Taniec marionetek – Tomasz Niziński – recenzja

Podoba się?

Po tych wszystkich latach masowego czytania książek wciąż niestety muszę przyznawać się do tego samego grzechu – jestem okładkową sroką. Okładki to moje nemezis. Chociaż przy tych „brzydkich” biorę poprawkę i potrafię mimo swoich animozji zdecydować trafnie – czy chcę czytać, czy nie – to te ładne zawsze są moją bolączką. Po prostu nie ma mowy, żebym z danej pozycji zrezygnowała. Kiedy więc macie obraz tej sytuacji przed oczami, możecie zrozumieć, jak wielkim zaskoczeniem było dla mnie, kiedy w Tańcu marionetek Tomasza Nizińskiego tak uzależniająco trafił do mnie… opis powieści.

Przeczytałam trzy pierwsze zdania i z miejsca byłam kupiona. Akurat znajdowałam się również w takim czasie, że masowo – książka po książce, książka po książce – czytałam polską fantastykę. Moim pytaniem nie było więc, czy przeczytam debiut tego autora, a kiedy. Okazja trafiła się dosyć szybko, a ja od razu zostałam pochłonięta przez przygody Siódmego Regimentu, unikatowej i jedynej w swoim rodzaju, licznej bandy postaci, którą to w niniejszym tekście bohaterami będę nazywać bardzo umownie.

Pierwszym, co ujęło mnie podczas czytania, był styl pisania Tomasza Nizińskiego. Niesamowicie lekki, wciągający. Autor ma ten specyficzny ton bajarza, jakim można czytelnikowi sprzedać kilka stron monologu czy opisu jakiejś instrukcji, w taki sposób, że ten nawet tego nie odczuje. Zazwyczaj od zastosowanej w tej powieści pierwszoosobowej narracji wolę trzecioosobową, ale – już po kilku stronach Tańca marionetek – trudno się nie zgodzić, że Niziński doskonale wie, co robi. Narracją nadaje całości wyjątkowy i jedyny w swoim rodzaju klimat, a w powietrzu unosi się delikatny posmak powieści łotrzykowskiej.

Łotrzyków mamy tu zaś od groma. Tak samo jak alchemików, złodziei, cwaniaczków i najemników gotowych ryzykować życiem – tyle że cudzym. Naszym bohaterom do tytułu tychże „bohaterów” naprawdę daleko. Jak donosi już sam opis książki, Tańcowi marionetek dużo brakuje do historii z ratowaniem świata, wzniosłymi czynami i legendarnymi wydarzeniami. To powieść o ludziach, którym najbliższa jest idea szybkiego zysku, a droga do niego niekoniecznie musi być usłana dobrymi czynami czy moralnymi zachowaniami.

Autor prezentuje paletę barwnych, żywo opisanych postaci. Chociaż jest ich wielu, czytelnik nie ma żadnego problemu z zapamiętaniem ich imion i odróżnieniem od reszty. Tutaj każdy ma własną historię, cel oraz motywację. No, prawie każdy, ale spieszę wytłumaczyć, że jeśli akurat któremuś z nich brakuje konkretnego celu czy motywacji, to tylko dlatego, że ten brak ma wpisany w życiorys – nie jest to żadna luka w powieści. Poza tym postacie kobiece – niesamowicie podobało mi się, jak różnorodnie i ciekawie zostały tutaj przedstawione. Nieodstawione na margines, interesująco wykorzystane na potrzeby fabuły, zajmujące istotne miejsca w samym Regimencie czy innych strukturach władzy.

Powieść jest napisana lekko, przystępnie i niezwykle plastycznie. Poza tym Taniec marionetek to książka niebywale zabawna – przynajmniej w moje poczucie humoru wstrzeliła się doskonale. Wspomniany zaś wcześniej humor występuje tu w wielu odmianach, lecz najczęściej chyba można spotkać ten czarny, odrobinę ponury, równocześnie dodający klimatu całości. Wspomnienia wart jest również świat przedstawiony – chociaż na początku jedynie porządnie zarysowany, to ze strony na strony czytelnik otrzymuje z niego więcej i więcej informacji. Mapa w głowie odbiorcy się powiększa, rzeczywistość staje się nagle szersza i o wiele bogatsza w szczegóły. Aż żal mi było kończyć lekturę Tańca marionetek i bardzo pozytywnie się zaskoczyłam, kiedy po ostatnim rozdziale znalazłam informację, że to tom pierwszy czegoś większego.

Tak naprawdę chyba jedynym moim problemem z tą historią jest fakt, że przez większość książki tak do końca nie było wiadomo, jaki cel przyświeca tym wszystkim wydarzeniom. Czy główny bohater posiada jakieś ukryte motywacje? Tajemnice? Miałam wrażenie, że jest wiele sekretów związanych z fabułą i postaciami, którymi autor jeszcze nie chciał się dzielić. Miałam również w głowie tę niedającą spokoju myśl, że Taniec… to powieść pojedyncza, więc z każdą przewróconą kartką rosła moja irytacja i niedowierzanie, bo odpowiedzi chciałam teraz, najlepiej już w tej chwili.

Poza tą jedną kwestią jestem całością naprawdę zachwycona. I jeżeli zauważyliście, że w całym tekście nie ma ani jednego zdania na temat samej fabuły książki, ani nawet wypisanego imienia którejkolwiek z postaci, to wiedzcie, że zrobiłam to całkiem celowo. Chcę żebyście zajrzeli na stronę wydawnictwa, przeczytali opis książki i – tak jak ja – po prostu zdecydowali ją przeczytać. Bawiłam się podczas lektury naprawdę przednio i mam nadzieję, że Wam również uda się powtórzyć to doświadczenie. Także myszka komputerowa/komórka/tablet w dłoń i… wyruszajcie na poszukiwania!

autor: Tomasz Niziński
tytuł: Taniec marionetek
wydawnictwo: Genius Creations
data wydania: 30 marca 2018
ISBN: 9788379951581
liczba stron: 392
kategoria: fantastyka, fantasy, science fiction
język: polski

Pełnoetatowa książkoholiczka i filmomaniaczka. Recenzentka - amatorka, szpanująca swoim talentem pisarskim i nie rozumiejąca, dlaczego nikt nie chce podziwiać blasku jej intelektu, który przecież razi wszystkich po oczach. Czasami o skłonnościach masochistycznych, wiecznie niewyspana. Niepoprawna romantyczka, marząca o naprawianiu świata. Ponoć mówią, że nocą staje się Nocnym Cieniem i szuka nowych, szeleszcząco - papierowych ofiar...

Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze