hobb (twórczyni wielu rewelacyjnych powieści, m.in. „Ucznia skrytobójcy”), ale też Sarah J. Maas (autorki „Szklanego tronu”).

W uniwersum przedstawionym w „Prawdodziejce” rozwój techniki stanął na poziomie średniowiecza. Zapewne głównie przez to, że bardziej zaawansowane technologie były zbędne – w tym świecie bowiem obecna jest magia. Niektórzy posiadają umiejętność uzdrawiania, inni potrafią panować nad ogniem albo też władają ziemią i mogą wykorzystać swe zdolności do produkcji różnorakich dóbr i świadczenia usług. Spotkać tu można ogniodziejów, wododziejów, więziodziejów, ziemiodziejów, krwiodziejów czy wiatrodziejów. Sporo dziejów, można rzec.

Lata temu miała miejsce wielka wojna wyniszczająca Czaroziemie. Państwa podpisały więc rozejm – a dokładniej dwudziestoletnie zawieszenie broni z możliwością przedłużenia. Tylko… Minęło już dziewiętnaście lat i nie wydaje się, by sygnatariusze planowali złożyć parafki pod kolejnym dokumentem, więc wznowienie konfliktu – i tak powstrzymywanego tylko magicznym paktem – wydaje się nieodzowne. W tych właśnie realiach poznajemy nasze bohaterki.

Safiya fon Hasstrel i Iseult det Midenzi to bardzo bliskie przyjaciółki, tutaj nazywane więziosiostrami. Safi pochodzi z arystokracji, w jakimś jednak stopniu wyrwała się spod wpływów rodziny. Jest również tytułową prawdodziejką, czyli osobą obdarzoną umiejętnością wykrywania fałszu, która to zdolność jest w Czaroziemiach uznawana za niewygodną. Z kolei Iseult wywodzi się z Nomatsów – ludu odsuniętego na margines społeczny, odseparowanego od zwykłych ludzi i przez nich potępionego, a nawet traktowanego z jawną wrogością. Dziewczyna jest również więziodziejką, co oznacza, że widzi ludzkie emocje i rozpoznaje relacje między ludźmi. Bohaterki w czasie gry w karty pakują się w kłopoty, w efekcie czego zaczyna ich ścigać niezbyt pozytywnie do nich nastawiony osobnik – wydawałoby się – permanentnie pozostający morderczym nastroju.

Niewątpliwie Susan Dennard stworzyła sobie w głowie skomplikowany, złożony świat, dźwigający brzemię przeszłych zdarzeń, konfliktów, wojen i nienawiści, które mogą wybuchnąć na nowo. Wyszła również poza jedno miasto, bowiem jest to powieść sięgająca poza jeden kraj – bohaterowie pochodzą z różnych obszarów, a dodatkowo sam czytelnik jest przerzucany na inne tereny, więc mamy okazję poznać spory wycinek świata stworzonego przez autorkę. I tu zbliża się pewne „ale”. Przede wszystkim wydaje mi się, że choć w myślach pisarki to wszystko ładnie się układało i było czytelne, to niekoniecznie takie okazało się w ostatecznej wersji książki. Mam wrażenie, że autorka nie podołała przedstawieniu swojego pomysłu, który należy, jakby nie było, do tej problematycznej grupy, wymagającej wielu wyjaśnień (dlatego tak trudno stworzyć skomplikowany i złożony świat – nie można przecież odbiorcy zanudzić opisami, a i musi się znaleźć miejsce na akcję). Pisarka zdecydowała się wrzucić czytelnika od razu wir zdarzeń, z początku nie tłumacząc wiele, a wraz z kolejnymi rozdziałami dodając kolejne skrawki informacji. Jednak z czymś takim trzeba sobie umieć radzić, a nie jestem przekonana do zdolności Susan Dennard w tej kwestii. Momentami te pojawiające się opisy były bowiem dla mnie po prostu chaotyczne. Poza tym w całej tej kreacji pojawiają się spore luki, kwestie, które powinny zostać wyjaśnione już w pierwszym tomie. Mam gorącą nadzieję, że dokona tego w kolejnej części, ponieważ szkoda by było zaprzepaścić potencjał, jaki niesie za sobą świat i fabuła wymyślone przez autorkę.

Kontynuację „Prawdodziejki” chętnie przeczytam, ponieważ historia stworzona przez Dennard naprawdę mnie zaciekawiła. Choć w tle mamy napięcie związane z narastającym konfliktem oraz perspektywę odnowienia wielkiej wojny, niepokoje polityczne i intrygi na najwyższym szczeblu, to bezpośrednia fabuła skupia się przede wszystkim na dość bieżących problemach bohaterów pod tytułem „ucieknij i przeżyj”. Jestem już trochę zmęczona wielkimi heroinami, które są odpowiedzialne za cały świat, a ten gatunek jest niestety takich postaci pełen. Zapewne i w serii o Czaroziemiach ostatecznie skończymy z czymś podobnym, mam jednak nadzieję, że autorka zarysuje dalsze przygody więziosióstr z wyczuciem i bez marysuizmu.

Warto też zaznaczyć, że chociaż nie obyło się bez wątku miłosnego, to nie jest on dominującą częścią fabuły i narracji. Oczywiście przewija się w kolejnych rozdziałach, głównie pod koniec, ale w zjadliwy, choć niekiedy wyolbrzymiony sposób. Nie jest to też uczucie oślepiające i przesłaniające wszystko inne – bohaterowie znają swoje obowiązki i nie rzucą wszystkiego tylko dlatego, że „potencjalnej drugiej połówce” coś się stało.

Najciekawszym momentem tej książki jest zakończenie – dynamiczne, wciągające, zapowiadające sporo zmian i potencjalnie interesujących wątków, a ponadto pokazujące, że autorka ma kilka asów w rękawie. Oby je zaprezentowała w zapowiadanej na początek roku kontynuacji „Prawdodziejki” o tytule „Wiatrodziej”.

Po pełnych zachwytu, a przynajmniej zadowolenia komentarzach spodziewałam się po „Prawdodziejce” całkiem sporo – za ich sprawą miałam nadzieję na naprawdę dobrą, wciągającą i porywającą historię. Choć pierwszy tom serii Czaroziemie mogę nazwać przyzwoitą powieścią, zwłaszcza mając na uwadze, z jakiego gatunku się wywodzi, to niestety to nie jest nic tak niesamowitego, jak liczyłam. Nie dorasta do pięt mistrzom gatunku, ale też jest o wiele lepsza niż tytuły znajdujące się na poziomie dna i mułu. Spokojnie można się z nią zapoznać, brakuje tu jednak tzw. efektu „wow”, który nie pozwalałby się od tej historii oderwać czy przyprawił czytelnika o kaca książkowego. Nie zrozumcie mnie źle – to nie jest zła powieść i bez większego problemu można ją polecić znajomym. Czyta się ją szybko, bezproblemowo i przyjemnie, i jeśli ktoś nie ma w zwyczaju zwracania uwagi na szczegóły, na pewno będzie zadowolony.

  • Tytuł: Prawdodziejka
  • Autor: Susan Dennard
  • Tytuł oryginału: Truthwitch
  • Tłumaczenie: Regina Kołek, Maciej Pawlak
  • Data wydania: 12 października 2016
  • Cena okładkowa: 36,90 zł
  • Format: 135 x 210 mm
  • Liczba stron: 400
  • ISBN: 978-83-7924-695-3

Z zawodu finansista, z pasji czytelnik. Redaktorka serwisu oraz moderator forum Gavran, okazjonalnie recenzentka.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze