W otchłani – recenzja

Podoba się?

 „W otchłani” było dla mnie swojego rodzaju wyzwaniem. Od samego początku wiedziałam, że w pewnym sensie będzie to klasyczna powieść młodzieżowa, ponieważ od jakiegoś czasu właśnie takowe cieszą się dużą popularnością. Rynek wydawniczy obfituje w pozycje, które są kierowane do nastoletniego pokolenia. Z każdą nową książką poprzeczka się podnosi. W tym momencie można spotkać o wiele więcej tandety, ujawniającej się pod postacią szablonowych wątków i monotematyczności niż powieści z klasą, jeśli można to tak określić. Czym w takim razie jest książka pani Revis? Jakie uczucia wywołuje? 

Beth Revis mieszka z mężem w Północnej Karolinie w USA. Pierwsza część jej dystopijnej trylogii „W otchłani” błyskawicznie zdobyła status bestsellera „New York Timesa”. Prawa do powieści sprzedano do dwudziestu krajów. Podobnym zainteresowaniem cieszy się część druga pt.: ”Milion słońc”. Autorka pracuje obecnie nad tomem trzecim.

Akcja zaczyna się w momencie, gdy Amy wraz z rodzicami wchodzi na pokład statku kosmicznego, dzięki któremu zahibernowani ludzie mają trafić na nową planetę w celu jej zaludnienia. Podróż ma trwać trzysta lat. Niestety nie wszystko idzie zgodnie z planem. Główna bohaterka brutalnie zostaje zbudzona z lodowatego snu. Na pokładzie sterowca grasuje morderca, który wziął sobie za cel zamrożonych i ważnych dla misji ludzi. Po wielu latach podróży wśród załogi statku zmieniło się wiele rzeczy. Czy Amy da radę przetrwać? Czy uda się jej znaleźć i złapać tajemniczego psychopatę, zanim zabije on ludzi bliskich jej sercu? Jakie w tym wszystkim jest zadanie Starszego, przyszłego przywódcy statku?

Pomysł na książkę był dobry, to trzeba przyznać. Autorka już na samym początku sprawnie zarysowała fabułę, w której główne skrzypce grały wydarzenia opisujące nowe życie na statku. Zawiązywanie przyjaźni z kilkoma osobami czy też rozkwitająca miłość głównej bohaterki – były to elementy poboczne, odgrywające mniejszą rolę w powieści. Niestety, wraz z rozwojem akcji, wydarzenia zaczęły napędzać różne tryby, które zamiast współpracować i zasilać jedną maszynę, zaczęły ze sobą rywalizować.

“Obrazy rozbitego światła tańczą przede mną niczym milion oczu
Nawołując mnie z otchłani gwiazd…
… Mojego świata nic nie zmieni.”

Z biegiem stron, coraz to bardziej widoczny był fakt, że pani Beth ma zamiar całkowicie postawić na wątek miłosny. Z jednej strony potrafiłam doszukać się przyczyn takowego postępowania pisarki, z drugiej – bardzo mnie to złościło. Pani Revis bowiem nie można odmówić talentu do potęgowania napięcia. Czytając powieść ani na minutę nie zapomniałam, że trzymam w ręku dystopię. Autorka bardzo często wtrącała „małe” szczegóły, czy to w dialogach czy też opisach, na temat życia i funkcjonowania bohaterów na statku. Niezaprzeczalnie składało się to na okrutną i cóż, dość ciekawą otoczkę.

„W otchłani” nie jest bestsellerowym thrillerem, który zachwyci fana tego gatunku. Posiada natomiast jego cechy, z resztą świetnie podtrzymujące poziom lektury. Nie można zapomnieć też o uczuciu zniecierpliwienia, które pojawiało się co rusz, gdy tylko pisarka ujawniała przede mną nowe sekrety dziwnych mieszkańców statku. Niestety, chociaż aż tak rozpisałam się przy superlatywach powieści, są to tylko szczegóły. Oczywiście pisarka bardziej rozwijając dane wątki, miałaby szansę po części zawojować moje serce. Jednak tego nie zrobiła, a w zamian podała mi na złotej tacy miłość jak z serialu dla nastolatek.

Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że pani Revis nie kładła na niego specjalnego nacisku. Nie wkładała w usta bohaterów cukierkowych obietnic, nie naszpikowała ich uczucia bezsensownymi wydarzeniami. Wątek romantyczny był delikatnie zarysowany. Bohaterowie powoli oswajali się z sytuacją, która ich spotkała. Co mi w takim razie przeszkadzało? Częstotliwość i absurdalność. Na każdym kroku pisarka przypominała o rosnącym uczuciu. Czasami pomiędzy ważne fragmenty, które miały istotny wpływ na przebieg fabuły, wplatała dziwne spostrzeżenia względem drugiej osoby. Było to bardzo denerwujące.

Gdzieś za dobrym pomysłem na fabułę i przed źle skonstruowanymi wątkami, pisarka zgubiła także samych bohaterów. W pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać, czy autorka książki po prostu nie mogła się zdecydować, jak jej postaci mają wyglądać wewnętrznie. Jedyną przykuwającą uwagę postacią był despotyczny Najstarszy, który przykuł moją uwagę już na samym początku. Co do reszty, cóż… Gdybym napisała, że bohaterowie występujący w powieści irytowali mnie, wyraziłabym się bardzo eufemistycznie.

Beth Revis nadała im bardzo ważną rolę w swojej powieści, jednakże w tym przedsięwzięciu nie dopracowała charakterów oraz cech rozpoznawczych bardzo wielu osobom. Jedynymi wiarygodnymi postaciami byli Orion oraz wcześniej wspomniany tyran, pełniący obowiązki przywódcy. Główna bohaterka, po ponad dwustu latach zawieszenia, w którym do dyspozycji miała tyko własne myśli, nie zmieniła się ani troszkę. Wyglądało to tak jakby hibernacja Amy wraz z szesnastoletnim ciałem, zostawiła także tyle samo wymagające ambicje. Apogeum złości jednakże zawsze osiągałam przy Starszym. Był to chłopak tak zmienny w swych zachowaniach, że bez przeszkód wzięłabym go za dwie osoby. Najpierw był poważnym i niezachwianym w swych przekonaniach następcą przywódcy, aby zaraz przemienić się w rozbrykanego nastolatka z burzą hormonów. Okropność!

Wyrazy uznania należą się autorce właśnie za postać Najstarszego. Autorka przedstawiła go przede wszystkim jako tyrana, który bardzo chętnie dla potrzeb tłumu przyjmował maskę sympatycznego dziadka. Mężczyzna biorący na swe barki wielką odpowiedzialność, na początku mienił się w czarnych barwach. Czy był „tym złym”? Pisarka umiejętnie, używając tego bohatera jako narzędzia pośredniego, wzbudzała mieszane emocje, ale przede wszystkim też przyspieszała akcję i wprowadzała tajemnice oraz niejasności pomiędzy fakty i prawdę.

Dlatego też żałuję, że pod koniec powieści pani Beth podjęła tak złą i niewyszukaną jak dla mnie decyzję. Nie mam pojęcia jak pisarka wyobrażała sobie kontynuację, ale ja osobiście cienko to widzę, co nie oznacza, że moje prognozy mogą się sprawdzić. Zakończenie nie wyglądało jakoby zostało wymuszone, jednakże troszkę się na nim zawiodłam. Ironicznie, bowiem przedstawiło one na raz wszystkie te cechy, które wzbudziły moje zainteresowanie, jak i wrogość w stosunku do książki.

Podczas lektury wydawało mi się, że mam już wyrobione zdanie nie tylko na temat „ W otchłani”, ale i całej serii. Nie mogę napisać, że każdy znajdzie tutaj coś dla siebie. Książka jednocześnie mnie przyciągała, ale także i odpychała w najróżniejszych momentach. Moja końcowa opinia jest taka, iż owszem, powieść jest czymś interesującym, jednakże nie wyjątkowym. Gdy zacznie się ją czytać, trzeba dotrwać do końca, aby chociażby poznać rozwiązanie zagadki statku. Jednocześnie też można obok tej pozycji przejść obojętnie. Nie jest to nic na miarę kilku bestsellerowych książek młodzieżowych, które są już legendą, ale bez wątpienia „W otchłani” da radę utorować sobie drogę do serc wielu młodych czytelników. Posiada potencjał. Wystarczy tylko, żeby pani Beth Revis dobrze w niego zainwestowała.

Tytuł: W otchłani 
Autor: Revis Beth
Wydawca:Wydawnictwo Dolnośląskie
Wydanie : I
Okładka: miękka 
Data premiery:2012-03-21
Za egzemplarz do recenzji dziękuję wydawnictwu Dolnośląskiemu !


Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze