Leigh Bardugo „Ruina i rewolta” – recenzja

Podoba się?

„Ruina i rewolta”„Ruina i rewolta” to ostatni tom cyklu autorstwa Leigh Bardugo osadzonego w realiach dawnej Rosji.

Po nieudanej próbie pokonania Darklinga, Alina, Mal oraz niedobitki Drugiej Armii ukrywają się głęboko pod ziemią w Białym Soborze, dowodzonym przez kapłana Apparata. Wycieńczona i poraniona walką Przyzywaczka Słońca powoli odzyskuje siły, z każdą chwilą rozumiejąc coraz mocniej, że miejsce, w którym się znalazła, jest bardziej więzieniem niż schronieniem.

Muszę przyznać, iż Leigh Bardugo rozkręcała się z tomu na tom. O ile pierwsza część historii była na tyle poprawna, by zaznaczyć w mojej pamięci chęć sięgnięcia po kontynuację, choć nie jakoś szczególnie pilnie, tak „Ruina i rewolta” wywołała tzw. książkowego kaca. Znacie tę sytuację, gdy bardzo chcecie skończyć książkę, żeby poznać zakończenie opowieści, a jednocześnie staracie się czytać jak najwolniej, gdyż macie świadomość, iż to już koniec i nie ma kontynuacji? Okej, jest jeszcze inna seria również osadzona w tym uniwersum, ale już ją znacie i wiecie, że bohaterowie, których tak bardzo polubiliście w Trylogii Grisza, tam mają tylko epizodyczny występ. Tak właśnie podziałała na mnie ostatnia część przygód Przyzywaczki Słońca i jej kompanów.

W „Ruinie i rewolcie” Alina Starkov nie jest tą zagubioną dziewczyną nie wiedzącą o swojej mocy, którą poznać można było w „Cieniu  i kości”. Stała się bardziej świadoma swoich możliwości, choć, w porównaniu z żyjącym od setek lat Darklingiem, wciąż wie na ten temat dość niewiele. Mimo wielkiej niechęci, zaczyna również rozumieć, że aby móc pokonać Czarnego Heretyka, będzie musiała poświęcić to, co najbardziej kocha. Jednak Bardugo w tej kwestii postanowiła zastosować taki zwrot akcji, który zaskoczyłby najpewniej nawet samą Przyzywaczkę. W trzeciej części zaczęłam odczuwać do głównej bohaterki ciut większa sympatię niż miało to miejsce wcześniej. Jednak nawet pomimo przemiany, jaka zaszła w dziewczynie, nie plasuje się ona wysoko wśród moich ulubionych osób z serii. To samo tyczy się również Mala, bo chociaż dowiadujemy się trochę więcej o jego przeszłości i przeznaczeniu, mój odbiór postaci nie poprawił się ani odrobinę, zwłaszcza, iż czyni to z niego jeszcze większego męczennika.

W tej odsłonie trylogii zabrakło mi znaczniejszej obecności czarnego charakteru, tj. Darklinga. Nie można zaprzeczyć, iż jest zły – zbrodnie, jakich się dopuścił, by osiągnąć władzę lub zmusić Alinę do współpracy, definitywnie czynią z niego taką postać – jednocześnie jest w nim pewne dostojeństwo i duma, zapewne wynikające z liczby lat, które już przeżył oraz potęgi, jaką dysponuje. Wbrew jego czynom i metodom dążenia do celu można poczuć do niego sympatię, a nawet swego rodzaju współczucie.

Leigh Bardugo na pewno nie zabrakło pomysłów na zatrzymanie Czytelnika przy lekturze, a zapewniła to sobie szybką akcją, nowatorskim światem i ciekawymi bohaterami. Nie zabrakło w jej powieści również trzymających w napięciu zwrotów akcji, które niejednokrotnie odwracały sytuację o 180 stopni. Jednak tym, co oceniam na minus, jest zamiłowanie do mordowania moich ulubionych postaci. Na szczęście nie wszystkich, ale aż do ostatniej chwili odczuwałam obawę czy też ci, którzy przeżyli, nie padną zaraz trupem.

Jako fanka historii nieprzewidywalnych nie jestem usatysfakcjonowania zakończeniem, które autorka wybrała dla bohaterów. Mimo że z pewną dozą goryczy, było zbyt oczywiste, aczkolwiek przedstawione w urokliwy i sentymentalny sposób. Jednak mnie bardziej zadowoliłby brak happy endu.

„Ruina i rewolta” stanowi satysfakcjonujące (w większości) zakończenie Trylogii Grisza, pełne emocjonujących wydarzeń, które czynią z powieści ciekawą opcję na spędzenie jesiennego wieczoru.

Zły Wilk

Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze