Kościotrzep – recenzja

Podoba się?

Steampunk nigdy nie był dla mnie jakoś szczególnie atrakcyjnym gatunkiem literackim. Parowe wynalazki raczej do mnie nie przemawiały, a sama epoka nie należała do moich ulubionych. Zwróciłam jednak uwagę na Kosciotrzepa autorstwa Cherie Priest niezrażona oświadczeniem na okładce, że to steampunk w najlepszym wydaniu. No cóż – pomyślałam – przekonajmy się. Nie jestem pewna czy to oprawa, czy tytuł, czy może zwykła przekora miały wpływ na moją decyzję, ale ostatecznie zasiadłam do lektury.

Autorka w swej powieści przenosi nas do Seattle za czasów wojny secesyjnej. Fama niosła, że w tych rejonach można łatwo zbić majątek na wydobyciu złota. I nie tylko obywatele Ameryki zacierali ręce na bogactwo, także Rosjanie okazali się żywo zainteresowani wydobyciem cennego kruszcu. Do tego stopnia, że zatrudnili w tym celu wynalazcę, Leviticusa Blue, stawiając przed nim zadanie skonstruowania maszyny, która sprosta oczekiwaniom pracodawców. Kościotrzep – bo taką nazwę dostał wynalazek – okazał się jednak nie tyle narzędziem wydobywczym, lecz machiną zagłady. Przy pierwszej próbie uruchomienia natychmiast wymknął się spod kontroli i niemal zrównał całe miasto z ziemią. Choć i po prawdzie coś przy okazji wydobył, ale trudno to nazwać złotem. Zaraz po jednej katastrofie, na Seattle spada druga i to dużo groźniejsza, gdyż Kościotrzep dokopał się do gazu, który miał zgubny wpływ na ludzi. Jeśli miało się szczęście – to się umierało… jeśli nie, gaz przemieniał swoje ofiary w krwiożercze, żywe trupy.

Miasto było nie do uratowania, więc władze zarządziły odgrodzenie skażonej strefy grubym i wysokim murem. Większość ocalałych wyjechała z feralnego miejsca, jednak byli i tacy, którzy nie mieli dokąd odejść. Wokół muru dość szybko powstały tak zwane Przedmieścia, gdzie niedobitki ludzi z Seattle postanowiły spróbować żyć dalej.

Akcja książki rozgrywa się 16 lat po tych wydarzeniach. Syn Leviticusa, młody Ezekiel pragnie odzyskać dobre imię swojej rodziny i udowodnić, że jego ojciec nie ponosi odpowiedzialności za zniszczenie miasta. W tym celu musi udać się za mur, do skażonego Seattle, gdzie roi się od trującego gazu, wygłodniałych zombie, bandziorów i… Chińczyków.

Świat przedstawiony w Kościotrzepie jest mroczny i tajemniczy. Miasto za murem, otoczone nimbem grozy, jawi się Czytelnikowi jako obiecujące miejsce na rozwój akcji. Jeśli dorzucimy do tego niedoświadczonego, naiwnego, ale bardzo energicznego młodzieńca, z ideową misją do spełnienia, ukazuje się nam obraz dość kuszący. Za chłopcem podąża jego matka, kobieta zdeterminowana zawrócić syna ze zgubnej drogi. A powszechnie wiadomo, że nie ma na świecie nic groźniejszego i bardziej zawziętego, niż matka pragnąca ochronić swoje dziecko. Mamy zatem intrygujących i dobrze skonstruowanych bohaterów, gdzie ich relacje są przepełnione emocjami i to nie tylko tymi dobrymi. Mamy zapowiedź przygody, wątek poszukiwania skarbów rozmaitych, odkrywanie rodzinnych tajemnic, a to wszystko w scenerii widmowego miasta, głodnych zombie i latających sterowców.

Jednak muszę powiedzieć, że męczyłam się z tą książką. Długo, oj długo, trwało nim dobrnęłam do końca. Nie jest to w sumie wina fabuły, ta jest ciekawa, lecz to narracja nie pozwalała mi gładko przejść przez karty powieści. Nawet kiedy rozgrywały się sceny krew w żyłach mrożące, ja miałam wrażenie, że czytam suchą relację. Brakowało mi iskry, jakiegoś polotu, przedstawienia spraw w intrygujący sposób. I niestety nie rekompensowała mi tego logicznie i metodycznie prowadzona akcja. Ciągle towarzyszyło mi uczucie, że autorka rozgrywa na kartach książki jakąś grę strategiczną, dążąc do tego by rozstawić bohaterów na wyznaczonych pozycjach, że skupiła się zbyt na “rozegraniu” akcji, a nie opowiedzeniu historii. To sprawiło, że czas z Kościotrzepem mi się dłużył.

Jednak po zakończeniu lektury nie czułam się zawiedziona, czy rozczarowana. Może nieco zmęczona, ale nie żałowałam. Jest w tym pewna magia, tajemnica niezwykłej machiny przyciąga i miło wspominam to zanurzenie w postapokaliptycznym świecie, wykreowanym przez Priest. Książka jak najbardziej może się podobać, jednak dla mnie styl autora, jego umiejętność snucia opowieści, jest czynnikiem kluczowym, który to sprawił, że czuje się zmuszona dać tej historii mniej punktów, niż zasługuje na to sam pomysł, bohaterowie czy świat przedstawiony.

Dziękujemy wydawnictwu Książnica za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Tytuł: Kościotrzep
Autor: Cherie Priest
Tłumaczenie: Robert J. Szmidt
Wydawca: Książnica
Miejsce wydania: Wrocław
Data wydania: 22 lutego 2012
Liczba stron: 384
Wymiary: 155 x 230 mm
Cena: 35 zł

Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze