Zemsta najlepiej smakuje na zimno – recenzja

Podoba się?

„Zemsta najlepiej smakuje na zimno”, autorstwa Joe Abercrombiego, to książka wydana przez Wydawnictwo Mag wraz z początkiem 2012 roku. Polscy czytelnicy mogli poznać już jego cykl, jakim jest trylogia „Pierwsze Prawo”. I w tymże właśnie świecie osadzona jest akcja „Zemsty”.


Pierwsze strony powieści pozwalają Czytelnikowi poznać Monzcarro Murcatto oraz jej młodszego brata, Bennę. Monza jest generałem Tysiąca Ostrzy, najstraszniejszej armii najemników jaką zna Styria. Dwudziestokilkuletnia dziewczyna zasłużyła już na takie przydomki jak Wąż Talinsu, czy Rzeźniczka z Caprile. Tłumy ją uwielbiają, zbiera większe owacje i uwagę ludzi niż jej pracodawca – Wielki Książę Orso.
I to właśnie sprowadza na Monzę i Bennę śmiertelne niebezpieczeństwo. Obawiając się o swój tron, książę Orso postanawia pozbyć się rodzeństwa w najlepszy ze znanych sobie sposobów – dziewczyna i jej brat mają zginąć.
Tak właśnie się staje. No prawie. Gdyż mimo usilnych starań, Monzie udaje się przeżyć.
Zdradzona, zrzucona w przepaść dziewczyna, która straciła brata, zdrowie i stała się ledwie namiastką poprzedniej siebie, postanawia zemścić się na wszystkich, którzy wzięli udział w spisku przeciwko niej i Bennie. Łącznie na celownik trafia siedem osób, w tym książę Talinsu – Orso.
Powieść Abercrombiego to brutalna i krwawa fantasy, historia o zemście oraz zdradzie. Autor uraczył czytelnika światem, w którym trup ściele się gęsto, a krew co i rusz plami wszelkie dostępne powierzchnie. Jak dla mnie, to pierwsza powieść tego typu w czytelniczej karierze. Utwierdziła mnie w przekonaniu, że posiłki i czytanie nie powinny iść w parze.
Mocną strona książki jest sposób, w jaki Joe Abercrombie przedstawił wykreowany przez siebie świat oraz bohaterów.
Ci drudzy to ekipa, jaką Monza zbiera, by dopaść sowich oprawców. W podróż przez siedem miast towarzyszą jej m.in. Północny, zwany Caulem Dreszczem – mężczyzna, który wyruszył do Styrii by stać się lepszym człowiekiem, Przyjazny – morderca z pewnym natręctwem, truciciel z przerostem ambicji – Castor Moover i jego asystentka Dzionek oraz Nicomo Cosca – były mentor Monzcarro, jak i człowiek, którego sama kiedyś zdradziła, by objąć przywództwo nad Tysiącem Ostrz.
Na drodze tej niewesołej kompanii stają również osoby z wyższych kręgów władzy, żołnierze czy też zwykli, szarzy mieszkańcy miast, w których Monza szuka zemsty.
Postacie te przedstawione są w sposób rzeczywisty, ich reakcje są prawdziwe. Pod wpływem sytuacji, w jakich przyszło im się znaleźć zachodzą w nich zmiany. Na całe życie – dłuższe bądź krótsze.
Abercrombie zaserwował odbiorcom również opisy bitew, dbając o najmniejsze szczegóły. Można poczuć się tak, jakby człowiek sam znajdował się w środku walki. Ich uczestnicy natomiast zachowują się w sposób, który wydaje się być naturalnym dla osób znajdujących się w takiej sytuacji.
Ale powieść to nie tylko bitwy, choć trzeba przyznać, potyczek jest naprawdę sporo.
„Zemsta najlepiej smakuje na zimno” to historia nieprzewidywalna. Pełno tu zwrotów akcji, dzięki, którym trudno domyślić się kolejnych wydarzeń czy samego zakończenia.
Jest to również powieść barwna, i to w dosłownym tego słowa znaczeniu. Niemal na każdej stronie znajdujemy opis zawierający odwołanie do kolorów.
W powieści natomiast brak magii czy mitycznych istot. Wszystko dzieje się zgodnie z zasadami biologii i fizyki. Pojawiają się pewne postacie, które można by posądzić o nadprzyrodzone zdolności, lecz nie dostajemy takiej informacji podanej na tacy. Może to tylko ich genialne wyszkolenie i umiejętności, a może jednak magia?
Książka, a raczej jej polskie tłumaczenie, ma niestety pewne wady. Są nimi mianowicie literówki. Rozumiem, każdemu może się zdarzyć. Ale w chwili, gdy jedna z bohaterek nagle i bez żadnego uzasadnienia zostaje ochrzczona nowym imieniem, człowieka dopada pytanie – gdzie podziała się korekta.
Kolejną rzeczą, która jak dla mnie lekko zgrzyta, to okładka. Polskie wydanie posiada tę samą, która w USA ukazała się wraz ze wznowieniem powieści.
Front książki prezentuje nam ciemnowłosą dziewczynę, w domyśle Monzcarro Murcatto, dzierżącą w lewej ręce dość ciężko wyglądającą broń, wyglądem przypominającą miecz. Taki, do którego użycia potrzeba dużo siły. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, iż książkowa Monza posługuje się od samego początku szpadą. I nie można zapominać o tym, że upadek zafundował jej liczne złamania i obrażenia, po których nie wróciła nawet do wcześniejszych połowy wcześniejszych sił, ma problem z posługiwaniem się wspomnianą szpadą, nie myśląc już o takim kawałku żelastwa jak dziewczyna z okładki.
Jeszcze jedna rzecz, o której wspomnę, jest jednocześnie zaletą i wadą. Mianowicie grubość książki – 812 stron. Można pochwalić wydawcę, iż zdecydował się wydać książkę w jednym tomie, pozwalając czytelnikom zaoszczędzić. Z drugiej strony, powieści o takiej objętości są strasznie nieporęczne. I trudno je zabierać ze sobą, nie narażając przy tym kręgosłupa.
„Zemsta najlepiej smakuje na zimno” z pewnością przypadnie do gustu fanom Joe Abercrombiego. Polecić ją mogę również wszystkim osobom, którym niestraszna brutalność, tryskająca krew i wylewające się wnętrzności. Jeśli nie razi Cię ostry, często wulgarny język jest to lektura w sam raz dla Ciebie, drogi Czytelniku.

Tytuł: Zemsta najlepiej smakuje na zimno
Autor: Joe Abercrombie
ISBN: 978-83-7480-220-8
Tłumaczenie: Robert Waliś
Oprawa: miękka
Format: 135×202
Liczba stron: 812
Rok wydania: 13 stycznia 2012
Cena detaliczna: 49,00 zł

Za egzemplarz do recenzji dziękujemy Wydawnictwu Mag

Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

1 Komentarz
Najstarsze
Najnowsze Najwyżej oceniane
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Łędina

"Zemsta najlepiej smakuje na zimno" jest grubą książką, i jak na taką obszerną powieść przystało ma w sobie wiele ciekawych wątków, pełno zwrotów akcji i zaskoczeń. Momentami w przygodach postaci można znaleźć rozwiązania, nigdy wcześniej niestosowane przez autorów. Fabuła często przybiera nieoczekiwany obrót, jednak jak każda książka, nie jest do końca idealna. Powieść Joe Abercrombie wydała mi się układanką puzzli, której elementy nie do końca do siebie pasują. Jednak Abercrombie w swoje dzieło wniósł naprawdę wiele pracy co widać, to powoduje, że książkę warto poznać. Może nie posiada ona wątków, które trzymają się jednej prostej linii i nie jest do końca stabilna, ale jeżeli lubicie w powieściach walkę, która nie będzie odstępować was na krok i dużo rozlewu krwi, to jest to książka dla was.