Podoba się?

Magiczna, niemoralna i zaskakująca kontynuacja bestsellerowej sagi “Córa lasu”.

Od samego początku pobytu w elfim lesie Apopi postrzegana jest jako intruz – szkodnik, którego należy się pozbyć. Nie spodziewa się, by nadciągający, wytoczony przeciwko niej Proces Sprawiedliwych był naprawdę sprawiedliwy.

Dziewczyna nie ma jednak zamiaru się poddać. Dąży do konfrontacji i będzie walczyć o siebie i o życie mężczyzny, który jeszcze do niedawna był jej największym wrogiem.

Czy praworządne elfy postąpią wobec Apopi uczciwie i rozpatrzą jej sprawę

bezstronnie? Jak daleko będą w stanie się posunąć, by pozbyć się jej z Lasu Północnego?

Czy powinna uwierzyć w dobre intencje tych, którzy będą chcieli jej pomóc?

Czy udowodni, że zasługuje na miano hegemona?

Historia o pięknie utopijnej społeczności podszytej zgnilizną. Oto długo wyczekiwany drugi tom powieści o Synach i Córach Lasu.

FRAGMENT

Rozdział I
budził mnie dzwonek do drzwi. Irytujący brzęczyk wibrował w powietrzu, przeganiając leniwy spokój. Zwlekłam się z kanapy. W tle, na ekranie telewizora widziałam inny program niż ten, który oglądałam.
Jak długo drzemałam?
Za drzwiami stała Katelyn, uśmiechnięta, ubrana w słonecznikową sukienkę.
Dobrze wygląda, ale przecież mamy jesień, trochę za chłodno na taki strój. No i to zupełnie nie jest w jej guście.
– Spałaś? – zapytała.
– Chyba tak…
– Wychodzimy! – zarządziła. – Wiesz, jak ładnie jest dzisiaj na zewnątrz?
– Teraz? – zapytałam skołowana. – Która godzina?
– Od tygodni przekładałyśmy ten piknik! Nie dam się więc zbyć. – Wypowiedziała te słowa z uśmiechem na twarzy, ale widziałam, że ją nieco zirytowałam. – Ubieraj się i idziemy. – Popchnęła mnie zdecydowanie w stronę szafy.

Chwilę później siedziałyśmy już na czerwono-białym kocyku w kratę. Wokół nie było nikogo, tylko my. Straszny upał. Dlaczego sądziłam, że jest jesień, choć ewidentnie był środek lata? Czemu Katelyn nie powstrzymała mnie od włożenia skórzanej kurtki i długich spodni?
Zaraz się ugotuję!
Byłyśmy w parku, który z tego, co kojarzyłam, parę lat temu zrównano z ziemią i przeistoczono w nowoczesną mieszkaniówkę. Czytałam o tym w lokalnych wiadomościach. Wciąż pamiętałam, jak było mi smutno z tego powodu. Bowiem w tym miejscu jako dziecko wielokrotnie się bawiłam. Kiedyś mieszkałam w pobliżu – biegałam klonowymi alejami,
wdrapywałam się na co przystępniejsze drzewa, a w krzakach tworzyłam tajne bazy.
Czy to możliwe, że jednak go nie zlikwidowali? Może artykuł dotyczył innego parku? Tylko że ja byłam przecież tego pewna…
– Podasz mi pomarańcze? To je obiorę – zaszczebiotała Katelyn, trzymając w prawej ręce nóż.
Czemu ona dzisiaj taka szczęśliwa? Pomarańcze? Latem? I skąd wziął się ten wiklinowy koszyk? Nie kojarzę, żebyśmy go tu przyniosły… Otworzyłam jego klapy w poszukiwaniu cytrusów, ale nie było ich tam. W gruncie rzeczy to nie było niczego poza paczką papierosów – zmarszczyłam brwi – która była całkowicie mokra.
– Skomlaj o łaskę. – Usłyszałam za plecami niski, chropowaty damski głos, który z pewnością nie należał do mojej przyjaciółki.
Obróciłam się gwałtownie. Na kocu nie siedziała Katelyn ani żadna inna kobieta, tylko czarnowłosy mężczyzna o bladej cerze. Wydawał się dziwnie znajomy, choć byłam pewna, że nigdy wcześniej nie widziałam tych zimnych, ciemnych oczu. Zapamiętałabym je…
Nachylił się w moją stronę, dzierżąc ten sam nóż, którym jeszcze przed chwilą miały być obrane nieistniejące pomarańcze. Odruchowo próbowałam się odsunąć, ale zanim wykonałam jakikolwiek ruch, zdążył się zamachnąć i wycelować we mnie ostrzem. Zacisnęłam powieki.
– Oddaję ci się. – Usłyszałam głos, który dobrze znałam, ale nie byłam pewna skąd.
Chwilę później zasmakowałam pełnych ust i metalicznej krwi. Pod powiekami przeleciały mi rozmazane obrazy, jakby wspomnienia, ale jakieś obce… raczej nie moje.
Serce załomotało szybciej. Oczywiście, że go znałam. To ten chłopak z baru, który nie chciał niczego zamówić. Poczułam, jak mnie popycha z całej siły, by powalić i przygwoździć do podłoża.
Otworzyłam oczy i nacisk zniknął, napastnik też…? Ale jak to? Zdezorientowana zaczęłam się rozglądać, by odkryć, że znowu mi coś umknęło… Wcale nie leżałam na kocu na trawie, tylko na łóżku z baldachimem.
Łóżko pośrodku parku?! Co do jasnej cholery?!
Chciałam z niego zejść jak najszybciej i zacząć uciekać – sama nie wiem przed czym, ale działo się tutaj ewidentnie coś dziwnego. Zanim jednak wykonałam jakikolwiek ruch, ktoś złapał mnie za ramię.
Czarnowłosy mężczyzna wciąż tu był?!
Silne dłonie oplotły mnie i pociągnęły z powrotem na łoże. Dotyk ten był jednak zgoła inny od poprzedniego. Piękna, nieludzko wyglądająca istota pogładziła mnie po policzku. Szczupłą twarz postaci okalały długie, proste, śnieżnobiałe włosy, spod których wystawały pikujące ku górze uszy. Lekko skośne, szmaragdowe oczy sprawiały wrażenie rozbawionych.
Był idealny. Cały mój strach ulotnił się w jednej chwili. Ktoś tak piękny
nie mógł być przecież zły… Czyż nie?
– Pocałuj mnie, złotko – szepnął osobnik.
Chwyciłam go za czarną koszulę, której dałabym słowo jeszcze przed chwilą na sobie nie miał, przyciągnęłam do siebie i złożyłam pocałunek na jego cienkich ustach.
Co ja robię?!
On tylko na to czekał. Całował pieszczotliwie, tak że nie miałam wątpliwości, z kim byłam, choć nie wiedziałam, skąd go znałam…
Czy to miało jakikolwiek sens?
Zamknęłam oczy i zaczęłam chłonąć ten długo wyczekiwany pocałunek.
Długo wyczekiwany?
Popchnął mnie na poduszki, a jego usta stały się natarczywe, nachalne i przyznaję, że w jakiś sposób mi to pochlebiało. Uniosłam powieki. Czarne oczy… patrzyły na mnie z pragnieniem.
Dlaczego wcześniej tego nie dostrzegłam?
Pojedyncze zimne krople zbłądziły na moje rozgrzane policzki.
Deszcz? Noc?
Kiedy zrobiło się tak późno?
Nad naszymi głowami zwisało rozzłoszczone, ciemne niebo. Zagrzmiało. Pościel zaczęła nasiąkać wodą w ekspresowym tempie. Miałam wrażenie, że zaraz w niej utonę – serce łomotało mi ze strachu – choć myśl ta nie miała żadnego sensu.
Czarnowłosy pochylał się nade mną z paskudnym uśmiechem. Na jego twarzy malował się triumf. Podążyłam za jego spojrzeniem… Z mojej klatki piersiowej wystawał nóż, a lepka, bordowa ciecz zalewała ubranie!
Ale jak to?!
Chwyciłam za rękojeść i zacisnęłam powieki gotowa na nadchodzący ból.
Wyciągnęłam ostrze, otworzyłam oczy i ujrzałam, że już nie leżałam, a siedziałam okrakiem na popielatowłosej elfce…
Przygwoździłam ją do twardej, chropowatej ziemi. Jej niebieskie oczy były zamglone, a może nie? Może szkliste? Uchodziło z nich życie.
Uniosłam dłoń i wbiłam sztylet jeszcze raz. Wchodził gładko, skóra nie stawiała oporu. Po kilku sekundach powtórzyłam tę czynność. Krew trysnęła. Obryzgała mi twarz. Skleiła włosy. Metaliczny zapach uderzył w nozdrza. Było duszno, lepko, brudno i ciepło.
Szum złości kipiał mi w głowie, buzowała we mnie nienawiść…
To nie mogłam być ja. To nie moje uczucia! Ja bym nigdy…! To nie ja okaleczyłam to martwe ciało! To nie ja ją zabiłam! Ale to moje dłonie dzierżyły nóż.
Błagam niech to się skończy!
Otworzyłam usta, chciałam krzyczeć, wołać o pomoc, ale wydarł się z nich tylko histeryczny śmiech.
Zerwałam się jak oparzona. Serce wyrywało mi się spomiędzy żeber. Rozejrzałam się.
Gdzie jestem? Co to za pokój?!
Po chwili wszystko zaczęło się układać, wracać na miejsce. To był sen. Koszmar. Paskudny, obleśny, taki co zostanie jeszcze na długo w mojej głowie. Kolejny. Westchnęłam. Usiadłam powoli na łóżku. Byłam w swojej kwaterze, w tym przeklętym lesie.
Skąd mi się wziął ten park? Nie byłam w nim od wieków. Dlaczego akurat on mi się przyśnił?
I ta elfka… Co noc widzę jej twarz, jej puste oczy… Kim ona jest, że nie daje mi spokoju? Przeczesałam dłonią włosy.
Zaraz! Lawina wspomnień zwaliła mi się na głowę. Wszystkie wydarzenia z ulewnej nocy przemknęły przed oczami – ucieczka od tańczących w narkotycznym transie biesiadników, atak ze strony elfki, ból, ciemna, zatęchła jaskinia, strach przed śmiercią i Sheut zabijający napastniczkę… Nie… ratujący mnie.
Zaraz… Sheut! Właśnie! Gdzie jest Sheut?! Rozejrzałam się. Nie ma go!
Zabrali go!
Ruszyłam biegiem do drzwi.

  • Autor: J.K. Komuda
  • Tytuł: Córa lasu. Kapłanka chaosu
  • Cykl: Córa lasu, tom 2
  • Wydawnictwo: BookEdit
  • Ilość stron: 420
  • Data wydania: 27 października 2022
Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze