Podoba się?

„Kroniki belorskie” autorstwa Olgi Gromyko to już szóste spotkanie Czytelników ze światem, który pierwszy raz poznać mogliśmy w książce „Zawód wiedźma”. Czy antologia okazała się równie udana jak poprzednie odsłony, czy też stanowi jedynie odgrzewany usilnie kotlet?

Zacznę od tego, że wydawnictwo Papierowy Księżyc długo kazało czekać fanom autorki na wydanie książki. Na rynku dostępny był box zawierający wszystkie części, ale osoby marzące jedynie o ostatniej z nich musiały wykazać się cierpliwością. Na szczęście, w końcu nadszedł ten dzień, w którym mogłam oddać się lekturze.

„Kroniki belorskie” to zbiór dziesięciu opowiadań, dzięki którym po raz ostatni możemy zanurzyć się w znane już uniwersum. Aczkolwiek, jeśli ktoś wcześniej nie miał styczności z twórczością Olgi Gromyko, antologia ta może być również dobrym wyborem na pierwsze spotkanie. Co prawda, w jednym z tekstów dostajemy pewne spoilery na temat tego, co wydarzyło się po zakończeniu „Wiernych wrogów”, lecz pozostałe opowiadania w żaden sposób nie popsują lektury którejkolwiek książek z cyklu.

Muszę przyznać, iż z jednej strony bardzo cieszę się, że „Kroniki belorskie” wreszcie trafiły w moje ręce, z drugiej trochę mi smutno. Świat Belorii oraz przygody W. Rednej były jedną z pierwszych serii fantasy, po jakie sięgnęłam, gdy zaczęłam się interesować tym gatunkiem bardziej na poważnie. A teraz ta podróż dobiega końca i trzeba pożegnać ulubione postacie. Ale na bok sentymenty.

Olga Gromyko przyzwyczaiła swoich fanów do humoru, wartkiej akcji oraz ciekawych bohaterów. Tym razem nie jest inaczej, a na kartach zbioru spotykamy osoby oraz stwory już znane, ale też całkiem nowe. Sama Wolha czy Len (od których przygód zaczął się belorski cykl) pojawiają się w owych historiach tylko symbolicznie, a ich imiona nawet nie padają. Jedynie opowiadanie „Wnyki na nekromantę” obraca się wokół znanych z „Wiernych wrogów” Szeleny i Weresa. Reszta pierwsze skrzypce oddaje nowym postaciom lub osobom, pojawiającym się kiedyś na drugim, a nawet trzecim planie.

Jak już wspomniałam, „Kroniki belorskie” składają się z dziesięciu opowiadań, jednakże dwóm z nich niewiele brakuje do zostania pełnoprawnymi powieściami. A przynajmniej stanowią ich mocne podwaliny. Część z nich zabiera Czytelników do czasów przed wydarzeniami serii o rudej wiedźmie czy historii pewnej wilkołaczycy, ukazując nam między innymi, w jaki sposób dogewskie wampiry odzyskały swego jasnowłosego władcę. Pozostałe natomiast prezentują nam czasy późniejsze bądź osadzone w równoległym okresie.

Szczerze powiedziawszy, trudno mi określić, która z historii najbardziej przypadła mi do gustu. Każda z nich napisana jest charakterystycznym dla autorki stylem, w którym humor miesza się z akcją i momentami grozy. Jednakże, jeśli już musiałabym wybierać, najprawdopodobniej na pierwszym miejscu znalazłoby się najdłuższe opowiadanie ze zbioru pt. „Proroctwa i inne takie”. Skupia się na całkiem nowych bohaterach, ale by dodać smaczku, wraz ze swoimi niecnymi zamiarami, przewija się tam pewna rudowłosa wiedźma z Dogewy. Głównymi postaciami natomiast są młoda pytia i jej młodszy brat, a całość opowiada o fortunnej (choć niektórzy mogliby mieć inne zdanie) zamianie ciał. Chętnie przeczytałabym osobną, pełnowymiarową powieść o kolejnych przygodach Riony i Dara. Oczywiście pozostałe opowiadania w żadnym stopniu nie są gorsze. Po prostu stanowią zamkniętą całość i chyba trudno byłoby na ich podstawie stworzyć coś więcej.

Tak jak w przypadku „Wiedźmich opowieści” Olga Gromyko skutecznie udowadnia, iż równie dobrze jak z powieściami radzi sobie z krótszą formą. Jej opowiadania są spójne, wciągające, bawią, ale też dają dreszczyk emocji. Autorce nie zabrakło pomysłów na coś nowego w już dawno stworzonym uniwersum, o którym można by pomyśleć, że zostało wyczerpane, a nowi bohaterowie są na tyle ciekawi, że chciałoby się ich spotkać ponownie.

Szkoda jedynie, że to ostatnie spotkanie Czytelników z Belorią, choć ja wciąż mam nadzieję, iż któregoś dnia  autorka zmieni zdanie i znów będzie dane nam wyruszyć na drogi i bezdroża tej krainy. Olga Gromyko wciąż pozostaje dla mnie królową fantastyki humorystycznej rodem zza wschodniej granicy. I chociaż konkurencja do tego tytułu jest całkiem spora i pozostaje w tyle o milimetry, osobiście po książki spod pióra autorki „Kronik belorskich” będę sięgać zawsze i w ciemno.

Cena rynkowa: 46,90 zł
Autor: Olga Gromyko
Data premiery: 24.04.2019
Seria wydawnicza: Kroniki Belorskie
Rok wydania: 2019
Oprawa: miękka
Liczba stron: 560
Format: 14.3 x 20.5 cm
Numer ISBN: 978-83-65830-14-2

Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze