Podoba się?

Lubię cykl „Wehikuł czasu” Domu Wydawniczego Rebis, ponieważ dzięki zgromadzonym w tej serii książkom można poznać, jak żyjący kilkadziesiąt lat temu pisarze wyobrażali sobie przyszłość rodzaju ludzkiego i jego rozwój. Przy okazji lektura tych historii stanowi świetną okazję do obserwowania zmian zachodzących w literaturze fantastycznonaukowej na przełomie dziesięcioleci. „Drzwi do lata” Roberta A. Heinleina, o których chcę Wam opowiedzieć, pierwszy raz ujrzały światło dziennie w 1957 roku i są idealnym przykładem tytułu prezentującego obie przedstawione wyżej kwestie, ale przede wszystkim jest to ciekawa i nieszablonowa historia o miłości.

Tylko uprzedzam, że sięgając po recenzowaną książkę, nie wybierzecie się w podróż do odległej przyszłości z ludzkością kolonizującą cały Układ Słoneczny bądź prowadzącą międzygalaktyczne wojaże. Zamiast tego wciąż zostaniecie na naszej Ziemi, tylko cofniecie się do roku 1970. To nasza przeszłość, tylko taka dziwna i mocno intrygująca, ponieważ świat z wizji Heinleina jest dalece zaawansowany technologicznie i pod pewnymi względami wyprzedza dzisiejsze realia. Choć mam nadzieję, że to tylko stan przejściowy i wkrótce doczekamy się przynajmniej kilku cudownych wynalazków, prezentowanych na kartach „Drzwi do lata”.

Poznajcie Dana B. Davisa inżyniera i genialnego wynalazcę, który uważa, że osiągnął w życiu wszystko: zbudował prężnie rozwijającą się firmę, wynalazł robota, mającego zrewolucjonizować przyszłość. Podobnie dobrze mu idzie w życiu prywatnym. Ma przyjaciela będącego również jego wspólnikiem, a także ukochaną kobietę. Przynajmniej tak mu się wydaje do czasu, gdy ta chciwa oraz podstępna dwójka postanawia odebrać bohaterowi dorobek życia. Zostawiony w samych skarpetach i z kotem pod pachą, zrozpaczony i postawiony pod ścianą Dan postanawia spędzić trzydzieści lat w długim śnie – czymś w rodzaju hibernacji – aby zacząć wszystko od nowa w przyszłości.

Z początku nie lubiłem Davisa, gdyż był dla mnie zbyt wyidealizowany. Wiecie, taki grzeczny, poukładany, doskonały oraz błyskotliwy typ faceta, który zawsze ma rację. Poza tym jednocześnie strasznie nużący, zbyt dużo gadający i pozbawiony ikry mężczyzna, wolący odejść niż postawić się przeciwnościom losu. Na szczęście z biegiem czasu mój odbiór tego bohatera uległ diametralnej zmianie. Wszystkie trudności, jakie napotkał na drodze, sprawiły, że przestał być męczący, a jego kombinowanie i walka o swoje, zwłaszcza niezbyt czyste zagrania, dodały mu charakteru. Przestał uciekać z podkulonym ogonem i zaczął działać. Dzięki temu nabrałem chęci do poznawania dalszego ciągu jego historii. Ciekawiło mnie również to, czy uda mu się zrealizować swoje plany.

W „Drzwiach do lata” Heinlein prezentuje podróż w czasie na skróty. Autor nie sięga po takie rozwiązanie fabularne jak budowa urządzeń pozwalających zaglądać w różne epoki. Co prawda mamy tutaj do czynienia z przejażdżką tylko w jedną stronę i bez możliwości powrotu, ale jednak jest to lepsze niż rezygnacja z szansy zobaczenia na własne oczy, jak świat będzie wyglądać za kilka czy kilkadziesiąt lat. Jednakże recenzowanej powieści bliżej do obyczajówki czy historii miłosnej osadzonej w realiach science-fiction niż do typowej fantastyki naukowej, przez co elementy fantastyczne oraz zaawansowana technologia często schodzą na dalszy plan. Nie jestem fanem takich romantycznych powieści, ale w tym wypadku w ogóle mi to nie przeszkadzało, ponieważ autor przedstawił wszystko w wyjątkowy i niebanalny sposób. Dzięki temu poznawanie losów Dana było przyjemną przygodą.

Czytałem „Hioba. Komedię sprawiedliwości” Robert A. Heinleina i myślałem, że wiem, czego mogę się spodziewać, sięgając po „Drzwi do lata”. Otóż myliłem się, a recenzowany tytuł mocno mnie zaskoczył i to w pozytywny sposób. W wypadku tej książki nie mamy już do czynienia z nudnym oraz suchym snuciem historii, na co narzekałem w innych powieściach z cyklu „Wehikuł czasu”. Zamiast tego są tutaj emocje! To takie niezwykłe i odświeżające, jakby tekst żył. Szkoda tylko, że w „Drzwiach do lata” nie brakuje też rozległych, przegadanych i drętwych fragmentów, ale chyba nie można mieć wszystkiego.

Recenzowany tytuł ma kilka wad, ale na szczęście znacznie więcej w nim zalet. Poza tym jest to lekka, przyjemna, intrygująca i pomysłowa historia, która dostarczyła mi mnóstwo radochy. Na obecną chwilę „Drzwi do lata” to najlepsza książka, jaką przeczytałem w serii „Wehikuł czasu”. Więc jeśli mieliście do czynienia z innymi dziełami wchodzącymi w skład Rebisowego cyklu, to zdecydowanie musicie sięgnąć po powieść Roberta A. Heinleina.

  • Autor: Robert A. Heinlein
  • Tytuł: Drzwi do lata
  • Tytuł oryginału: The Door into the Summer
  • Tłumaczenie: Zbigniew A. Królicki
  • Seria: Wehikuł czasu
  • Wydawnictwo: REBIS
  • Wydanie: I
  • ISBN: 978-83-8188-025-1
  • Format: 135 x 215 mm
  • Oprawa: zintegrowana
  • Ilość stron: 264
  • Data wydania: 11 lutego 2020
  • Cena: 39,99 zł

Moje pozostałe recenzje serii “Wehikuł czasu”:

Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze