Bez serca – Marissa Meyer – recenzja przedpremierowa

Podoba się?

Kilka lat temu natrafiłam na Sagę Księżycową, która okazała się ciekawym rozwinięciem pomysłów z baśni, takich jak Kopciuszek czy Czerwony Kapturek, potem niestety słuch o ostatnich tomach cyklu zaginął. Aż do zeszłego roku, kiedy to Papierowy Księżyc ogłosił, że przejmuje tę serię i podejmie się wydania jej w całości. Jednak zanim się za to weźmie, wypuści coś zupełnie nowego – nieznaną dotąd w Polsce książkę „Heartless”, czyli „Bez serca”. I jak się okazuje, również w tym tytule autorka nie odchodzi od inspirowania się bajkami. Nowa powieść Marissy Meyer to wariacje na temat „Alicji w Krainie Czarów”. Tym razem w formie jednotomowej opowieści.

Akcja zawiązywała się dość powoli, a początek był lekko dezorientujący, zwłaszcza dla kogoś, kto – tak jak ja – nie zapoznał się wcześniej z opisem. Na pierwszych stronach bowiem zaglądamy do kuchni, w której to bohaterka pichci tarty z cytryn, pochodzących ze snu. Dziwne? Nie tak bardzo, gdy weźmiemy pod uwagę, że trafiamy do królestwa do złudzenia przypominającego Krainę Czarów, gdzie natykamy się na Kota z Cheshire czy pomysł grania w krokieta przy pomocy flamingów w roli kijów.

Główną bohaterką jest córka markiza, Catherine Pinkerton, marząca o otworzeniu swojej własnej cukierni, jednak… takie zajęcie nie przystoi potomkini arystokraty – dziewczę powinno być miłe, zwiewne, zgodne i z całą pewnością winno trzymać się z dala od interesów. Dziewczyna ma jednak wielkie plany i nadzieję, że uda jej się przekonać do nich rodziców. Z tym że zamysły mogą jej pokrzyżować zamiary Króla Kier – człowieczka o niezbyt lotnym umyśle, za to dość żwawego i skaczącego to tu, to tam, jak mała piłeczka – wypisz, wymaluj mały chłopiec. Stwierdził on bowiem, że przydałaby mu się małżonka… Nietrudno zgadnąć, że to na Cath spadnie ten „obowiązek”. Jak tu odmówić królowi? Zwłaszcza biorąc pod uwagę presję społeczną na bycie zgodną, układną i posłuszną. Pewnego zamieszania narobi też nowy trefniś władcy, wykazujący zainteresowanie młodą cukierniczką, skrywający w swym kapeluszu niejedną tajemnicę.

Po powyższym opisie przypuszczalnie nietrudno wpaść na pomysł, jak rozegra się cała sytuacja. Powiem szczerze, że sięgając po tę powieść, miałam nadzieję na nieco inną fabułę. Liczyłam na to, że wątek romantyczny nie będzie zbyt rozbudowany, a pierwsze skrzypce zagra jakiś mocny element, który zapewni ekscytującą i ciekawą akcję. Niestety nie do końca tak było. Przez większość czasu narracja skupia się wokół Cath i jej problemów z królem i trefnisiem, a także marzeniach o cukierni. Elementy te w zasadzie zdominowały całą resztę, która – gdyby została rozwinięta – byłaby świetnym szkieletem dla wciągającej fabuły. Nie zrozumcie mnie źle – to przyjemna, interesująca powieść, tyle że koncentrująca się na uczuciach córki markiza i zmianach zachodzących w niej samej (a wierzcie mi, są to zmiany naprawdę istotne, co również ciekawie się obserwuje). Zatem jeśli komuś to nie przeszkadza, śmiało powinien po tę książkę sięgnąć, ponieważ poza tym jednym zarzutem żadnych większych nie mam.

Na pewno warte zauważania są świetne kreacje bohaterów – Marissa Meyer stworzyła wiele różnorodnych osobistości, zapadających w pamięć i nieco przerysowanych (ale czego innego spodziewać się po Krainie Czarów?). Niektórzy są szaleni, inni zaskakujący, jeszcze inni tajemniczy do samego końca. Pisarka wprowadziła tu liczne postacie, które albo przyczyniają się do popchnięcia fabuły do przodu, albo jedynie tworzą całą tę niestandardową, pokręconą otoczkę świata istniejącego niejako poza zasadami.

Ponieważ mamy do czynienia z Krainą Czarów, można zapomnieć o regułach gry – wszystko może się zdarzyć, a szalone pomysły są wszechobecne. To już nie jest magia, a bardziej absolutny surrealizm. Autorka w każdej chwili mogła zaskoczyć czymś zupełnie niespodziewanym. A jednak w większości powstrzymała się w tym względzie do kreowania w ten sposób otoczenia – tj. zamiast ingerować w istotę wydarzenia i czynić go nierealnym, budowała tak świat. Osobiście strasznie nie lubię autorskich zagrywek „bo tak, bo mogę” i cieszę się, że Meyer postawiła na tworzenie surrealistycznego nastroju, jednocześnie zachowując pewien realizm i zdrowy rozsądek w głównych punkach i zdarzeniach. Z reguły przynajmniej.

„Bez serca” to jednotomowa przygoda – nie będzie już żadnych kontynuacji i ciągów dalszych. W tym całym zalewie krótszych i dłuższych serii jest to w zasadzie odświeżające, że tu mamy tylko i wyłącznie tę jedną historię. A jej zakończenie niewątpliwie Was zaskoczy. Przy podsumowaniu powieści powiem tylko, iż osobiście liczyłam na coś innego, jednak książka została dobrze napisana, nie dłuży się ani nie nudzi dzięki zręcznemu stylowi pisarki. Sprawdźcie sami, co szykuje Kraina Kier.

  • tytuł: Bez serca
  • autor: Marissa Meyer
  • wydawnictwo: Papierowy Księżyc
  • tytuł oryginału: Heartless
  • data wydania: maj 2017

Z zawodu finansista, z pasji czytelnik. Redaktorka serwisu oraz moderator forum Gavran, okazjonalnie recenzentka.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze