Klucz Blackthorna – recenzja

Podoba się?

Wydawać się może, że literatura młodzieżowa potrafi być dziecinna, prosta i oferuje rozrywkę niezbyt wysokich lotów. W większości przypadków pewnie tak jest, ale chyba bez problemu w tym gatunku znajdzie się sporo powieści, przy których przyjemnie spędza się czas. Najlepszym tego przykładem jest mój ulubiony cykl o Harrym Potterze, czy równie ciekawa i zabawna seria o przygodach Percy’ego Jacksona. „Klucz Blackthorna” Kevina Sandsa zalicza się do młodzieżówek, ale czy warto sięgnąć po ten tytuł, dowiecie się z dalszej części mojej recenzji.

Autor w swojej książce zabiera nas do Anglii z 1655 roku. Siedemnastowieczny Londyn to typowa duża aglomeracja z różnorodnym społeczeństwem. Dlatego też nikt za bardzo nie zwraca uwagi, gdy jakiś bezdomny zniknie z ulic miasta. Sytuacje nie ulega również zmianie, kiedy stróże prawa zaczynają znajdywać zmasakrowane zwłoki aptekarzy. Ludzie szepczą między sobą, że za tymi brutalnymi mordami stoi Kult Archanioła – tajna organizacja, o której nie wiadomo zbyt wiele, chociaż krążą pogłoski, że członkowie tej grupy pragną obalić króla i przejąć władzę w kraju. Naszym przewodnikiem po cuchnących rynsztokiem uliczkach oraz mrocznych zaułkach z czającymi się w nich zbirami jest terminujący u aptekarza Benedicta Blackthorna czternastoletni Christopher Rowe.

Fabuła powieści młodzieżowych czasem potrafi być schematyczna i zazwyczaj prezentuje nastoletnich bohaterów biorących w swoje ręce ważkie, często niebezpieczne, skomplikowane oraz trudne sprawy, z którymi nie potrafią lub nie chcą sobie poradzić dorośli. W przypadku książki Kevina Sandsa jest podobnie, tylko z tą drobną różnicą, że chłopak, zamiast zmagać się z globalnym zagrożeniem, musi stawić czoła bardziej osobistym sprawom.

„Klucz Blackthorna” przedstawia poukładane życie Christophera Rowe’a. Młodzieniec w ciągu dnia pomaga w sklepie swojego nauczyciela, później spędza długie godziny na nauce, czasem uda mu się spotkać ze swoim najlepszym przyjacielem, Thomasem Bailey’em. Młody uczeń aptekarza jest wyjątkowo sympatyczny, pracowity i bystry, a zdobytą wiedzę wykorzystuje w przedziwnych, niepochwalanych przez swojego mentora eksperymentach, typu zbudowanie armaty. Życie bohatera wywraca się do góry nogami, gdy zostaje zamordowany jego mistrz. Chłopak w jednej chwili traci dom, jak również człowieka, który był dla niego niczym ojciec. Christopher pragnie odnaleźć osobę odpowiedzialną za brutalne zabójstwo Blackthorna i zemścić się na niej. Dodatkowo wychodzi na jaw, że nauczyciel młodzieńca nie do końca był tym, za kogo go wszyscy mieli. Skrywał wielki sekret, a żeby odkryć prawdę, Rowe musi solidnie pogłówkować, by rozwiązać pozostawione przez mistrza zagadki.

Książka Kevina Sandsa pozytywnie mnie zaskoczyła ciekawym pomysłem na zaprezentowanie aptekarzy jako elitarnej, potężnej organizacji. Autor do swojej koncepcji dorzuca dziwne rzeczy pokroju produkcji prochu – w końcu przedstawiciele tej profesji powinni używać swojej wiedzy do leczenia i pomagania ludziom, a nie powodować u nich trwały uszczerbek na zdrowiu. Powieść czyta się łatwo i przyjemnie. Prosto skonstruowane dialogi, szybko rozwijająca się historia połączona ze sporą dawką akcji i paroma pomysłowymi zwrotami fabuły mogą przypaść niejednemu Czytelnikowi do gustu. Autor dobrze odwzorował realia siedemnastowiecznego Londynu, miasto jest trochę mroczne, zatęchłe i niebezpiecznie. Metropolię zamieszkuje różnorodne społeczeństwo, obok siebie żyją zamożni szlachcice, przedstawiciele potężnej gildii aptekarzy, czy też zwykli szarzy ludzie. Również główny bohater zasługuje na uwagę – przypomina mi trochę młodszą wersję MacGyvera. Obie postacie mają kilka cech wspólnych: są bystrzy, mają obszerną wiedzę i potrafią jej użyć na wiele sposobów, nawet jako broń, często także wpadają w tarapaty.

„Klucz Blackthorna” to pierwsza książka Kevina Sandsa i jak na debiut wypada zaskakująco dobrze. Na największe słowa pochwały zasługuje kreacja głównego bohatera, który pomimo przeżycia wielkiej straty, nie poddaje się ogarniającemu go smutkowi i rusza dalej, realizując plan działania mający doprowadzić go do mordercy mistrza. Ciekawie także wyglądają przewidziane dla starszego odbiorcy sceny pojedynków z dużą ilością krwi. Pisarz nie przedstawia w tych fragmentach tylko postaci machających szabelkami bądź uderzających pięścią po twarzach oponentów, w zasadzie można powiedzieć, że jest bardzo kreatywny w tej materii. Opisy nie są prostackie, czy też ordynarne, raczej są, a co najważniejsze nie powodują u młodzieży koszmarów sennych. Niestety autorowi nie udało się uniknąć kilku wpadek. Największe zastrzeżenia mam do niskiego poziomu zagadek czekających na Rowe’a – są łatwe, a rozwiązywanie ich nie daje satysfakcji. Trochę szkoda, ponieważ właśnie one mają najbardziej przypodobać się młodszemu Czytelnikowi.

Kevin Sands stworzył interesującą historię mającą potencjał na o wiele lepszą kontynuację. Ciekawi mnie również, jak dalej będzie się rozwijał autor. Zdecydowanie jest to tytuł, przy którym można przyjemnie spędzić weekend, ponieważ szybko wciąga, a chęć poznania, co też jeszcze Christopher może wykombinować, trzyma do samego końca.

Autor: Kevin Sands
Tytuł oryginału: The Blackthorn Key
Tłumaczenie: Aleksandra Stan
ISBN: 9788328042384
Oprawa: miękka
Ilość stron: 364
Data wydania: 1 marca 2017

Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze