Dzieci Diuny – recenzja

Podoba się?

To już mój drugi powrót na Arrakis – pustynną planetę zamieszkałą przez Fremenów, którą tubylcy nazywają Diuną. Swoje poprzednie wizyty opisałem tutaj („Diuna”, „Mesjasz Diuny”). Za każdym razem jest to inne miejsce. Zmiany nie ograniczają się jedynie do klimatu, ale przede wszystkim tyczą się mieszkańców Arrakis. Fremeni powoli zapominają o dawnych zwyczajach, pozwalających przetrwać w niegościnnych warunkach Diuny, na rzecz wygodnictwa.

Minęło dziewięć lat od finału „Mesjasza Diuny”. Zakończenie tej powieści bardzo mnie zasmuciło, ponieważ nie miałem pojęcia, jak potoczą się dalsze losy planety i jej mieszkańców bez Paula Muad’Diba, który odszedł na pustynię. Sprawująca pieczę nad fremeńską religią Alia przejmuje należący do jej brata Imperialny tron. Były władca swoją najcenniejszą spuściznę – dwójkę dzieci, bliźnięta Leto II oraz Ganimę – przekazał pod opiekę Stilgarowi. Przez te kilka lat również w życiu Lady Jessiki nastąpiły zmiany. Zamieszkała na Kaladanie, planecie należącej do rodu Atrydów, i wróciła na łono Bene Gesserit – żeńskiego zakonu odpowiadającego za religię w uniwersum, zanim Paul sprowadził na zamieszkałe światy dżihad.

Muszę przyznać, że miałem opory, żeby w ogóle przeczytać „Dzieci Diuny”. Brakowało mi chęci poznawania dalszego ciągu historii Arrakis, podążając śladem kogoś innego niż Muad’Dib. W końcu jednak zapragnąłem dowiedzieć się, co nowego słychać na tej pustynnej planecie i u jej mieszkańców. Tym razem towarzyszyłem niezwykłym dzieciom byłego Imperatora. Chociaż mają one zaledwie po dziewięć lat, to zachowują się jak osoby dorosłe, ponieważ są przednarodzonymi jak ich ciotka Alia. Mają świadomość, pamięć i doświadczenia dziesiątków wcześniejszych pokoleń. „Dzieci Diuny” przedstawiają historię bliźniąt, które kiedyś przejmą tron po swoim ojcu. Nie wszystkim jednak ten stan rzeczy odpowiada. Przedstawiciele rodu Corrinów ciągle nie przeboleli utraty wpływów i pragną zemścić się na Atrydach oraz odzyskać to, co kiedyś należało do nich. Bene Gesserit nadal próbują kontynuować swój wielopokoleniowy eugeniczny program, mający na celu stworzenie Kwisatza Haderacha i zyskanie dzięki niemu jeszcze większej władzy. Na potomków Paula czeka zatem cały szereg niebezpieczeństw. Jedni pragną zgładzić dzieci, a inni wykorzystać je dla własnych profitów. Leto i Ganima muszą nie tylko przetrwać, ale także zmierzyć się z problemem zagrażającym całej Diunie. Wiele lat temu Liet-Kynes zapoczątkował plan ekologiczny, mający na celu sprowadzenie wody na pustynną planetę, później ten projekt kontynuował Muad’Dib. Niestety żaden z nich nie przewidział, jakie zagrożenia dla Fremenów oznacza to przedsięwzięcie. Na dawne Arrakis nigdy nie spadła kropla deszczu, obecnie w powietrzu czuć przyjemną wilgoć, coraz więcej roślin spotyka się na powierzchni globu. Jednakże wielkie marzenie Fremenów o wodzie może doprowadzić do ich upadku.

Historia przedstawiona w książce nie jest jednowątkowa. Oprócz perypetii bliźniąt Czytelnik śledzi również losy Alii, która zmaga się z podszeptami mieszkających w niej złych duchów. Wewnętrzna walka regentki wpływa również na Duncana Idaho – jej męża, wywołując jego dezorientację i utrudniając podjęcie decyzji. Nową postacią w „Dzieciach Diuny” jest głoszący bluźnierstwa o Muad’Dibie Kaznodzieja. Grono jego wyznawców systematycznie rośnie, a to, co opowiada, staje niczym ość w gardle Alii, która bojącej się utraty władzy Alii niczym ość.

Na początku fanom cyklu może doskwierać brak Paula, ale poznając bliżej bliźnięta, coraz bardziej dostrzega się w nich cechy rodziców. Słuchając, w jaki sposób Leto II przemawia do innych, próbuje wymusić bądź coś wytłumaczyć, odnosi się wrażenie, jakby to Muad’Dib występował zamiast syna. Natomiast Ganima stanowi oparcie dla brata, jak niegdyś jej matka dla Paula. Jednak, pomimo uderzającego podobieństwa do rodziców, nowi bohaterowie posiadają swoje własne, oryginalne charaktery.

Frank Herbert po raz kolejny mnie zaskoczył. „Dzieci Diuny” zachwycają niesamowicie wciągającą fabułą z wieloma zwrotami akcji, równie dobrze wypadają same postacie, które z upływem czasu pokazują swoją inną stronę, przez co na nowo się je odkrywa. A dalsze poznawanie zdumiewającego, olbrzymiego uniwersum stworzonego przez autora, sprawia Czytelnikowi wiele radości, ponieważ dzieje się w nim naprawdę dużo i to nie tylko na samej Arrakis, ale również na Selusa Secundus, gdzie przebywa ród Corrinów.

Pomimo moich początkowych wątpliwości „Dzieci Diuny” okazują się tak samo dobre, jak poprzednie tomy cyklu. Na koniec chciałbym oznajmić, że podtrzymuję swoje zdanie, które wyraziłem w podsumowaniu recenzji „Mesjasza Diuny”. Nadal uważam, że jest to dopiero początek długiej przygody i szczerze polecam Wam nie tylko ten tytuł, ale również całą serię. Pamiętajcie, aby zacząć od pierwszej części.

Autor: Frank Herbert
Tytuł oryginału: Children of Dune
Tłumaczenie: Andrzej Jankowski, Marek Marszał
Cykl: Korniki Diuny, tom 3
ISBN: 978-83-7301-726-9
Oprawa: płótnopodobna z obwolutą
Ilość stron: 528

Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze