Podoba się?

Już po kilku pierwszych rozdziałach Mojej Jane Eyre udało się jej niemożliwe wręcz zadanie, któremu nie podołało całe mnóstwo innych pozycji oraz rekomendacji – skusić mnie do sięgnięcia po powieść jednej z sióstr Bronte. Po mojej źle wspominanej przygodzie z Wichrowymi wzgórzami w podstawówce postanowiłam bowiem nigdy więcej nie wracać do ich prozy. Jak się ostatnio okazało – bardzo nierozważnie, ale to opowieść na inny tekst.

Tymczasem piszę o tym na samym początku recenzji Mojej Jane Eyre z dwóch powodów. Po pierwsze – jakoś połowę tego retellingu przeczytałam bez znajomości prawidłowej historii, a resztę, mając już przynajmniej ogólny wgląd, czym od stu lat zachwycają się wszyscy czytelnicy. Po drugie – Hand, Ashton i Meadows udało się właśnie przekonać mnie, żeby nie zarzucać prozy sióstr Bronte, za co jestem im wdzięczna. Co nie zmienia faktu, że to jeden z naprawdę nielicznych plusów ich powieści.

Uwielbiam retellingi. Zanim sięgnęłam po Moją Jane Eyre, najpierw skończyłam naprawdę mroczną, ponurą i przepełnioną smutkiem oraz potworami dylogię o losach Alicji  autorstwa Christiny Henry. To, co autorzy powieści młodzieżowych potrafią zrobić z klasycznymi i od dawna znanymi nam historiami, czasem nie mieści się w głowie. Lecz to nie samo opowiedzenie wydarzeń na nowo czyni ją atrakcyjną. Bądźmy ze sobą szczerzy – lepiej lub gorzej, ale każdy potrafiłby do znanej opowieści dodać coś własnego. Uwielbiam retellingi, ponieważ niejednokrotnie czytałam książki, które potrafią wydobyć głębię, nadać jakiś ukryty sens bajkom, legendom czy mitom. I tak Kopciuszek może stać się cyborgiem walczącym o prawowity tron i losy swoich poddanych (Cinder Marissa Meyer), Dracula jest upartą, rozgoryczoną i pewną siebie nastolatką, której nie odpowiada los bycia zwyczajną żoną czy matką (And I Darken Kiersten White), a Alice to dorosła kobieta, uciekinierka – ciekawą świata i przygód dziewczynką była przed dziesięciu laty, kiedy to ten sam świat pozostawił ją złamaną oraz wykorzystaną (Alice Christina Henry).

I w tym trendzie retellingów łokciami i nogami miejsce próbują zrobić sobie autorki Mojej Lady Jane. Problem w tym, że obecnie to trudny rynek – mam wrażenie, że co miesiąc widzę w zagranicznych zapowiedziach gros nowości – a co za tym idzie, również bardzo wymagający. Więc w momencie, kiedy czytelnik sięga po znaną mu opowieść, aby poznać ją od innej strony, chciałby dostać coś więcej niż sam oryginał, a nie mniej. O ile trzy współautorki wyszły w Mojej Lady Jane obronną ręką, proponując coś interesującego, absorbującego i w pewien sposób świeżego, tak w Mojej Jane Eyre powinęła im się noga.

Nie chcę być melodramatyczna i pisać, że Charlotte Bronte płakałaby, gdyby to czytała, ale, ludzie, no naprawdę!, myślę, że najstarsza z sióstr zanosiłaby się szlochem bezsilności i złości. A przynajmniej ja bym się zanosiła, gdybym była autorką znanej książki, a ktoś później napisał mi jej retelling i miał czelność a) zamieścić mnie w tej powieści b) zarówno mi, jak i protagonistce dopisać wątek fangirlingu Zmierzchu czy innej książki, której nie lubię. Wiele można wybaczyć, ale naprawdę – są granice! Tymczasem Hand, Ashton oraz Meadows z powieściowej Charlotte oraz Jane zrobiły fankami Dumy i uprzedzenia, chociaż właściwa autorka Dziwnych losów Jane… twórczości Austen szczerze nie znosiła.

Jednak to tylko taki interesującej jakości gwóźdź do trumny, którą zbudowały sobie pisarki. Pomówmy może lepiej o samej książce.

Sam pomysł nie był głupi. Co jak co, ale trzeba przyznać, że historia miała niemały potencjał. Z uwielbianej, klasycznej opowieści zrobić książkę dla młodzieży, dodać wątek paranormalny w postaci duchów, wygładzić wszelkie możliwe ostre krawędzie opisanych przez Bronte wydarzeń, a poza tym podrzucić na próg kilku bohaterów szczęśliwe zakończenie i alternatywne motywy ich działań? Kto nie chciał by tego przeczytać? Widzicie, są takie ponadczasowe utwory, które znamy nawet bez ich przeczytania czy obejrzenia. Nawet jeśli nie oglądałeś/łaś ani razu w życiu „Gwiezdnych wojen” i tak wiesz, czyim ojcem jest Darth Vader. Mam więc wrażenie, że chyba każdy mól książkowy – nawet taki, który twórczości sióstr Bronte nie darzy uwielbieniem (jak ja) – wie, co pan Rochester ukrywa w swoim domu na strychu. A nawet jeśli nie – wiedzcie, że Hand, Ashton oraz Meadows ładnie udaje się w Mojej Jane Eyre z takich wątków wybrnąć, dopisując im ciekawe zwroty akcji. O ile Dziwne losy Jane Eyre miejscami są przerażające i naprawdę, cóż… dziwne, tak trzem autorkom udaje się ten element niepokoju i dziwności przenieść do swojej książki, lecz również odrobinę go utemperować, aby nadawał się do młodzieżówki.

I jak podobał mi się niesamowicie pomysł Towarzystwa Relokacji Dusz, duchów czy przeniesienia na karty powieści samej Charlotte Bronte i w sumie oddanie jej połowy czasu antenowego, tak samo wykonanie daje wiele do życzenia. Największy zarzut, jaki mam do Mojej Jane…, to sposób przedstawienia postaci. Ja rozumiem, że Moja Jane Eyre, podobnie jak Moja Lady Jane, ma parodiowe ciągoty. Jednak tutaj Charlotte i Jane są zwykłymi, naiwnymi, ciekawymi świata nastolatkami, które nie wyróżniają się spośród masy innych. Marzą o miłości od pierwszego wejrzenia, a historia ujmuje im intelektu, feministycznego zacięcia oraz powagi. Co i rusz miałam wrażenie, że pisarki opisują dwie nastolatki z XXI w., którym przyszło przez chwilę pożyć sobie dwa wieki wcześniej. Hand, Ashton oraz Meadows tak bardzo skupiły się na młodzieżowym i humorystycznym aspekcie książki, że zbyt mocno ją spłyciły i sprawiły, że całość straciła swój prawdziwy klimat, przesłanie, dla których mogliby po Moją Jane Eyre sięgnąć czytelnicy Dziwnych losów….

I tak z jednej strony zostałam z losami Jane Eyre spisanymi przez Charlotte Bronte. Przedzieram się przez nieco staromodny język, poznając perypetie młodej, niezwykle inteligentnej kobiety, której idee oraz przekonania sporo wykraczają poza jej czasy. To zaskakująca, a przy tym niespodziewanie też wciągająca lektura. Z drugiej jednak strony odkładam na półkę rozczarowanie w postaci Mojej Jane Eyre z myślą, że gdybym to właśnie tę powieść przeczytała w podstawówce, to może wtedy byłaby dla mnie miłym wspomnieniem.

tytuł: Moja Jane Eyre
autorki: Cynthia Hand, Brodi Ashton, Jodi Meadows
cykl: Ladyjanistki
wydawnictwo: SQN
tłumaczenie: Maciej Pawlak
tytuł oryginału: My Plain Jane
data wydania: 22 sierpnia 2018
ISBN: 9788381292498
liczba stron: 512

Pełnoetatowa książkoholiczka i filmomaniaczka. Recenzentka - amatorka, szpanująca swoim talentem pisarskim i nie rozumiejąca, dlaczego nikt nie chce podziwiać blasku jej intelektu, który przecież razi wszystkich po oczach. Czasami o skłonnościach masochistycznych, wiecznie niewyspana. Niepoprawna romantyczka, marząca o naprawianiu świata. Ponoć mówią, że nocą staje się Nocnym Cieniem i szuka nowych, szeleszcząco - papierowych ofiar...

Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze