Drugi grób po lewej – recenzja

Podoba się?

Jakiś czas temu miałam okazję przeczytać “Pierwszy grób po prawej” Daryndy Jones, zapoczątkowujący nową serię wydawnictwa Papierowy Księżyc o Charley Davidson. Okazało się wtedy, co mnie niesamowicie cieszy, że nie był to czysty paranormal romance, a coś pomiędzy tym gatunkiem a urban fantasy. Chyba właśnie owe elementy urban przekonały mnie do sięgnięcia po kontynuację tej książki, “Drugi grób po lewej”. To oraz zachęty ze strony jednej z naszych gavranowych redaktorek. :-)

Główną bohaterką tego cyklu jest Charlotte Davidson, prywatny detektyw i kostucha w jednym – to drugie polega na byciu bramą “na drugą stronę”, przez którą zagubiona duszyczka musi przejść, by kontynuować swą podróż pośmiertną. Akcja “Drugiego grobu po lewej” zaczyna się tydzień po zakończeniu zdarzeń z poprzedniego tomu, gdy zamieszanie już powoli cichnie. Właśnie wtedy Cookie, osobista pomocniczko-sekretarka Charley, prosi ją o odnalezienie swej przyjaciółki, która nagle zniknęła i nie pojawiła się na umówionym spotkaniu. Do tego dochodzi jeszcze niezakończona sprawa Reyesa, tajemniczego, mhrocznego więźnia (czy raczej w tym momencie już uciekiniera). No bo też wyobraźcie sobie państwo, że ten to osobnik chce się pozbyć swego fizycznego ciała, a dokładniej chce dać mu umrzeć z powodu ran odniesionych w starciu z pewnymi demonami. Rzecz jasna Charley się to nie podoba, zatem natychmiast zaczyna poszukiwania, a musi się spieszyć, gdyż nie wiadomo, ile wytrzyma ranne ciało Reyesa.

Tak jak ostatnio mamy dwie równoległe sprawy, które nasza pani detektyw z całym zaangażowaniem rozwiązuje, jedną z nich rzecz jasna bardziej usilnie. To, co mnie cieszy, to fakt, że akcja nie toczy się tylko i wyłącznie naokoło romansu głównej bohaterki z tajemniczym przystojniakiem, ale że istnieje tu przeciwwaga dla owego wątku PR. Czyta się to naprawdę przyjemnie – nie wyskakują co strona słodkie słóweczka, a bohaterowie nie rzucają się na siebie w niepohamowanej chuci. Jest naprawdę ciekawie i wciągająco, i powtórzę – to naprawdę, naprawdę miło się czyta. Warto to podkreślić, gdyż obiektywnie patrząc, książka zdecydowanie nie jest wolna od wad – ale też jej celem nie jest zachwycanie, a dostarczanie rozrywki, lekkiej, łatwo przyswajalnej rozrywki.

Największy problem miałam chyba z bohaterami. Na pierwszy rzut oka nie byli oni raczej szczególnie irytujący ani nie męczyli (raczej można by o nich powiedzieć „skrojeni pod Czytelnika”), ale jeśli przeanalizuje się ich kreacje, zaczyna być wyraźnie widać, że nie wszystko zostało tu przemyślane. Zacznijmy może od Charley – miała być silną, zdecydowaną bohaterką, i właśnie taka jest, ale ponad to czasem bywa też nieco denerwująca. Autorka bardzo się starała, by Charley była zabawna, problem jednak w tym, że niekiedy przesadzała i w efekcie momentami jej bohaterka staje się raczej żałosna. Nie ma wyczucia czasu, niekiedy zabawne teksty rzuca nieco na siłę. Reyes z kolei jest niekonsekwentny – powinien być albo draniem, albo romantykiem – takie fochy i niezdecydowanie nie pasują do tego bohatera. Miał być rasowy przedstawiciel gatunku PR, czyli tajemniczy przystojniak z lekka z piekła rodem, i w zasadzie był, z tym że autorka chciała spełnić jak najwięcej oczekiwań, umieścić w Reyesie maksymalną ilość cech, które tak uwielbiają czytelniczki, i wbić się w “ten typ”, ale niestety nie umiała odsiać sprzeczności i połączyć tych wszystkich elementów w spójną całość. Niemniej oboje są interesującymi postaciami i ciekawie było ich poznawać, a także towarzyszyć Charley w rozwiązywaniu spraw (jako narrator dziewczyna się sprawdziła, nie nudziła).

„Drugi grób po lewej” jest lekturą relaksującą, osobiście nie męczyłam się przy niej nawet przez chwilę, a wręcz przeciwnie – raczej pędziłam po stronach, gdyż książka ta wchodzi bardzo lekko i bezproblemowo. Czyta się przyjemnie i można z nią miło spędzić czas, nie nudząc się przerażająco przewidywalnymi zdarzeniami czy porażającą naiwnością i pierdołowatością bohaterów.

Krótko pisząc, jest to naprawdę niezła mieszanka urban fantasy i paranormal romance, jednakże trzeba zaznaczyć, że jest to książka bardzo lekka. Wydawnictwo napisało kiedyś o tej książce w ten sposób: “To raczej nie jest książka z gatunku tych, które zachwycają. Może rozbawić i dostarczyć fajnej rozrywki, na co liczymy.” I miało tu rację. Jest to pozycja do pośmiania się, ale nie do analizowania i zachwycania się postaciami czy wykorzystanymi rozwiązaniami. “Drugi grób po lewej” jest po prostu książką ciekawą, lekką, przyjemną i wciągającą; może i jest pełna nieścisłości, ale mimo wszystko czyta się ją bezproblemowo i ekspresowo. Sięgać po nią należy nie w poszukiwaniu uniesień czytelniczych, ale po zwykłą rozrywkę – z bohaterami można spędzić przyjemnie wieczór, pośmiać się z nich i z ich wymian słownych. Polecam “Drugi grób po lewej” przede wszystkim właśnie w tym celu.

Tytuł: Drugi grób po lewej
Tytuł oryginału: Second Grave on the Left
Autor: Darynda Jones
Seria:  Charley Davidson
Tom: II
Format: 143×205
Oprawa: miękka
Liczba stron: 388
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
Tłumaczenie: Anna Pochłódka-Wątorek
ISBN: 978-83-61386-33-9

Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

7 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze Najwyżej oceniane
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Dizzy

Jeszcze nie miałam przyjemności z tą serią, w sumie to kompletnie o niej zapomniałam. Zarezerwowałam ją sobie właśnie w bibliotece ;D

 
Sophie

Cieszę się. Podzielisz się z nami opinią po przeczytaniu? :)

 
Dizzy

Jasne ;)

 
Xiamara

Seria jest świetna :) Lekka i przyjemna. Przeczytałam 5 wydanych części i już się nie mogę doczekać co autorka dalej wymyśli. Pierwszą przeczytałam wydaną u nas, a że byłam ciekawa co dalej, z resztą zaznajomiłam się w oryginale. I tylko do tej pory włos mi się jeży na głowie, że przetłumaczono słowo Dutch, którym Reyes nazywa Charley jako Holenderka… Holenderka kojarzy mi się z krową… (i narodowością oczywiście). A oprócz swoich sporych “dziewczynek” jak je określa Charley, to ma ona z krową raczej niewiele wspólnego. W książce “Dutch” nie ma kompletnie nic wspólnego z Holandią, ale o tym mowa jest dopiero w tomie czwartym. I pozostaje mi czekać na tom nr 6, bo autorka jak zwykle zostawiła czytelniczki z zakończeniem, przez które łaknie się WIĘCEJ!!! Rzekła książkoholiczka :D

 
Xiamara

Widziałam, jak mi jakoś w księgarni książka wpadła w ręce :) Raz zostawili tylko zwrot “Dutch, Holenderko”, jako łącznik z poprzednim tomem, a potem już używają samego Dutch. Nie wiem jak to wygląda w trakcie tłumaczenia, ale czy takich rzeczy nie można skonsultować z autorką? Czy tłumaczyć czy zostawić? Nazwy które Charley nadaje swoim częściom ciała też są inne, ale tu akurat zmiana wyszła nieźle.

 
mengedda

Kurde, czytałam tylko fragment pierwszej części i był świetny (taki właśnie jak wspomniano, lekki + poczucie humoru)! Muszę wreszcie przeczytać oba tomy. :)