„Cień utraconego świata” – James Islington – recenzja

Podoba się?
„Cień utraconego świata”

„Cień utraconego świata” autorstwa Jamesa Islingtona to pierwszy tom „Trylogii Licaniusa”, cyklu fantasy, który na polskim rynku ukazał się nakładem wydawnictwa Fabryka Słów. Powieść już przed premierą przez wielu określana była jako najlepsza książka roku 2021, ale czy tak jest naprawdę?

Davian ma 16 lat, jest Obdarzonym i wkrótce będzie musiał przejść Próby. Jednak jego zdolność panowania nad Mocą jest zerowa. A przynajmniej nad tą, do której może się przyznać. Jeśli nie podoła wyzwaniu, czeka go los Cienia – człowieka brutalnie pozbawionego praw do posługiwania się magią, traktowanego gorzej niż karaluch. Gdy nadarza się okazja, sądząc, iż kierują nim słuszne pobudki, chłopak ucieka, wyruszając w podróż mającą na celu uratowanie całego znanego mu świata przed najeźdźcami z dalekiej północy. Lecz szybko okazuje się, że to, co uważał za pewnik, może być kłamstwem, a ci, których nazywał przyjaciółmi, są tylko oszustami.

Nie można odmówić Islingtonowi rozmachu. „Cień utraconego świata” to blisko 900 stron przygód, magii i tajemnic. Szczególnie coś dla siebie znajdą tu fani takich autorów jak Patrick Rothfuss czy Brandon Sanderson. Jednak, choć inspiracje są widoczne, do czego Islington sam się przyznaje, „CUŚ” nie jest kopią żadnej z tych powieści. Autor wykreował swoją własną, unikalną historię, która prowadzi Czytelnika przez krainy pełne niebezpieczeństw.

Świat, w którym żyje Davian, pełen jest podziałów i nie mówię tu wyłącznie o klasycznym rozróżnieniu na biednych i bogatych. Najgorzej jest być augurem, Obdarzonym (choć oni sami też nie mają lekko) o specjalnej moc, który schwytany może liczyć wyłącznie na śmierć. Jednak to dopiero wierzchołek góry lodowej tego, kogo można spotkać na kartach powieści. W trakcie lektury nie trudno wywnioskować, iż istot władających mocą jest znacznie więcej, niż autor zdecydował się już zdradzić.

James Islington, przynajmniej początkowo, snuje swoją opowieść niespiesznie, podsuwając Czytelnikowi więcej tajemnic i pytań niż odpowiedzi. Lecz wraz z opuszczeniem przez głównego bohatera szkoły historia zaczyna nabierać tempa, a Davian i towarzyszący mu przyjaciel Wirr nie mogą liczyć na spokój i chwile wytchnienia. Całość napisano lekkim stylem, dzięki czemu lektura jest łatwa i przyjemna. Aczkolwiek toczące się wydarzenia zmuszają odbiorcę do skupienia, gdyż nigdy nie wiadomo, co okaże się istotne na późniejszym etapie powieści.

Przyznam, że miałam pewien problem z kreacją bohaterów. Chociaż są oni ciekawi i zróżnicowani, a każdy z nich ma swoją charakterystyczną cechę, wydawali mi się zbyt dorośli i dojrzali jak na swój wiek. Zwłaszcza, jeśli chodzi o funkcje, które z czasem im przydzielano. Rozumiem, iż są istotni dla fabuły i to wokół nich obracają się wydarzenia, lecz wypadło to mało wiarygodnie i jako Czytelnik miałam wrażenie, że mowa o dorosłych osobach, a nie nastolatkach.

Islington w swojej debiutanckiej książce zawarł wszystko, co mieć powinno dobre fantasy. Chwilami miałam wręcz odczucie, że autor próbował chwycić zbyt wiele przysłowiowych srok za ogon. Mamy tu magię, tajemniczą Barierę oddzielającą krainy, pradawnego wroga, który powraca, odnajdywanie swego przeznaczenia, przyjaźń i zdradę, ale też podróże w czasie, wojnę, nieznane istoty i złamane serca. Można poczuć się przytłoczonym. Na szczęście James Islington dość wprawnie manewruje między tymi elementami, mam tylko nadzieję, iż w kolejnych częściach trylogii niektóre z nich okażą się mieć znaczenie dla fabuły, a nie będą tylko, kolokwialnie rzecz ujmując, zapychaczem między scenami.

„Cień utraconego świata” to przyjemne fantasy. Historia drogi – tej dosłownej i metaforycznej – jaką przejść musi nie tylko główny bohater, Davian, ale też jego przyjaciele i wrogowie. Jak na powieściowy debiut wypada całkiem dobrze i mimo kilku, moim zdaniem, niedoskonałości zasługuje na uwagę i przeczytanie. Niech Was nie zraża objętość, książkę czyta się szybko, choć nie ma litości dla nadgarstków. Czy „Cieniowi utraconego świata” rzeczywiście należy się miano najlepszej książki 2021 roku? Zapytajcie mnie w grudniu, bo kto wie? Może planowane przez Fabrykę Słów na jesień „Echa przyszłych wypadków”, czyli drugi tom trylogii, przebiją część pierwszą. Miejsca na podium są trzy, a każde z nich równie dobre.

Tytuł oryginału: The Shadow of What Was Lost
Tłumaczenie: Grzegorz Komerski
Premiera: 5 maja 2021
ISBN: 978-83-7964-643-2
Oprawa: zintegrowana
Liczba stron: 880

Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze