“Coś na progu” fantastyki, czyli słów kilka o weird-fiction w Polsce

Podoba się?

cover_CNP10_grudzienKiedy w 2012 roku na polski rynek wydawniczy trafił magazyn „Coś na progu”, rodzimi fani pulpu, kryminału, fantastyki, horroru oraz wszystkiego, co może skryć się pod określeniem „weird”, w końcu dostali gazetę, która sprostałaby ich oczekiwaniom. Fakt, że w epoce e-zinów słowo drukowane ma coraz mniej zwolenników, jakoś nie przestraszył wydawców, liczących, iż grupka 2000-3000 fanów utrzyma czasopismo. I chyba wiele się nie pomylili.

Pierwszy numer był nieco ponad osiemdziesięciostronicową broszurką formatu zeszytowego, tak cudownie mieszczącego się w torebce, natomiast jubileuszowy i zarazem najbardziej aktualny numer zwiększył swoją objętość niemal dwukrotnie, dostarczając przy tym więcej treści niż niejedna, sztucznie pogrubiona powieść. Każde z wydań opiera się na temacie przewodnim (steampunk, potwory, heroiny), bardzo szeroko omawianym przez publikowane artykuły, oraz na stałych punktach programu takich jak strefa kryminału, komiks czy granie bez prądu.

Z początku magazyn miał pojawiać się co dwa miesiące i przez blisko rok od czasu pierwszego wydania twórcom sztuka ta całkiem nieźle się udawała. Potem zaczęły pojawiać się schody, przede wszystkim w postaci problemów technicznych czy niesnasek na szczeblu wydawniczym, które zaowocowały „przeżegnaniem się” z wydawnictwem Dobre Historie na rzecz Twoich Historii. Fani jednak zdawali się nie zawodzić, tłumnie odwiedzając stoiska wydawnicze na wszelkiego rodzaju fantastycznych imprezach (m.in. na tegorocznym Pyrkonie) i wspierając projekty, rozpoczynane przez twórców ich ulubionego czasopisma.

Ich cierpliwość została poważnie wystawiona na próbę, w trakcie oczekiwania na numer 10 CNP, którego premiera była szumnie zapowiadana na początek maja. Powstała nawet specjalna strona odliczająca czas do premiery http://cosnaprogu.com/. Gazeta jednak nie wyszła, a kolejne zapewnienia twórców, co do następnych terminów z czasem zaczęły wywoływać u czytelników reakcje alergiczne. Wiadomo, wydawanie trudną i niewdzięczną robotą jest, lecz ponad półroczny okres oczekiwania stał się prawdziwym sprawdzianem wiary dla czytelników. Pewnie dlatego redakcja zdecydowała się na wypuszczenie elektronicznej wersji tegoż numeru zupełnie za darmo oraz na ogłaszanie konkursów, w których będzie można zdobyć wydania papierowe. Całkiem niezły początek ratowania nadwątlonej reputacji.

Co więc dostaje stęskniony czytelnik, który ze strony http://cosnaprogu.blogspot.com/ pobierze plik PDF z magazynem? Przede wszystkim przywita go świetna okładka z grafiką autorstwa Daniela Grzeszkiewicza. Wbrew pozorom nie jest to obrobione w photoshopie zdjęcie, ale praca, w której każda kreseczka została stworzona ręką artysty, co od najwcześniejszych numerów fanzinu jest elementem wyróżniającym ten magazyn na polskim rynku wydawniczym. Motywem przewodnim #10 CNP są tym razem szaleni naukowcy i ich dzieła, dlatego też znajdziemy w nim teksty o Docu Brownie z „Powrotu do przyszłości”, niedocenionym Nicoli Teslie czy tajemniczej wyspie doktora Moreu oraz historie Golema czy „przepis” na własnego potwora Frankensteina. Nie są to tematy, które wystraszyłyby przeciętnego gimnazjalistę, a jednak ten konkretny numer posiada obostrzenia wiekowe, pyszniące się na okładce znaczkiem +18. Nie jest to bynajmniej wydumany zakaz, gdyż obok fikcyjnych i ekscentrycznych geniuszy są opisani także naukowcy za nic mający sobie etykę zawodową czy ludzkie życie, przez co, czy to w wyniku zbyt bujnej wyobraźni, czy też zbyt rzetelnych opisów, przez niektóre treści zwyczajnie nie byłam w stanie przebrnąć.

Oprócz artykułów tematycznych czas umilą nam felietony dość niespodziewanego autorstwa, recenzje i opisy gier, teksty starające się wniknąć w umysły znanych przestępców oraz opowiadania i komiksy obejmujące sobą zarówno wątki fantastyczne, jak i te zaczerpnięte wprost z horrorów.

Szata graficzna numeru utrzymana jest w czarno-białym, nieco niepokojącym klimacie. Rysunki stanowiące tło i ilustracje poszczególnych tekstów z jednej strony budują nastrój, stanowiący o oryginalności pisma, ale momentami zaburzają odbiór zawartych w nim tekstów, sprawiając, że stają się mało czytelne. To i drobne niedopatrzenia redaktorskie można jednak wybaczyć ze względu na wysoki poziom publikowanych tekstów. Bez wyrzutów sumienia mogę stwierdzić, że są napisane rzetelnie i z obszernym znawstwem tematu. Jeśli któryś mi się nie podobał, to nie ze względów technicznych, merytorycznych czy stylistycznych, ale dlatego, iż nie przypadła mi do gustu jego myśl przewodnia.

Jedynym, co tak naprawdę można zarzucić redaktorom, jest brak właściwej organizacji, przez którą #10 CNP fani dostali tak późno, oraz informacje wprowadzające w błąd odnośnie terminu jego wydania. Zdaję sobie sprawę, że część czynników, wpływających na ten poślizg, zupełnie od nich nie zależała, a marudny czytelnik nie widzi całej pracy włożonej w przygotowanie gazety, jednak licznik, który miał odmierzać czas do premiery, naliczający obecnie dni ich haniebnego poślizgu, naprawdę mogliby wyłączyć. Do samego magazynu nie ma się co przyczepiać. Jeśli kolejne numery utrzymają jego poziom i będą wychodzić z nieco większą regularnością, istnieje spora szansa, że wyrosną na szacowną markę weird-fiction w Polsce.

Czego mógłby szukać miłośnik fantastyki w tym nieco niszowym magazynie? Przede wszystkim wiedzy, wyjaśnienia motywów już dobrze mu znanych. Poszerzenie horyzontów, uświadomienia sobie, jak szeroki wachlarz tytułów, autorów i przygód oferuje mu gatunek, który wybrał na swój ulubiony, oraz spojrzenie pod innym kątem na coś, co wydawało się znane i oczywiste. To właśnie daje swoim czytelnikom „Coś na progu”. Czy warto było tyle czekać na jubileuszowe wydanie? Na to pytanie musicie odpowiedzieć sobie sami. Moje zdanie już znacie.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze