Santa Olivia – recenzja

Podoba się?

To zabawne, ale zanim jeszcze skończyłam czytać “Santa Olivię” autorstwa Jacqueline Carey, miałam już ułożony w głowie plan recenzji tej pozycji. Przyświecała mu nadrzędna zasada – nie nawiązywać do cyklu Kusziela, który rozsławił pisarkę, oraz nie porównywać tych dwóch, jakże różnych, projektów. Potraktować jej nową serię jako coś odrębnego, nie skazując jej tym samym na trwanie w blasku jupiterów historii o Fedrze. Plan planem, a w głowie samopas kłębiły się myśli, gotowe zdania, wątki, które chciałam przytoczyć innym Czytelnikom. Poddałam się.
 
W momencie rozpoczęcia lektury poznajemy bliżej nie główną bohaterkę, Loup Garron, lecz jej matkę, Carmen Garron. Przyglądamy się jej życiu w Posterunku, niegdyś zwanym miasteczkiem Santa Olivia, wskutek zarazy odciętym od reszty świata, będąc świadkami kolejno jej związków z mężczyznami, pielęgnowanych marzeń oraz ich utraty, narodzin pierwszego dziecka, Tommy’ego, aż po spotkanie z Martinem, którego owocem jest Luop. Sam już ten rozbudowany wstęp pokazuje pewną skłonność autorki w kreacji swoich wiodących protagonistek. Pewnie, że zawsze można by było to skwitować jednym zdaniem: “Nazywam się Luop, mam – (wstawić wiek) – lat, moja matka była piękną kobietą o imieniu Carmen, zaś ojciec efektem zabawy naukowców z ludzkimi oraz wilczymi komórkami genetycznymi”. O nie, nie. Bohaterki Carey mają swoją przeszłość, historię, która spowodowała, że stają się one takimi, a nie innymi osobami. Zostaje nam ona przedstawiona w mniej lub bardziej szczegółowym stopniu, ale faktem pozostaje, że z buta akcja nie rusza.
 
Pomimo całej gamy ciekawych postaci, jedynie niektóre z nich mają szansę na dłużej pozostać w naszej pamięci. Sporo osób będących w najbliższym otoczeniu Luop zostało potraktowanych nieco po macoszemu – mają swój zestaw cech, poznajemy szczątkową wiedzę o ich pochodzeniu i na tym kończy się ich trójwymiarowość. U większości Santitos (sieroty wychowywane przez Kościół) można również zaobserwować zanik ewolucji, gdybym nie wiedziała, że dorastają, to trudno byłoby mi stwierdzić, w jakim są wieku. Już jako dzieci żyjące w ciężkich czasach, które regulują twarde zasady przetrwania, okazują nadzwyczajną dojrzałość, a aspekt ten po prostu pozostaje w ich przypadku bez zmian, razem z pozostałymi małostkowymi zachowaniami. Tym, co zwraca uwagę i zaskakuje w pozytywny sposób, jest niemożność jednoznacznej oceny bohaterów. Szarości w wymiarze etycznym i moralnym u człowieka powodują, że nigdy tak do końca nie będziemy w stanie przewidzieć jego reakcji. Dzisiaj wróg, jutro sprzymierzeniec.
 
Styl autorki pasuje do opisywanej rzeczywistości. Obojętny, niemal kliniczny, i tak bardzo różny od kwiecistego słownictwa, którym posługiwała się w cyklu Kusziela. Język trzecioosobowego narratora jest taki, jak szara i ponura codzienność, o której opowiada. Bez wyszukanych porównań i metafor, bez poetycznej finezji. Kolejny dzień z życia mieszkańców “nieistniejącego” Santa Olivia, których oficjalnym sportem i rozrywką jest urządzanie walk bokserskich z udziałem przedstawicieli wojska oraz miejscowych.
 
Osoby, które zaczęły przygodę z Carey od historii Fedry uprzedzam, że jest to całkowicie odmienny typ powieści. Czy jest gorsza, czy nie – pozostawiam opinii każdemu z Was, choć zależy to także od tego, czego na daną chwilę poszukujemy w książce. “Santa Olivia” nie powala na kolana skomplikowaną fabułą, co przy misternej siatce wątków w Kuszielu może wypaść blado. Przy jej lekturze niejednokrotnie miałam wrażenie, że tym razem autorka chciała opowiedzieć o życiu społeczności w bardzo małej mieścinie, z zarazą stanowiącą jedynie pretekst do stworzenia nadzwyczajnych warunków. Wlać parę dodatków, wetknąć na koniec niepasujący do reszty element – szybką, niezwykle silną oraz dosłownie nieustraszoną Luop – zamknąć to wszystko w małym opakowaniu i wstrząsnąć, tworząc mieszanką wybuchową. A potem obserwować, jak poradzi sobie “wybryk natury” i w jaki sposób wpłynie on na egzystencję “przeciętniaków”.
 
Kusziel to cykl powieści napisanych z niemal epickim rozmachem, w których mamy okazję podziwiać bardzo wyraziste postacie, spektakularne bitwy oraz sprawy i misje, których porażka bądź sukces mogą zaważyć na dalszym istnieniu narodów. Nie można także zapomnieć o pięknie wykreowanym świecie, a wszystko to w przesyconej erotyzmem otoczce. Narzekającym na ten ostatni element i szukającym mniej wzniosłych idei można z pewnością polecić “Santa Olivię”. To nie oznacza, że ich tam nie znajdziemy, lecz występują one w mniejszej skali i natężeniu.
 
Niech Was dodatkowo nie zwiedzie młody wiek Loup, ponieważ książka ta nie jest przeznaczona dla młodszego Czytelnika. Wszechobecna wulgarność, dość odważne sceny erotyczne, choć na szczęście nie rozwleczone, oraz pewne niuanse w zachowaniach bohaterów, których znaczenie mogłoby mu umknąć, przybliżają tę pozycję do raczej dorosłej osoby.
 
Tyle się rozpisałam o tym, że ta powieść może wypaść blado przy rozbuchanym Kuszielu, więc nadszedł czas, aby ją trochę pochwalić. A jest, na szczęście, za co. Nawet jeśli nie powoduje ona drżenia w kończynach, a tempo akcji jest utrzymane w dość spokojnym rytmie, to i tak z łatwością pogrążyłam się w lekturze i szybko mknęłam przez kolejne strony. Na końcu nie czeka na Was bitwa narodów, a oczekiwanie na wynik kolejnej walki bokserskiej może rezonować: nuuuuda! Jednak słowo daję – nie mogłam doczekać się tej jednej, ostatniej rozgrywki, przez co czułam tę radosną niecierpliwość oraz złość na własne, powolne przy czytaniu oczy. To plus pewna prawdziwość cechująca opisywane wydarzenia, szczególnie te mniej chwalebne, mroczne i brutalne, spowodowały, że książkę odłożyłam na półkę usatysfakcjonowana. Zdecydowanie polecam, szczególnie nowicjuszom pisarstwa Jacqueline Carey.
 
Dziękuję Wydawnictwu Piąty Peron za udostępnienie egzemplarza książki.
 
Wydawnictwo: Piąty Peron
Data wydania: 03/2012
Tytuł oryginalny: Santa Olivia
Liczba stron: 420
 
Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

1 Komentarz
Najstarsze
Najnowsze Najwyżej oceniane
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Katerine

Dla mnie książka jest fenomenalna. Fakt dużo w niej przekleństw i zwłaszcza początek jest dość wulgarny. Nie dla młodych czytelników. Zaciekawiło mnie to że jednak okazało się że Loup była lesbijką:)