Zapowiedź i fragment: Jon Sprunk – Syn cienia

Podoba się?

Data wydania: 23 maja 2012

Wydawnictwo: Papierowy księżyc

„Syn Cienia” to pierwszy tom przygodowej trylogii fantasy dla fanów twórczości takich autorów jak Brent Weeks, Brandon Sanderson czy Joe Abercrombie.

W plebiscycie Fantasy Book Critic Syn Cienia” został uznany za numer 2 w kategorii najlepszy debiut fantasy roku!

 „Syn Cienia” to pierwszy tom Trylogii Cienia, która ukaże się w Polsce nakładem wydawnictwa Papierowy Księżyc.

 ***

 W świętym mieście Othir zdrada i zepsucie czyhają na każdym rogu ulicy. To idealne miejsce dla zabójcy bez żadnych zobowiązań i niemal żadnych skrupułów.

Caim zarabia na życie ostrzem sztyletu, ale kiedy rutynowe zlecenie nagle się komplikuje, trafia w sam środek politycznej intrygi. Musi stawić czoła skorumpowanym stróżom prawa, bezlitosnym mordercom i czarom z Tamtej Strony, u swego boku mając jedynie Josephine, córkę człowieka, którego miał zabić, oraz Kit, wierną towarzyszkę, której nikt poza nim nie widzi.

Walcząc o życie, Caim ufa jedynie własnym sztyletom i własnym instynktom, ale nawet te go zawiodą, kiedy w poszukiwaniu sprawiedliwości z tylnych alejek Othiru zawędruje na salony władzy.

Aby zdemaskować spisek w samym sercu imperium, będzie musiał udowodnić, że jest Synem Cienia…

 ***

Fragment

Zabójca czaił się wśród cieni.

Skryty w mroku okrywającym strzeliste sklepienie sali przeczołgał się po krokwiach ponad migoczącymi płomieniami pochodni. Niewidoczny jak wiatr, cichy jak śmierć.

W pomieszczeniu pod nim rozbrzmiewała świąteczna muzyka. Kwiat północnej Nimei, dwie setki dam i lordów, wypełniał wielką komnatę Twierdzy Ostergoth. Przez gwar przebijał się ostry trzask bicza. Główną atrakcją wieczoru był podstarzały góral, rozebrany do pasa i przywiązany do drewnianego pręgierza. Jego plecy przecinały krwawe smugi. Podczas gdy goście księcia Reinarda rozkoszowali się wykwintnymi potrawami, jego kat starał się o zapewnienie im godnej rozrywki.

Bicz trzasnął ponownie i stary człowiek zadygotał. Książę śmiał się tak głośno, że oblał winem swoje obszyte gronostajem szaty i żółtą suknię bladej, wiotkiej dziewczyny siedzącej mu na kolanach. Zadrżała, gdy jął osuszać jej gorset poplamioną serwetką, i zareagowała piśnięciem na coś, co wydarzyło się pod stołem. Próbowała się odsunąć, ale książę tylko złapał ją mocniej i jeszcze głośniej się roześmiał.

Caim zacisnął pięści. Czas wziąć się do roboty.

Zsunął się na kamienną galerię. Kucając za balustradą, zdjął z barków skórzaną torbę i wydobył jej zawartość. Pewnymi ruchami zmontował potężny łuk z dwóch zakrzywionych kawałków toczonego rogu. Otworzył emaliowaną skrzynkę i wyciągnął z niej trzy strzały. Ich groty miały indygowy połysk. Takie pociski, ulubione przez górskie plemiona wschodniego Ostergothu, wybrał na specjalne życzenie klienta.

Założył jeden z nich na cięciwę i uniósł łuk. Wziął głęboki wdech i przycisnął cięciwę do policzka. Poczuł ścisk w żołądku. Nerwy.

Wycelował starannie, biorąc poprawkę na odległość i różnicę w wysokości. Bladej dziewczynie udało się tymczasem na chwilę uwolnić z lubieżnego uścisku księcia.

Nie martw się, skarbie. Caim mocniej napiął łuk. Nigdy już nie będzie cię napastował.

Kiedy właśnie miał wypuścić strzałę, jego cel nachylił się, by szepnąć coś do ucha siedzącej obok atrakcyjnej szlachcianki. Zdobne pierścieniami palce bawiły się sznurami pereł rozpiętymi na jej głębokim dekolcie. Caim wstrzymał oddech. Odliczał kolejne uderzenia serca.

Trzy… cztery…

Gdy tylko książę się wyprostuje, będzie stanowił idealny cel.

Siedem… osiem…

Oko Caima było pewne, ręce wolne od drżenia.

Jedenaście… Dwanaście…

Coś delikatnie musnęło jego ramiona. Nie odrywając wzroku od księcia, kątem oka dostrzegł pobłysk srebra.

– Witaj, kochany – szepnęła mu do ucha.

Połaskotała go pod bokiem, ale Caim nie spuszczał oczu z celu.

– Witaj, Kit.

– Widzę, że szykuje się kolejne nacięcie na pasku.

Caim skrzywił się – Kit mówiła zbyt głośno. To nic, że nikt inny nie mógł jej słyszeć. Rozpraszała go.

– Jestem zajęty. Idź sobie znaleźć gniazdo królików, pobaw się z nimi, zanim skończę.

Kit przycisnęła policzek do jego policzka, żeby spojrzeć na cel. W miejscu, w którym dotykała jego skóry, poczuł delikatne łaskotanie, choć właściwie nie mógł odczuć jej dotyku. Kosmyk srebrnych włosów przysłonił mu oko. Powstrzymał odruch, by odsunąć go dmuchnięciem, wiedząc, że i tak nic by to nie dało. Napiął cięciwę jeszcze mocniej.

– Króliki żyją w norkach, nie w gniazdach – powiedziała. – A ty celujesz zbyt nisko.

– Odczep się. Wiem, co robię.

– Trafisz pół stopy poniżej gardła.

Caim zazgrzytał zębami, kiedy książę odwrócił się od damy z perłami, by poklepać po plecach Lirama Kornfelsha, przywódcę gildii kupieckiej. Reinard miał pełne poparcie gildii, której członkowie liczyli na to, że jego wpływy w stolicy urosną, a oni odetną od tego kupony.

– Celuję w serce. A teraz zostaw mnie na chwilę w spokoju.

Kit wskoczyła na balustradę z lekkością motyla. Nie była wysoka, ale jej ciało mogło spełnić fantazje każdego mężczyzny. Szczupła w talii, lecz z pełnym biustem, miała kremową cerę z delikatnym oliwkowym odcieniem. Obcisły strój, z absurdalnie krótką spódniczką, nie pozostawiał wiele dla wyobraźni. Nie robiło to jednak większej różnicy, skoro nikt poza Caimem jej nie widział.

Utrzymując równowagę na bosych stopach, cmoknęła głośno.

– A co jeżeli ma kolczugę pod tą okropną koszulą?

– Głowa ma zostać nienaruszona – Caim oparł podbródek o koniec strzały. – Zresztą on nie nosi zbroi. Nie cierpi jej ciężaru. Dlatego otacza się tyloma żołnierzami.

Tak czy tak, ponownie sprawdził, czy dobrze wycelował. Książę wciąż nachylał się nad sąsiadami. Caim wolałby, żeby już się odchylił. Palce zaczynały mu drętwieć.

Kit obróciła się zręcznie i usiadła na poręczy.

– Jakby to miało go uratować. Skończysz wkrótce? Głośno tu. Nie słyszę własnych myśli.

– Jeszcze chwilę.

Książę wyprostował się i rozsiadł wygodniej na szerokim dębowym fotelu. Caim wypuścił strzałę. W tym samym momencie cel uniósł wzrok. Strużki wina spływały po podbródku Reinarda, gdy ich spojrzenia się spotkały.

Strzała przemknęła przez komnatę jak nurkujący jastrząb. To był doskonały strzał, pewna śmierć. Ale tuż przed tym, gdy pocisk dosięgnął celu, światło pochodni zamigotało. Kubki na stołach przewróciły się. Talerze upadły na podłogę. Włosy na karku Caima stanęły dęba, gdy usłyszał jęk Lirama Kornfelsha, przewracającego się obok księcia. Niebieskie lotki strzały jeszcze dygotały ponad szmaragdową broszą spinającą jego kołnierz.

Wysokie mury komnaty zwielokrotniały echo rozlegających się krzyków. Goście gwałtownie podnosili się z miejsc; wszyscy oprócz Kornfelsha, którego zostawili rozciągniętego na stole jak wielką faszerowaną szynkę. Książę złączył dłonie, a jego żołnierze pospiesznie go otoczyli.

Caim błyskawicznie nałożył i wypuścił kolejne dwie strzały. Pierwsza wbiła się w lewe oko jednego ze strażników. Następna przebiła guz na tarczy drugiego żołnierza i utkwiła w jego przedramieniu. Książę jednak wciąż pozostał nietknięty. Caim odrzucił łuk i pobiegł wzdłuż galerii.

Kit sunęła obok niego po balustradzie.

– Mówiłam ci, że źle celujesz. Masz plan zapasowy, prawda?

Zacisnął zęby. Jedyną rzeczą gorszą od spieprzonej roboty było spieprzyć ją na oczach Kit. Teraz musiał ubrudzić sobie ręce, żeby to naprawić. Sięgnął za plecy i wyciągnął parę noży suete. Osiemnaście cali stalowego ostrza zalśniło w blasku pochodni.

Na końcu pomostu pojawił się strażnik. Caim przemknął obok niego, wystarczająco blisko, by poczuć odór wina. Strażnik przewrócił się i uderzył o ścianę, kiedy jego życie wyciekło przez krwawą szramę na gardle.

Pod nimi ochroniarze wyprowadzali księcia przez tylne drzwi komnaty. Caim skoczył ponad poręczą, przelatując dokładnie przez Kit. Gdy na moment ich ciała połączyły się w jedno, od stóp do głów przeszła go gęsia skórka. Zanim wylądował, grot włóczni rzuconej przez jednego z żołnierzy o centymetry minął jego twarz. Dzbany i talerze posypały się ze stołów, kiedy przebiegał po blatach na drugą stronę pomieszczenia.

– Ucieka – rzuciła Kit, unosząc się tuż nad jego głową.

– Więc czemu go nie gonisz? – warknął Caim w odpowiedzi.

Skrzywiła się gniewnie, ale posłusznie popędziła za celem.

Caim otworzył drzwi kopniakiem. Książę musiał zmierzać do swoich komnat na ostatnim piętrze donżonu, gdzie mógłby zabarykadować się, aż nadejdą posiłki. Gdyby zdążył, Caim miałby naprawdę zdrowo przerąbane. Ale jeszcze nigdy nie spieprzył roboty i nie pozwoli by to był ten pierwszy raz.

Korytarz za drzwiami nie był oświetlony. Zrobił kilka kroków, ale nagły impuls kazał mu się zatrzymać. Wahanie uratowało mu życie, kiedy ostrze miecza przecięło powietrze tam, gdzie byłby właśnie jego kark. Caim kucnął i uderzył oboma nożami. Suete w jego lewej dłoni przebił się przez barwną tunikę i uwiązł w kolczudze pod nią, ale drugi trafił w nieosłonięte miejsce. Z mroku wydobył się jęk i raniony strażnik upadł na twarz. Caim wyszarpnął noże i pobiegł dalej korytarzem.

Jedyna klatka schodowa prowadziła na wyższe piętra. Schody okręcały się w prawo wokół kamiennego słupa. Caim ruszył do góry przeskakując po dwa stopnie. Gdy stanął na pierwszym półpiętrze, usłyszał brzęk zwalnianej cięciwy tuż przed tym, jak bełt z kuszy przeleciał obok jego głowy. Rzucił się do przodu i przylgnął do ściany. Gdzieś zza rogu doszedł go zgrzyt ręcznej korby.

Odepchnął się od muru i pobiegł po schodach do góry tak szybko, jak tylko poniosły go nogi. Gdyby czekał na niego drugi kusznik, Caim byłby martwy jak amen w pacierzu. Przemknął kolejny bieg schodów. Samotny strzelec stał na następnym piętrze, pospiesznie naciągając korbę kuszy. Upuścił ją, gdy zobaczył przeciwnika, i sięgnął po miecz, ale Caim dopadł go, zanim zdążył wyciągnąć broń.

Pokonawszy prędko resztę schodów, znalazł się na szczycie wieży. Ostatnia platforma była pusta. Ociekające woskiem świece w mosiężnych uchwytach oświetlały skrzyżowanie dwóch korytarzy. Caim oparł plecy o zimny kamień i ostrożnie zajrzał za róg, tam gdzie droga prowadziła do głównej sypialni. Jak na razie książę z wyjątkową lekkością poświęcał życie swych ludzi, żeby ratować własny tyłek. Dwóch strażników padło, dwóch zostało. Przyzwoity wynik. Caim ostrożnie ruszył korytarzem. Drzwi do sypialni Reinarda wzmocniono grubymi żelaznymi prętami. Od środka musiały być zaryglowane. Bez ciężkiej siekiery nie miał szans się przez nie przebić, ale przyszedł mu do głowy inny pomysł.

Podszedł do jednego z okien w korytarzu. W tej samej chwili głowa Kit i jej kształtne ramię wynurzyły się przez drzwi.

– Lepiej się pospiesz – zawołała. – Reinard szykuje się do ucieczki.

Chłodna bryza owionęła Caima, gdy otworzył okiennice. Ziemia była dobrych sześćdziesiąt stóp niżej.

– Nie ma dokąd uciekać.

– Niezupełnie. Jest tam ukryte przejście, które prowadzi poza mury.

– Cholera! Dlaczego wcześniej o tym nie wspomniałaś?

– A skąd miałam wiedzieć? Jest dobrze ukryte, za wielką, ciężką szafą.

Caim przerzucił jedną nogę przez parapet. Czas uciekał. Gdyby książę wydostał się z twierdzy, nie dałoby się go już złapać.

– Pilnuj tego przejścia, Kit. Idź za Reinardem, jeżeli ucieknie. Ja was dogonię.

– Zrobi się.

Zniknęła za drzwiami. Caim wychylił się przez okno. Wciąż nie wiedział, co się stało w głównej komnacie. Wycelował przecież idealnie. Jedyną radą było, szybkie naprawienie błędu i jeszcze szybsza ucieczka.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze