Asgaria. Falcon – recenzja

Podoba się?

Książka Grzegorza Wójcika to debiut tego autora na rynku wydawniczym. „Asgaria: Falkon”, jak informuje nas blurb, jest powieścią z pozoru nierealistyczną, lecz w rzeczywistości opowiada ona o teraźniejszości, pokazanej  w krzywym zwierciadle.

 Cała historia zaczyna się, kiedy Slanzer, młody adept magii, dołącza do tajemnej organizacji AWE, mającej na celu ochronę porządku w świecie Asgarii. I tak w skrócie można opisać fabułę, ponieważ jest to w pewnym sensie książka „płynna” – co chwila jest nowe zadanie, mamy do czynienia z nowymi postaciami czy kłopotami. I tu zaczyna się pewien problem, jaki miałam z tym bohaterem – mimo że autor opisał nam wiele przygód Slanzera, począwszy od tych stricte fantastycznych (jak zabranie bestii ze wsi Zielonki), kończąc na historiach mogących wydarzyć się w naszych czasach (Marsz Dewiantów), ten nigdy nie zrobił błędu. Jest to dziwne, ponieważ młody mężczyzna, z krótkim stażem w tej organizacji, powinien choć raz się potknąć (co dodałoby tej książce dramatyzmu), jednak tutaj nic takiego nie miało miejsca. Co dziwniejsze, bohaterowie, którzy byli w AWE wcześniej, słuchali się go jak przywódcy i czekali aż Slanzer coś wymyśli.

I jak mowa o reszcie postaci, to autor chyba nie potrafił się zdecydować na ich ilość – i to niestety działa na minus. Każdą z nich poznajemy na chwilę, dostaje ona jakąś cechę i gdzieś później znów pojawia się w fabule –jednak nic nas nie obchodzi, co się z nią dzieje. Niestety, z tego powodu bohaterowie wydają się też bardzo papierowi i mimo tego, że niektórzy z nich mogą wzbudzać ciekawość, jednak ich potencjał nie jest wykorzystany. Mnie osobiście na początku spodobała się Rienna, silna i odważna czarodziejka, której niestety późniejszą rolą było tylko flirtowanie lub dokuczanie Slanzerowi. I w ten sposób cała sympatia wyparowała i pozostała niechęć.

Duża ilość bohaterów powodowała również spłycenie pewnych wątków fabularnych – jak np. wtedy, gdy jedna z agentek AWE została przemieniona w bestię i z pewnych przyczyn zmuszało ją to do miłości do Slanzera  – oprócz tego, iż wyznała mu, że „zaczyna myśleć o nim inaczej”, i jednego pocałunku nie było po tym więcej żadnych konsekwencji. A szkoda, ponieważ mógłby to być naprawdę ciekawy wątek, który również pokazałby obie te postacie w innym świetle.

Z fabułą też był pewien problem – było po prostu za dużo różnych motywów. I mimo że różnorodność książki była dobrym, ciekawym rozwiązaniem, to wydaje mi się, że można by lepiej wykorzystać ich potencjał. Co więcej, z powodu tego, że wszystkiego było za dużo, wszystkie ciekawsze wątki jak np. problem z moralnością członków AWE, po krótkiej dyskusji zostały zamiecione pod dywan. A mogłoby to rzucić nowe światło na postacie, zwłaszcza na głównego bohatera, który co chwila zdobywał nową moc i nie miał żadnych zawahań – również ci, którzy wyczuwali, że Slanzer gra w niebezpieczną grę, traktowali tę sprawę bardzo lekko.

Warto jest jeszcze wspomnieć o świecie przedstawionym w powieści – Asgarii. Szkoda, że Grzegorz Wójcik nie zdecydował się zrezygnować z całej otoczki fantasy i opisać po prostu nasz świat, ponieważ jego groteskowa, choć często prawdziwa, wizja była najlepszą częścią książki. Nieraz obrazoburczą, nieraz krzywdzącą, lecz również wyśmiewającą nasze przywary. A tak czułam trochę niezgodność w Asgarii – z feministkami, narodowcami i potworami wrzuconymi do jednego kotła i potraktowanymi po macoszemu.

Grzegorz Wójcik miał bardzo ciekawy pomysł i dużą ambicję – i niestety, ta ambicja przeważyła. Wszystkiego jest o wiele za dużo, co o wiele spłyca powieść, zamiast ją urozmaicić. A szkoda, ponieważ gdyby wyciąć połowę bohaterów oraz wątków – i zostawić je na przyszłe części – byłaby to fantastyka na naprawdę dobrym poziomie.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze