Strażnik Podłego Miasta – recenzja

Podoba się?

Powiem tak: zapragnęłam tej książki, gdy tylko przeczytałam jej opis. Zapowiedź zanurzenia się w mrocznym, wynaturzonym, pełnym poczucia beznadziei świecie, gdzie swoiście rozumiana sprawiedliwość zależy od zdeprawowanego byłego agenta wywiadu, znanego powszechnie pod pseudonimem artystycznym Opiekun, który wyrusza z osobistą krucjatą na ratunek maluczkim, a do tego magia i jej tajemnicze twory. Zaiste niezmiernie zachęcające. Zapachniało świeżą krwią, starą krwią, wyprutymi wnętrznościami, smrodem zakazanych zaułków – normalnie miodzio (tak, psychopatka – to ja, mogło być gorzej, niektórzy twierdzą, że są na przykład Napoleonem).

Wiele powieści nie jest w stanie sprostać swojej reklamie, tym razem było podobnie, ale to nic dziwnego. Niewiele dzieł byłoby w stanie sprostać takiemu opisowi. Natomiast historia nie jest zła, mnie przypadła do gustu ze względu na połączenie kryminału i fantastyki. Lubię kryminały i lubię fantastykę. W dodatku mam sentyment do debiutów. Tytułowy Strażnik to człowiek po przejściach, niegdysiejszy stróż prawa i porządku, były żołnierz, a u zarania swych dziejów sierota i nędzarz. Obecnie pełni funkcję lokalnego „Ojca chrzestnego”, tyle że robotę wykonuje osobiście – dealerka, mordobicie, zastraszanie – full serwis. Zaiste, niejednego człowieka można by obdarzyć częścią jego historii, a i tak byłaby to ciekawa postać. Niestety sam pomysł na protagonistę trąci lekko wtórnością. Podczas czytania miałam wrażenie, że to już było, już znam ten schemat. I nie byłoby to nic dziwnego, wszak w literaturze ponoć wszystko już było, jednak, jeśli taka myśl prześladuje mnie w trakcie czytania, to dla mnie jest to świadectwo, że coś nie do końca wypaliło. I faktycznie momentami styl autora sprawia wrażenie przyciężkiego, takiego warsztatowego – nie do końca dopracowanego. Opowieść o Opiekunie to spektakl w zasadzie jednego aktora, bardzo mocno dominuje na każdej w zasadzie karcie opowieści. To on jest silną, wyrazistą postacią. To on buduje i rozwija wątki. Cała reszta to tło. Polansky wykreował swego bohatera na typ twardziela/brutala o dobrym sercu, skrywanym pod płaszczykiem cynizmu i szorstkości. Zaserwował mu ciężki żywot i moc rozczarowań, ale obdarował go też sprzymierzeńcami i statusem przywódcy odpowiedzialnego za losy innych. Znacie to? Natomiast niewątpliwą zaletą jest fakt, że da się go lubić. Chociaż powiem Wam, że czytając, jak to Opiekun odurzał się Oddechem Skrzata… hm… Różne są upodobania na świecie, mnie się oddech skrzata zbyt przyjemnie nie kojarzy… Szczerze mówiąc, rozśmieszały mnie niektóre nazwy (taka dewiacja, na przykład w Diablo fascynują mnie głównie nazwy znajdowanych przedmiotów – istna bajka)i bawił mnie momentami wisielczy humor głównego bohatera, jego zgryźliwość, jego cierpkość.

O pozostałych postaciach niewiele mogę napisać. Jak nadmieniłam wcześniej, stanowią one zaledwie tło dla historii Opiekuna. Niektóre budzą sympatię (jak Strzyżyk), inne współczucie, jeszcze inne niechęć. Jest kilka, które chciałabym poznać lepiej, ale nie było mi to dane. Autor poczęstował nas raczej szkicami niż żywymi, pełnokrwistymi i pełnowymiarowymi postaciami.

Cała historia zaplanowana jest z rozmachem i faktycznie sporo się dzieje. Nie jest to oszałamiające tempo i gonitwa zdarzeń, jednak akcja wartko mknie do przodu poprzez mroczne ulice i cuchnące zaułki. Czasem zbacza w bardziej przytulne (niektóre jedynie z pozoru) rejony. Sporo tu okrucieństwa i zwykłej podłości, niskich instynktów i woli przetrwania mimo wszystko, a także zwykłego pragmatyzmu, bo przecież, choć straszno i biedno, żyć jakoś trzeba. Mimo że w dramatyczny i bestialski sposób zostaje zamordowane czyjeś dziecko; mimo że kończy się zapas prochów; mimo że brakuje żywności… I można mieć tylko nadzieję, że Opiekun stanie na wysokości zadania i zadba, aby sprawiedliwości stało się zadość, bo na stróżów prawa w Podłym Mieście nie ma raczej co liczyć.

Nie znajdziecie tu lukrowanych obrazków. Jest brutalnie i szorstko. Obraz kreowany przez pisarza nie każdemu Czytelnikowi przypadnie do gustu. Mnie nie przeszkadza ani język, ani wizja świata. Podłe Miasto to dzielnica biedoty i marginesu społecznego, z całą przynależną takiemu miejscu zgnilizną moralną, specyficzną hierarchią wartości i poczuciem honoru. Podoba mi się zakończenie – nie ma to jak świadomość popełnionych błędów, a główny bohater jest człowiekiem myślącym i świadomym, zdaje więc sobie sprawę, kiedy triumf jest jedynie pozorem zwycięstwa. Polecam wszystkim tym, którzy nie wzdrygają się przed brutalnymi scenami i ostrym językiem. Niestety korekta, kolokwialnie rzecz ujmując, dała ciała; błędów jest za dużo i przeszkadzają w odbiorze – mnie rozpraszały przy czytaniu i wybijały z klimatu.

Jak dla mnie – inspirujący debiut debiut pisarza oraz kolejny dowód, jak ważna jest praca redaktora i korektora.

 

Dziękuję wydawnictwu Bukowy Las za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze