Wieża – Daniel O’Malley – recenzja

Podoba się?

Gdyby istniała chociaż najmniejsza możliwość, że nie przeczytacie tego tekstu do końca – kto wie, może właśnie szykujecie się, aby wyjść na miasto ze znajomymi, walczycie z potworami apokalipsy, albo prowadzicie grzeczną rozmowę z babcią, że nie, nie macie ochoty na jeszcze jeden kawałek ciasta – chciałabym Wam na samym wstępie wyjaśnić, że Wieża Daniela O’ Malleya to historia świeża, wyjątkowa, łącząca w sobie mnóstwo gatunków i tworząca coś całkiem nowego. Wiele stracicie, jeśli nie spróbujecie się z nią zapoznać.

Główną bohaterkę – Myfanwy Thomas – poznajemy, kiedy ta budzi się w parku w Londynie, otoczona ciałami w lateksowych rękawiczkach. A ze strony na stronę robi się coraz bardziej upiornie! Otóż okazuje się, że Myfanwy całkowicie straciła pamięć – nie tylko nie ma pojęcia, co robi w tym miejscu ani kim jest, ale na dodatek nie jest pewna, czy może ufać samej sobie. W kieszeni płaszcza odnajduje list… od „starej” siebie, jeszcze sprzed pobudki w parku. Dowiaduje się, że jej poprzednie „ja” od dawna podejrzewało, że straci pamięć, ale nie było pewne, kto się do tego przyczyni. Thomas ma bowiem wrogów – mnóstwo wrogów. Jako wysoko postawiony urzędnik administracji tajnej organizacji Checqy, wielu chciałoby widzieć ją martwą. A to dopiero początek!

Daniel O’Malley napisał nietuzinkową historię, łączącą w sobie urban fantasy z powieścią szpiegowską i thrillerem. Stworzył coś tak niebagatelnego i wyjątkowego, że naprawdę trudno mi przypisać Wieżę do jednej kategorii. Znajdziecie tutaj mnóstwo humoru, także tego czarnego humoru przeplatanego z nutką ironii i sarkazmu. Wszystko dzięki faktowi, że wydarzenia opisywane w powieści poznajemy z punktu widzenia Myfanwy – niezwykle charyzmatycznej i charakternej postaci.

Tajna organizacja, dla której pracuje nasza protagonistka, nieraz swoim sposobem działania, a także przez stworzenia, z jakimi walczy, przypominała mi tę z Facetów w czerni. Jednak w odróżnieniu od tego kasowego filmu, w Wieży odnajdziemy równowagę dla komicznych sytuacji. Pisarz niejednokrotnie przeplata zabawne opisy i wydarzenia z poważnymi sytuacjami, nutką grozy i tajemnicy, kiedy poznajemy sposób, w jaki do Checquy są rekrutowani najmłodsi, przyszli pracownicy czy gdy wraz z główną bohaterką próbujemy dowiedzieć się, kto chciał jej zaszkodzić i czy wciąż próbuje ją wyeliminować. Zagadka ta została tak doskonale opisana, że aż do ostatnich rozdziałów nie udało mi się odnaleźć poprawnej odpowiedzi na to pytania. Chociaż miałam swoje podejrzenia, trudno było mi wydać ostateczny werdykt.

Choć bohaterowie w powieści nieraz komentują, jak przestarzały i kłopotliwy jest system ich organizacji, muszę przyznać, że bardzo spodobało mi się podzielenie władzy pomiędzy poszczególne figury stojące na szachownicy. Może jest to zbyt zawiłe – zamiast króla i królowej dostajemy tytuły Sir i Lady, później kolejno mamy na przykład Biskupów i Kawalerów oraz Wieże czy Pionków. I chociaż autor zręcznie tłumaczy, że Biskupem już dawno nie była żadna postać naprawdę posiadająca święcenia, a jest to raczej tytuł umowny – tak samo, jak Król organizacji nie powinien wszem i wobec ogłaszać się Królem w państwie, które posiada już własnego, bo mogłoby to rodzić niepotrzebne problemy. Mam niestety drobny kłopot z samym tłumaczeniem. Dlaczego tłumaczka zostawiła angielską wersję Sir/Lady, zamiast przetłumaczyć to na Lord/Dama? Tym bardziej, że grając w szachy, w polskiej wersji królową bardzo często nazywa się właśnie damą lub hetmanem. Podobnie zgrzytało mi też czytanie o biskupach i kawalerach, kiedy wiadomo było, że chodzi o gońców i skoczków. Miałam do czynienia z nieoficjalną wersją powieści, taką jeszcze przed ostateczną korektą, możliwe więc, że w późniejszych egzemplarzach będzie to zmienione. Biorąc też pod uwagę, że w szachach jestem raczej niedzielnym graczem, sprawa nazewnictwa nie przeszkadzała mi aż tak bardzo, ale wystarczająco, żebym zwróciła na to uwagę.

Niemniej poza tym drobnym mankamentem w Wieży zachwyciło mnie wszystko. Budowa świata przedstawionego oraz fakt, że autor nie trzyma swoich bohaterów pod kloszem, a wraz z rozwojem akcji czytelnik dowiaduje się, czy istnieją gdzieś na świecie podobne organizacje, jak długo i czy współpracują z brytyjskim Checquy. Postacie przedstawione w powieści są tak różnorodne i barwne, że każdy z nich w jakiś sposób przyciąga uwagę czytelnika – nawet bohaterowie poboczni, wspominani w książce dosłownie dwa czy trzy razy. Największym plusem „Wieży” jest jednak główna bohaterka.

Myfanwy nie dość, że musi wykazać się ogromną przebiegłością i inteligencją, ponieważ postanawia wejść między węże – nie wiedząc, kto jest sprzymierzeńcem, a kto wrogiem – i nie dać po sobie znać, że ma zanik pamięci, to jeszcze doskonale daje sobie radę, gdy wychodzi na jaw, że wcześniej była zwykłą… ofermą. Nie zrozumcie mnie źle. Fakt, że pomimo jej śmiercionośnych umiejętności paranormalnych (których wszyscy się boją, swoją drogą), protagonistka zaszła tak wysoko i wspięła się po szczeblach kariery dzięki inteligencji i sprawnym zarządzaniu sprawami administracyjnymi, był dla mnie nielada gratką. W świecie, gdzie istnieje tajemna organizacja walcząca z potworami, Myfanwy stała się jedną z najbardziej liczących się osobistości, ponieważ świetnie poradziła sobie z księgowością. To genialne! Jeszcze lepszy jest jednak wątek jej zmagania się z zanikiem pamięci. Thomas przed tym wypadkiem i Thomas po wypadku to dwie różne osoby. Bohaterka nawet odnosi się do starej Myfanwy jak do jakieś nieznajomej, która pomaga jej przetrwać w nowej sytuacji. Obserwowanie bohaterów, próbujących przyjąć do wiadomości, że ich Wieża to sprytna i charakterna osoba, jest zabawą samą w sobie.

Podsumowując, uważam, że pomysłowa fabuła oraz szybka, wartka akcja sprawiają, że naprawdę trudno odłożyć Wieżę na bok, kiedy chciałoby się przewracać stronę za stroną. Sama zaczęłam czytać powieść O’Malleya jako przerywnik pomiędzy nauką do egzaminów i taki był z tego przerywnik, że później musiałam siedzieć i zakuwać po nocach, bo najpierw wolałam skończyć książkę. Poza tym mamy tutaj świetną budowę świata przedstawionego i grono zajmujących, świetnie wykreowanych postaci, z którymi naprawdę trudno się rozstać. Osobiście mam wielką nadzieję, że Papierowy Księżyc nie będzie zwlekał z wydaniem kontynuacji, ponieważ już dzisiaj chciałabym mieć ją w swoich w łapkach!

tytuł: Wieża
autor: Daniel O’Malley
cykl: Archiwum Checquy
tłumaczenie: Iga Wiśniewska
tytuł oryginału: The Rook
data wydania: 29 listopada 2017
ISBN: 9788365568434
liczba stron: 550
kategoria: fantastyka, fantasy, science fiction
język: polski

Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze