Żelazny Cierń – recenzja

Podoba się?

„Żelazny Cierń” zainteresował mnie od momentu, kiedy ujrzałam jego okładkę. Nie pozostałam bierna też po przeczytaniu noty od wydawcy, która jeszcze bardziej spotęgowała moją ciekawość. Nie było opcji, abym nie sięgnęła po tę książkę. Czy Żelazny świat maszyn parowych mnie oczarował? Może czytając powieść kompletnie zatraciłam się w Krainie Ciernia? W końcu, jakie emocje mogła wzbudzić we mnie tak wyróżniająca się swoją nieprzeciętnością książka? 

Caitlin Kittredge jest entuzjastką filmów historycznych i horrorów. Mieszka w zachodnim Massachusetts, w starej wiktoriańskiej posiadłości. W czasie wolnym od pisania z pasją zajmuje się fotografią. Jest autorką dwóch bestsellerowych serii dla dorosłych „Black London” (w Polsce wkrótce wyjdzie nakładem wydawnictwa Piąty Peron) i „Nocturne City”.

Aoife nie ma łatwego życia. Nie dość, że urodziła się dziewczyną i, aby spełnić swoje inżynierskie marzenia, musi pracować dwa razy ciężej od wielu swoich kolegów, to jeszcze na jej rodzinę od kilku pokoleń jest nałożona okrutna klątwa. W dniu szesnastych urodzin uaktywnia się niebezpieczny nekrowirus, sprowadzający na swoją ofiarę szaleństwo i majaki. Dziewczyna jednak obiecała sobie, że dopóki będzie w stanie jasno myśleć, postara się spełniać swoje marzenia, ucząc się wymarzonego fachu.
Jednocześnie bez wahania postanawia wyruszyć na pomoc Conradowi, bratu ukrywającemu się przed oczami Nadzorców od swoich szesnastych urodzin. Razem z najlepszym przyjacielem Calem oraz dziwnym, ale uczciwym przewodnikiem Deanem, dziewczyna zamierza odwiedzić jedyne miejsce, w którym mógł na chwilę osiąść jej starszy brat. Po drodze Aoife posiądzie niebezpieczną wiedzę, sprowadzając na nią i jej bliskich śmiertelne niebezpieczeństwo.

Jak wspomniałam wcześniej, „Żelazny Cierń” był pozycją, która intrygowała mnie od samego początku. Stało się tak, ponieważ autorka połączyła w swojej książce dwa ważne czynniki, które bardzo lubię w powieściach – steampunk i antyutopię. Na początku trochę się bałam takiego miksu. Nie wiedziałam jak teoria wyjdzie w praktyce, ponieważ spotykałam się z czymś takim po raz pierwszy. Jednak stopniowo, z upływem przeczytanych stron, lektura zaczęła mnie wciągać.

„- Magia nie istnieje, Aoife. To tylko placebo głupich.”

Mogłabym troszkę się wykłócać, czy aby powieść pani Caitlin nie jest dystopią, a nie antyutopią. Pojęcia te są ze sobą bardzo często mylone, a chociaż różnią się tylko jednym szczegółem, jest on bardzo istotny, jeśli chodzi o klasyfikację literatury. Być może wątek świata przedstawionego zostanie dokładniej opisany w następnych częściach, więc chwilowo zostawię tę dyskusję.
Elementy składające się na fabułę bardzo często się dopełniały, tworząc spójną i logiczną całość. Po przeczytaniu książki praktycznie nie mogłam sobie wyobrazić pierwszej części trylogii „Żelaznego Kodeksu” bez wątków zahaczających o steampunk, czy też o antyutopię.

Narracja została poprowadzona pierwszoosobowo. Główną bohaterką książki jest właśnie Aoife, która stopniowo, acz z pewną determinacją, wprowadza czytelnika do świata pełnego maszyn i zakazanej magii. Czułam, że pomału zaczynam „wsiąkać” w wydarzenia przedstawione przez pisarkę. Autorka bowiem nadała głównej bohaterce cechy, dzięki którym od razu zaczęłam pałać do niej sympatią. Waleczna i dzielna. Wiedząca co to strach, jednak zawsze odważna w kryzysowych momentach. Wiele postaci polubiłam, lecz znalazły się także takie, które z gruntu znienawidziłam. Cal wzbudzał we mnie niesmak i wrogość. Chociaż pani Caitlin na wielu polach starała się pokazać go także z lepszej strony, dla mnie był zawsze tchórzliwym i uprzedzonym nastolatkiem. Paleta bohaterów uzupełniała się wzajemnie. Autorka starannie przemyślała stworzone przez siebie postacie, po czym tchnęła w nie życie.

Przyznaję, akcja czasami zgrzytała. W nieodpowiednich momentach przyspieszała, lub zbyt szybko się rozwijała. Opisany efekt działał także w drugą stronę. Nie zawsze potrafiłam odnaleźć się w leniwej i miejscami nudnej, opisywanej przez panią Kattridge, sytuacji. W takich momentach dobrą minę do złej gry robił świat przedstawiony. Wyśmienicie wręcz stworzony, posiadał własny, niepowtarzalny klimat. Osadzonych w nim bohaterów prędzej można by było wziąć za ozdoby niż ważny atrybut. Plastyczność obrazu powodowała, że nigdy nie miałam problemu z wyobrażeniem sobie opisywanych wydarzeń. Język, którym posługuje się autorka, jest przystępny, ale nie prostacki. Słownictwo nie czaruje, ale bardzo często mogłam dostrzec w dialogach grę słów, kilka niecodziennych zwrotów.

„W rasach twojego świata tliła się kiedyś wspaniała iskra. Aoife. Wygasła jednak, zmieniła się w popiół i pełga teraz już bardzo słabo. Z popiołów magii wzleciał feniks maszyny. Tego właśnie szukam.”

Bliski memu sercu stał się nawet wątek romantyczny, który teraz można spotkać w każdej książce młodzieżowej. Pisarka subtelnie go zarysowała. Z biegiem akcji można było dostrzec, że zyskuje on na znaczeniu, ale nie aż tak bardzo, aby wpływać na główny wątek. Był miłym dodatkiem. Nie męczył ani nie powtarzał niezbyt wyszukanych schematów. Autorka dzięki niemu cały czas zręcznie przypominała o nastoletnim wieku Aoife, co było dość przydatnym zabiegiem. Główna bohaterka bowiem bardzo często zachowywała się zbyt poważnie i dorośle jak na swoje lata.

„Żelazny Cierń” jest bez wątpienia bardzo zajmującą lekturą, która może zachwycić i oczarować. Oprawa graficzna, zapewne przyciągnie wzrok wielu przyszłych czytelników. Nic w tym dziwnego, ponieważ w pełni oddaje nastrój, roztaczany przez powieść. Na plus zapisuje się także całkiem duża objętość książki, już od początku obiecująca wiele interesujących przygód. Z niecierpliwością będę oczekiwać drugiego tomu, tej świetnie zapowiadającej się trylogii. Jestem także całkowicie pewna, że zanim po niego sięgnę, jeszcze nieraz wrócę do świata z żelaza i krainy oplecionej w ciernie, gdzie znowu stanę się więźniem w odwiecznej walce magii i technologii.

Autor: Caitlin Kittredge
Tytuł: Żelazny Cierń
Cykl: Żelazny Kodeks
Wydanie: I
Wydawnictwo: Jaguar
premiera: kwiecień 2012r.

Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję wydawnictwu Jaguar.

Pełnoetatowa książkoholiczka i filmomaniaczka. Recenzentka - amatorka, szpanująca swoim talentem pisarskim i nie rozumiejąca, dlaczego nikt nie chce podziwiać blasku jej intelektu, który przecież razi wszystkich po oczach. Czasami o skłonnościach masochistycznych, wiecznie niewyspana. Niepoprawna romantyczka, marząca o naprawianiu świata. Ponoć mówią, że nocą staje się Nocnym Cieniem i szuka nowych, szeleszcząco - papierowych ofiar...

Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze