Podoba się?

okładkaO ile zazwyczaj można powiedzieć, że czytelnik ma problem z książką, tak tutaj pasuje stwierdzenie, że książka ma problem z własnym autorem. Historia powstawania Rytmatysty (i jego wciąż niewydanej kontynuacji) stała się bowiem w pewnym momencie ciekawsza od samej powieści.

Dość znaną ciekawostką jest fakt, że po śmierci Roberta Jordana to Brandona Sandersona wybrano na osobę, która dokończy cykl Koło czasu. Po przeczytaniu notatek swojego poprzednika Sanderson jednak stwierdził, że nie uda mu się zmieścić tego materiału w jednym tomie i napisał trzy. Jak mu wyszło, nie mam pojęcia, ponieważ przygodę z Kołem czasu dopiero będę zaczynać. Co jest natomiast ważne dla tej recenzji to fakt, że – kiedy zadzwoniono do pisarza, aby złożyć mu tę niecodzienną propozycję – pracował on już nad pierwszą wersją Rytmatysty. Poprawki do niego oraz publikacja musiały jednak poczekać, aż autor upora się z nowym zadaniem. Tymczasem wciąż nienapisana i niewydana kontynuacja po dziś dzień czeka na swoją kolej.

Jest to pewien problem, ponieważ Rytmatysta to jedna z tych książek, od których nie możesz się oderwać podczas czytania i – chociaż po lekturze jesteś w stanie znaleźć w niej wiele mankamentów oraz trochę poużalać się nad fabularnymi decyzjami autora (co zamierzam zrobić za chwilę) – tak wciąż jednak sięgnąłbyś po kontynuację. I siedział z tą książką kolejne bite parę godzin, aby dowiedzieć się, co wydarzy się dalej. Rytmatysta nie potrafi bowiem istnieć jako pojedyncza historia. Kończy się również strasznym cliffhangerem. Ta opowieść po prostu wymaga kontynuacji. A, biorąc pod uwagę, że z jej wydaniem jest problem, sama pierwsza część trochę na tym traci.

Rytmatysta opowiada historię nastoletniego Joela, który jest matematycznym geniuszem i uczy się w prestiżowej Akademii Armediusa. Uczelnia specjalizuje się również w szkoleniu uczniów szkolących się na tytułowych Rytmatystów – osoby potrafiące ożywiać dwuwymiarowe, narysowane kredą istoty zwane kredowcami. Wybrani podczas tajemniczej ceremonii przez samego Mistrza, po swoim szkoleniu wyruszają w najdalsze zakątki Zjednoczonych Wysp, żeby walczyć z dzikimi kredowcami. Stanie się jednym z nich zawsze było największym marzeniem Joela, który – pomimo, że sam nie ma takich umiejętności – chciałby zgłębiać sekretną wiedzę i historię Rytmatystów. W końcu udaje mu się zdobyć stanowisko asystenta jednego z profesorów, jednak nie ma wiele czasu, aby się tym nacieszyć. Ktoś bowiem atakuje i porywa młodych adeptów tej tajemniczej sztuki. Główny bohater wraz z profesorem Akademii będą musieli rozwiązać zagadkę dziwnych napadów, zanim będzie za późno.

Brandon Sanderson przedstawia świat alternatywny, w którym Król Grzegorz III opuścił Brytanię oraz udał się do Stanów Zjednoczonych, gdzie odkrył, jak ożywiać dwuwymiarowe rysunki i stał się pierwszym Rytmatystą. W ten sposób stał się przywódcą religijnym i zaczął brać pod swoje skrzydła pierwszych uczniów, którym udało się przejść tajemniczą ceremonię przyjęcia. Akcja ma miejsce w XIX wieku, więc autor stawia na brak innych nowinek technologicznych, bohaterowie używają świec, a najczęstszą metodą podróży jest przejazd pociągiem. Pisarz wykreował prostą w odbiorze rzeczywistość, w której nasz główny bohater tak naprawdę nie jest nikim ważnym.

Myślę, że ta jego przeciętność, brak umiejętności, jakie posiadają Rytmatyści, to największa zaleta Joela. Mimo faktu, że w wielu wypadkach chłopak radzi sobie w matematycznych obliczeniach czy tworzeniu odpowiednich kształtów geometrycznych lepiej od studentów rytmatystyki, nie będzie miał szansy nim zostać, ponieważ brakuje mu umiejętności samego ożywiania rysunków. Sanderson genialnie paruje jego postać z nastoletnią Melody – odrobinę egocentryczną dziewczyną, która szkoli się na Rytmatystę, lecz szczerze tego nienawidzi oraz wie, że w tych sztukach jest zwyczajnie kiepska. Dlatego też na wakacje zostaje zapisana na zajęcia wyrównawcze do profesora, którego Joel jest w tym samym czasie asystentem. Relacja obydwojga młodych bohaterów została poprowadzona niesamowicie ciekawie. Z jednej strony Joel – dostał się do szkoły dzięki stypendium, ponieważ jego ojciec za życia był znanym wytwórcą kredy. Chłopak oddałby wszystko, aby stać się Rytmatysą. Z drugiej strony Melody – pochodzi z bogatej i poważanej rodziny, w której niemalże każdy jej członek jest Rytmatystą (co jest zazwyczaj niespotykane, bo to nie jest umiejętność dziedziczna) i, gdyby mogła, zarzuciłaby szkolenie sekretnej sztuki w każdym momencie.

Odrobinę gorzej idzie Sandersonowi prowadzenie samej intrygi. Czytelnik w sumie już po pierwszych kilku rozdziałach potrafi odgadnąć, kto jest głównym przeciwnikiem naszych bohaterów i – chociaż pisarz zręcznie wplata w fabułę parę plot twistów – to koniec końców jednak przewidywania poczynione na początku lektury okazują się bezbłędnie trafiać w cel.

Jak pisałam w recenzji Do gwiazd, nad powieściami młodzieżowymi Brandona Sandersona krąży chyba jakieś fatum, ponieważ w praktyce okazują się gorsze jakościowo od reszty jego książek. Rytmatystę czyta się bardzo przyjemnie, na pewno jest to coś nowego, ponieważ sam pomysł na fabułę powieści bardzo wyróżnia się na tle innych. Jednak trudno mi nie przyznać, że czytałam też lepsze historie tego pisarza i, gdy będę komuś polecać jego twórczość oraz wymieniać ulubione tytuły, Rytmatysta jednak nie znajdzie się pośród nich.

tytuł: Rytmatysta
autor: Brandon Sanderson
tłumaczenie: Anna Studniarek-Więch
wydawnictwo: Mag
tytuł oryginału: The Rithmatist
 data wydania: 27 lutego 2019
 ISBN: 9788374808385
 liczba stron: 310
 kategoria: fantastyka, fantasy, science fiction
 język: polski

 

O twórczości Brandona Sandersona pisałam między innymi również tutaj:

Bezkres magii

Do gwiazd

Dusza cesarza

Elantris

Rozjemca

Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze