Zapisane w kartach – Anne Bishop – recenzja

Podoba się?

Anne Bishop ma nieprawdopodobny talent do tworzenia wciągających, intrygujących historii, a seria Inni nie jest wyjątkiem od tej reguły. Czekanie na każdą kolejną książkę stało się dla mnie miłą tradycją, z którą trudno się żegnam. I chociaż w przyszłym roku ma jeszcze wyjść spin-off serii – z innymi bohaterami – to wciąż nie to samo. Wybaczcie więc, jeśli przez mój tekst przebije się zbyt wielki sentymentalizm. Mam wielką słabość do tej historii.

Premiera Zapisanego w kartach była czymś, nad czym dumałam już od skończenia lektury Pisanego szkarłatem cztery lata temu. Pamiętam, że pierwszy tom serii Inni zrobił na mnie duże wrażenie i oznaczył się w mojej pamięci jako najlepsza powieść, jaką w tamtym roku przeczytałam. Później z części na część, każda następna książka prezentowała ten sam poziom; co o wiele istotniejsze – trzymała w napięciu i zmuszała do zastanowienia, jak to wszystko się skończy i gdzie znajdą się nasi bohaterowie, kiedy przerzucę ostatnią stronę piątego tomu cyklu. Odrobinę nie potrafię uwierzyć, że już znam odpowiedź na to pytanie.

 Pisarka po raz kolejny przedstawia czytelnikom wydarzenia z punktu widzenia różnych postaci, a powrót do nich był dla mnie jak spotkanie ze starymi przyjaciółmi. Tym razem nasi ulubieni bohaterowie nie tyle muszą powstrzymać zagrożenie, co udowodnić jego realizm innym przedstawicielom terra indigena, którzy pokonali ogromne odległości, aby zjawić się na Dziedzińcu w Lakeside i przyglądać się współegzystowaniu Innych z ludźmi.

Jeśli chodzi o poziom historii, muszę powiedzieć, że jest on taki sam, jak przy poprzednich częściach. Być może (przez większość czasu przynajmniej) czytelnik nie odczuwa tego lekkiego niepokoju, zmartwienia, jakie wcześniej wywoływały w nim przedstawione w poprzednich książkach konflikty na linii Inni-ludzie. Po czterech tomach może nie tyle jesteśmy pewni, co pokładamy naprawdę wielką wiarę w to, że cokolwiek Anne Bishop by nam nie opowiedziała, to na końcu wszystko będzie dobrze. Uważam, że to jeden z większych plusów tej oryginalnej historii – jej delikatna przewidywalność. W Pisanym szkarłatem zachwyciło mnie, że wyjątkowość głównej bohaterki polega na jej wrażliwości i empatii; niesamowicie przypadło mi do gustu również powolne opisywanie zmagań Meg Carboryn z nowym trybem życia. Natomiast w Zapisanym w kartach spodobało mi się, że pisarka nie odchodzi od swoich zwyczajów i traktuje ostatni tom jak zwykłą kontynuację poprzednich wydarzeń, a nie książkę, w której powinno wydarzyć się coś o potężnym znaczeniu, aby zakończyć serię z przytupem.

Chociaż rozumiem, że Anne Bishop przedstawiła już historię, którą chciała opowiedzieć, a czytelnicy dostali odpowiedzi na chyba wszystkie pytania, jakie zadali podczas lektury całej serii (na to najważniejsze, tyczące się Simona i Meg, także!), to nie potrafię powstrzymać się przed napisaniem, że chętnie przeczytałabym pięć kolejnych części. Wróciłabym na Dziedziniec w Lakeside i przekonała się, jak mają się moi ulubieni bohaterowie. Albo przynajmniej wyżebrała od autorki spin-off z jedną z postaci. Cokolwiek! Dlatego chcę Was ostrzec, że kiedy już raz zagłębicie się w świat przedstawiony w cyklu Inni, nie ma odwrotu. Jakaś część tej historii już zawsze będzie Wam towarzyszyła. Dlatego też jeśli wciąż nie znacie tej opowieści, zacznijcie swoją przygodę z nią jak najszybciej!

autor: Anne Bishop
tytuł: Zapisane w kartach
seria: Inni
wydawnictwo: Initium
tytuł oryginału: Etched in Bone
data wydania: 25 października 2017
ISBN: 9788362577606
liczba stron: 528

Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze