Legenda. Rebeliant – recenzja

Podoba się?

 Nowa czytelnicza moda zawitała do Kraju nad Wisłą. Nie, wyjątkowo nie mam na myśli 50 Twarzy Greya, którą to powieścią zaczytują się obecnie wszystkie kury domowe świata. Nawet te bogobojne kupują z rumieńcem na twarzy, mętnie tłumacząc “to na prezent”, pomimo że nikt o nic nie pytał. Wiem, co mówię, pracuję w sklepie z książkami. Ciekawe, co by proboszcz powiedział na te czytelnicze wybryki… Ale nie o tym chciałam. Miałam na myśli oczywiście modę na popłuczyny po Igrzyskach Śmierci, która radośnie szerzy się wśród młodzieży. Tak, jak po Zmierzchu niczym grzyby po deszczu pojawiły się książki o podobnej tematyce, tak i po hicie, jakim były Igrzyska Śmierci Suzanne Collins, przyszedł czas na odcinanie kuponów od sukcesu całej produkcji. I choć sama trylogia o Katniss Everdeen nie jest tak bzdurna jak wspomniana saga Zmierzch, to jej naśladowczynie już tak – ot choćby “Niezgodna” reklamowana jako następczyni Igrzysk. Wolne żarty.

Kiedy usłyszałam o Rebeliancie autorstwa Marie Lu, pomyślałam sobie: “A co mi tam, dawajcie to tutaj, pośmieję się trochę”. Po opisie książki założyłam, że to kolejna ledwie-powieść napisana na fali popularności trylogii Collins. Zatem naprawdę nie spodziewałam się niczego specjalnego, byłam wręcz wrogo nastawiona do tego tytułu. A że dawno niczego nie zjechałam od góry do dołu (zwykle dobieram sobie lektury właściwie), to zasiadłam do czytania z wręcz mściwą satysfakcją, snując już rozkosznie wredne plany rozmazania Rebelianta po ścianie.

Tymczasem to Rebeliant rozmazał mnie.

Do czynienia mamy z dystopią – totalitarna Republika (swoją drogą, ciekawa rzecz, że totalitarne państwo nazywa siebie Republiką…) toczy ciągłą wojnę z bardziej liberalnymi (przynajmniej tak można wywnioskować z tekstu) Koloniami. Oba państwa to pozostałości po Stanach Zjednoczonych Ameryki (a jakże!), a zawzięte boje toczą oczywiście o wolność, równość i terytorium. Z naciskiem na to ostatnie. Republika oprócz konfliktu z Koloniami zmaga się z wieloma wewnętrznymi problemami, a biedniejsze rejony państwa są dziesiątkowe przez tajemniczą zarazę. W całym tym umiejętnie tuszowanym chaosie żelazna ręka rządu próbuje wprowadzić jakiś porządek, który pozwoli stłumić rebelię Patriotów – ludzi buntujących się przeciw “prawu”. Tak zatem każdy obywatel Republiki, przy sposobności jego jedenastych urodzin, jest poddawany Próbie, która ma zadecydować o dalszym życiu delikwenta. Jeśli wynik będzie zadowalający, delikwent może liczyć na lepszą pracę oraz wysoki status społeczny. Jeśli nie, ląduje w slamsach z marną robotą łamiąca kark albo w ogóle jest wysyłany do obozów pracy. Najlepsi z najlepszych zaś trafiają do armii – osoby z największym potencjałem, najtęższymi umysłami oraz samodyscypliną to przyszłość militarna Republiki. Oczywiście, szkoli ich się tak, aby tłumili bunt w zarodku i zwrócili swoje umiejętności przeciwko Koloniom.

Piętnastoletnia June jest właśnie taką osobą. Jako jedna z nielicznych osiągnęła maksymalny wynik na Próbie. Cała Republika o niej słyszała, wojsko patrzy na dziewczynę z nadzieją, pomimo że potrafi być nieznośna. Do głosu dochodzą jej ambicje, które nie pozwalają jej spokojnie siedzieć w miejscu i czekać na wytyczne. To wulkan energii, nastawiony na działanie i doskonalenie się.

Naprzeciw niej zostaje postawiony jej rówieśnik – Day – chłopak z nizin społecznych, który Próby nie zdał. To zmusiło go do ucieczki i życia poza srogim prawem Republiki, które zawzięcie się o niego upomina. Jest najbardziej poszukiwanym przestępcą w kraju.

I ta dwójka zostaje zmuszona do konfrontacji, choć po prawdzie Day długo nie miał pojęcia, że w jakiejś bierze udział. Ale June ma go już na swoim celowniku i nie odpuści, dopóki nie dopadnie swojego celu. Pytanie brzmi: jak wysoką cenę przyjdzie jej za to zapłacić?

Po pierwsze i najważniejsze – nie do końca właściwym wydaje mi się przyrównywać Rebelianta do Igrzysk Śmierci. To znaczy, owszem, oba uniwersa dzielą ze sobą sporo cech wspólnych, grupę docelową Rebelianta oceniam jako tożsamą z grupą Igrzysk, jednak Marie Lu wydaje mi się autorką dojrzalszą, z dokładnie sprecyzowaną wizją swoich postaci, pomimo że jest debiutantką. Bohaterowie Collins mieli tendencje do miotania się (zwłaszcza Katniss), podejmowania decyzji dosyć przypadkowo i nie będąc ich do końca pewnych. Bohaterowie Rebelianta – główna dwójka, czyli June i Day – są postaciami z jasno skrystalizowanymi celami, ewoluują konsekwentnie i logicznie. Nawet jeśli zmieniają zdanie na jakiś temat, sprawdzają, szukają dowodów, analizują przedstawioną sytuację. To bystre i konkretne dzieciaki, zawzięte, wiedzące czego chcą. Dodatkowo oboje mają za sobą ciekawą historię, a motywy ich działania są poparte relacjami z ich bliskimi, które także ich kształtują. Splot nieszczęśliwych wydarzeń na obojgu odciska piętno traumy i to czyni ich dla nas ludzkimi i wiarygodnymi, pomimo że są tylko małolatami, od których autorka wymaga dorosłych zachowań.

Co do fabuły – jest ciekawa i trzymająca w napięciu, choć chyba nie do końca przemyślana. Zdarzają się luki i błędy, lecz podczas czytania wcale nie dokuczają tak bardzo, bo naprawdę ciężko jest się oderwać na chwilę refleksji. Pędziłam naprzód, połykając łakomie kolejne strony powieści, aby jak najszybciej dowiedzieć się, co będzie dalej. Dopiero dużo później przyszło mi do głowy, że niektóre sprawy zostały przedstawione dziwnie lub w nie do końca dograny sposób. Nie to jednak było najważniejsze, autorce ewidentnie chodziło o to, żeby czytelnik zachodził w głowę, jak u diabła zamierza rozwiązać ten cały galimatias, skoro co chwila kładła bohaterom jakieś kłody pod nogi, nie dając im nawet chwili wytchnienia. I choć rozwiązania czasami rodziły pytania typu: “Ale jak to możliwe, że nikt na to nie zwrócił uwagi? Że nikt nie zaprotestował? Że nikt się nie zorientował?” – to na pewno emocjonalnie po prostu ogłuszały czytelnika.

Tak, właśnie, ja również po lekturze Rebelianta czułam się emocjonalnie ogłuszona. To naprawdę dobra powieść, wielowymiarowa, ale też nieprzytłaczająca mnogością wątków. Czyta się szybko i z przyjemnością – na pewno spodoba się osobom, u których Igrzyska Śmierci obudziły dystopijny głód. Niekiedy moda na odgrzewane kotlety rodzi coś dobrego, wartego uwagi. Jestem przekonana, że i Wasza przygoda w nieprzyjaznym świecie Republiki okaże się równie emocjonująca jak moja. Serdecznie polecam.

 Za egzemplarz do recenzji dziękuję wydawnictwu Zielona Sowa. 

Tytuł: Rebeliant (Legend)
Cykl: Legenda
Tom: 1
Autor: Marie Lu
Wydawca: Zielona Sowa
Data wydania: 7 listopada 2012
Liczba stron: 300
Oprawa: miękka
Cena: 29,90 zł

 

 

W sieci znana też jako Koralina Jones. Redaktor naczelna Gavran.pl, główny administrator Forum Gavran ( http://forum.fan-dom.pl ), administruje także Thornem - oficjalną stroną Anety Jadowskiej ( http://anetajadowska.fan-dom.pl ). Współzałożycielka Grupy Fan-dom.pl . W wolnych chwilach recenzentka i blogerka.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

1 Komentarz
Najstarsze
Najnowsze Najwyżej oceniane
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Oksa

To się uśmiałam z tego Greya, tym bardziej, że miałam okazję zapoznać się z tym "porno dziełem", uwalniającym wszystkie kobiety z okowów własnej seksualności XD

Recenzja świetna i jak najbardziej zgodna z moją własną opinią. Jeśli chodzi o bohaterów, to od razu polubiłam Daya. Chłopak jest bardzo inteligentny, odpowiedzialny oraz – to trzeba podkreślić – sprawny fizycznie, przy tym wszystkim jednak pozostaje takim zwykłym człowiekiem, nie wywyższającym się, anie nie przesadnie aroganckim.

Osobowość June na początku mi nie imponowała. Jest to piękny przykład geniusza, który ma klapki na oczach i nie dostrzega prawdziwej natury otaczającego ją świata. W sumie określenie z okładki – geniusz taktyczny – bardzo dobrze oddaje istotę jej inteligencji. Dostrzega szczegóły, świetnie potrafi je ze sobą powiązać, ma niezły instynkt i zdolność szybkiej oceny na polu walki. Jednocześnie jednak nie potrafi dostrzec ogólnego obrazu, a wpojone wartości i nauki Rebelii uczyniły z niej osobę ślepą na jej działania, co stanowi całkowite przeciwieństwo wiecznie podejrzliwego Daya.

Również polecam :)