Słodka jak krew – recenzja

Podoba się?

Obecnie literatura o wampirach święci triumfy najbardziej pożądanej przez czytelników (zwłaszcza tych płci pięknej). W ciągu ostatnich kilku lat namnożyło się tyle rozmaitych wersji i odłamów, że nawet pasjonaci gatunku nie są w stanie wymienić wszystkich. Ilość niestety nie przechodzi w jakość, o czym już nie raz bardzo boleśnie się przekonałam. Tym łatwiej więc w natłoku tych mroczno-wampirycznych wrażeń przeoczyć coś naprawdę fajnego i wartego uwagi. I niewiele brakowało, żebym przeszła obojętnie obok Słodkiej Jak Krew; tak by było, gdyby nie okładka i fakt, że książka jest sygnowana znakiem Fabryki Słów.

Jak na razie Fabryka nie ma w zwyczaju wydawać łzawych romansideł z wampiryzmem w tle, więc uznałam, że można by się książką pani Neomillner zainteresować. Dodatkowo okładka przypominająca komiksową, zdaje się inspirowana lekko twórczością Franka Millera (chyba grafik pił do nazwiska autorki), sprawiła, że poczułam się zaintrygowana. Gdy więc nadarzyła się okazja dorwania Słodkiej w swoje ręce, nie wahałam się już ani chwili.

Kristina ‘Tina’ Salo, (nie)młoda mieszkanka Pragi, aparycją przywodząca na myśl tanią, nieletnią dziwkę, nie jest wcale tym, na kogo wygląda. Choć spotkać ją można głównie w knajpach o złej reputacji, gdzie pije, ćpa i wyrywa naiwniaków na głęboki dekolt, to nie należy ona do grona rozwydrzonej młodzieży, niemającej żadnego celu w życiu. Wręcz przeciwnie, panna Salo ma bardzo jasno skrystalizowany cel. Krew swoich jednonocnych kochanków.

Tina przynależy bowiem do praskiej grupy swojan – wampirów władających Czechami, lecz i wśród nich uchodzi za odmieńca. Z powodu “niedokończonego pocałunku” dziewczyna nie spełnia wszystkich warunków bycia wampirem. I, choć tak jak wszystkim dzieciom nocy, do życia potrzebuje krwi, tak wrażliwość na srebro czy światło dnia nie przypada jej w udziale. Z tego względu nie cieszy się przesadną sympatią wśród starych i “prawdziwych” wampirów. Jednakże, oprócz zazdrości o możliwość pławienia się w słońcu, przez swojan przemawia także obawa, że pewnej nocy Dziecko Dnia może obrócić się przeciwko nim.

Rację bytu w tak wrogo nastawionym środowisku zapewnia Tinie jedynie osoba Timothy’ego – jej wampirzego mentora i jednocześnie przywódcy praskiego klanu. Nic więc dziwnego, że kiedy nad głową starego wampira gromadzą się ciemne chmury, Salo jest jedyną osobą z jego otoczenia, którą to szczerze obchodzi. I która zgadza się mu pomóc (nie za darmo oczywiście). Tymczasem pomoc oferuje Timothy’emu także wpływowa wampirzyca z Niemiec – Gothel. Wszystko zdaje się kręcić wokół przejęcia władzy w mieście przez przeciwników praskiego przywódcy, a to oznacza zachwianie równowagi sił w Europie. Gothel nie zamierza patrzeć na to obojętnie i pozwolić przypadkowi na rozstrzygnięcie sprawy. Posyła więc do Pragi cieszącego się złą sławą Kaya, wampirzego egzekutora i socjopatycznego mordercę, który ma wykonać wyrok na wampirach wskazanych przez Timothy’ego. Tymczasem sam Timo powierza odnalezienie spiskowców jedynej zaufanej osobie, jaka pozostała przy jego boku – Kristinie Salo.

Mimo wielkich nadziei, historia okazała się dosyć wtórna, jednak na całe szczęście pozbawiona cech miałkiego melodramatu. Opowieść snuta przez autorkę jest brutalna, ponura i przygnębiająca, nie opiewa wampirów jako pięknych, mrocznych i tajemniczych istot. Swojanie Neomillner są gwałtowni, zepsuci i odpychający. Rozmaicie skrzywieni przez długowieczność i konieczność mordowania, stali się obdarci z moralności, szczerości czy lojalności. Główna bohaterka nie stanowi raczej wyjątku pośród nich.

Tina jeszcze przed przemianą doświadczyła brutalności życia i przejście na “ciemną stronę mocy”, w porównaniu z życiem, jakie wiodła, można by uznać za dar Boży. Wszelkie ideały panna Salo dawno wyrzuciła do kosza z napisem “bezwartościowe” i przyjęła prosty schemat zachowań, gdzie dbanie tylko i wyłącznie o własne cztery litery ma absolutne pierwszeństwo. Jej lojalność wobec mentora czy łagodne obchodzenie się ze swoim pożywieniem nie wynikają ze szlachetności charakteru, a z potrzeby utrzymania ciepłego i bezpiecznego gniazdka, jakim jest Praga. Kiedy jest zmuszona wziąć sprawy we własne ręce, nie jest z tego zadowolona, ale wie, że jej ustabilizowane życie wampira w dużym mieście jest zagrożone i przepadnie bezpowrotnie, jeśli nie zacznie go bronić pazurami. Tina nie stanowi przykładu bohaterki do naśladowania, jej postrzeganie świata czy odczucia nie są przesadnie głębokie, jej empatia jest znikoma, wszystko, co robi, jest nastawione na przetrwanie i zaspokajanie swoich potrzeb.

Jest to jakieś tam pole do przemyśleń, nie tylko ze względu na wyobcowanie Tiny, ale chociażby z uwagi na chore układy, jakie łączą ją z jej żywicielami czy psychicznie skrzywionym Kayem, prowadzanym na smyczy przez Gothel. Niemniej jednak, nie spodziewajcie się wielkich fajerwerków. Słodka jak Krew dotyka problemów człowieczeństwa bardzo powierzchownie, autorka daje zarys bohaterów, którymi może, ale nie musi was kupić. Dodatkowo kreśli zgrabną, logiczną, lecz prostą intrygę. I taka jest ogólnie cała ta książka. Łatwa. Zajmuje na tyle, aby szybko ją przeczytać, ale nie na tyle, aby zatrzymać się nad nią na dłuższą chwilę refleksji. To literatura typowo rozrywkowa, pomimo ponurego klimatu. Naprawdę fajne i szybkie czytadło, w sam raz na jeden raz. Góra dwa.

Jednym z ciekawszych elementów tej książki jest narracja. Choć pierwszoosobowa, czyli typowa dla tego rodzaju opowieści, to jednak bardzo lakoniczna, skąpa w opisy i prowadzona w czasie teraźniejszym. Początkowo podeszłam do niej bardzo nieufnie, sama nie wiedząc, co o tym tworze myśleć. Jednak w moim odczuciu był to ciekawy manewr ze strony autorki. Zastąpiła przydługie i nużące opisy sprytnie wplatanymi w dialogi wtrąceniami, które pozwalają nam mieć jako taki wgląd w otoczenie. To sprawia, że akcja idzie naprawdę szybko i płynnie, bez dłużyzn i zacięć. Same nawet przemyślenia Tiny są nam dawkowane po trochu, więc nie mamy wrażenia, że czytamy pamiętnik wypełniony gonitwą myśli jakiejś przesadnie aktywnej jednostki. Mimo prostego i niezbyt wydumanego stylu, samo prowadzenie narracji w sposób tak oszczędny nadaje całej treści aury niepewności i lekkiego niepokoju. Uważam zabieg za bardzo udany i adekwatny do stylu życia Tiny.

Generalnie nie rzuciło mnie na kolana, ale uważam, że warto sięgnąć po Słodką Jak Krew. Mimo biegających po mieście wampirów, nawzajem wyrywających sobie kręgosłupy, książka przedstawia zarówno bohaterów, jak i samo miasto w bardzo realistycznym świetle. Pomimo prostej fabuły, zakończenie nie jest znowu takie oczywiste. I jeśli już przy zakończeniu jesteśmy, to nie mogę się oprzeć wrażeniu, że książka MUSI mieć swoją kontynuację ze względu na niepozamykane wątki poboczne. I wreszcie, mimo oszczędnej narracji, czyta się naprawdę dobrze. Także, jeśli macie wolny wieczór i ochotę na niezobowiązującą lekturę, to Słodka Jak Krew nadaje się idealnie.

Tytuł: Słodka jak krew (Sladká jak krev)
Autor: Petra Neomillner
Tłumaczenie: Magdalena Domaradzka
Autor okładki: Dominik Broniek
Wydawca: Fabryka Słów
Miejsce wydania: Lublin
Data wydania: 18 września 2009
Liczba stron: 408
Oprawa: miękka
Wymiary: 125 x 205 mm
Cena: 31,90 zł

W sieci znana też jako Koralina Jones. Redaktor naczelna Gavran.pl, główny administrator Forum Gavran ( http://forum.fan-dom.pl ), administruje także Thornem - oficjalną stroną Anety Jadowskiej ( http://anetajadowska.fan-dom.pl ). Współzałożycielka Grupy Fan-dom.pl . W wolnych chwilach recenzentka i blogerka.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze